Oto jest miłość. Dwoje ludzi spotyka się przypadkiem, a okazuje się, że czekali na siebie całe życie.
Ronni
To już dzisiaj, najważniejszy dzień w moim życiu. Stoję przed lustrem ubrana w białą kreację. Z piękną fryzurą Został jeszcze makijaż, ale ja nie widzę w tym najmniejszego sensu, bo ciągle płaczę. Daniell wszystkimi sprawnie dyrygowała. Niezły byłby z niej dyktator. Pomalowana zeszła ma dół gdzie moje przyszła teściowa bawiła się z Morgan. Moja córeczka była ubrana w czerwoną sukienkę.
- Pięknie wyglądasz Ronni.- stwierdziła. Dziwnie było się przyzwyczaić do jej uprzejmości.- Denerwujesz się?
- Cholernie.- odpowiedziałam.
Przydał by mi się teraz Louis. Wytrzymam za godzinę już go zobaczę stojącego w przeciwległym końcu kościoła. Trema bierze górę. Próbuję złapać normalny oddech. Jak wszystkie byłyśmy gotowe, wyszłyśmy z domu, a tam czekały dwie wielkie limuzyny.
W końcu byłam w kościele, trochę było mi smutno, że nie ma przy mnie rodziców, ale miejsce taty przy moim boku zajął mój wujek. Odnowiłam kontakty z rodziną.
- Wiesz jacy oni byli by z ciebie dumni.- powiedział.
- Szkoda, że ich nie ma.- stwierdziłam ze smutkiem.
Wujek zrobił to co zwykle jak byłam mała i rodzice wyjeżdżali. Złapał mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Wiedziałam co teraz padnie z jego ust.
- Weroniko ona zawsze są przy tobie, nawet jeśli są daleko stąd.
- Wiem to wujku.
Rozległy się pierwsze dźwięki marszu weselnego. Prowadzona przez wujka w stronę Louisa. Jak zawsze wyglądał olśniewająco. Oboje staliśmy przed księdzem. Przyszła pora na wypowiedzenie przysięgi.
- Ja Louis William Tomilnson biorę Ciebie Weroniko za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Weronika Rosati biorę Ciebie Louise za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przyszedł czas na obrączki, jeszcze ich nie widziałam, bo to była niespodzianka.
-Weroniko przyjmij te obrączkę na znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- na moim palcu znalazła się piękna obrączka.
- Louise przyjmij te obrączkę na znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Nasze usta spotkały się w delikatnym pocałunku. W kościele rozległy się brawa. Wychodząc zostaliśmy obsypani ryżem. Louis podniósł mnie na ręce i zaczął kręcić. W końcu znowu mogłam spokojnie ustać na nogach. Wszyscy składali nam gratulacje. Byłam cholernie szczęśliwa.
Przyszedł czas na wesele. Pierwszy taniec, bardzo dobrze czułam się w ramionach Louisa. Dołączyły się do nas inne pary. Kilka łez spadło na moje policzki.
- Ronni co jest?- zapytał zmartwiony Louis.
- To ze szczęścia.- odpowiedziałam.
Po paru godzinach przyszła pora na rzucanie bukietem, który trafił prosto w ręce Daniell. Krawat Louisa trafił do rąk Liama. Morgan została pod opieką mamy Louisa. Wymknęliśmy się z własnego ślubu. Na balkonie naszego pokoju obserwowaliśmy gwiazdy.
- Kocham cię.- powiedział Louis.
Jego usta wędrowały po mojej szyji, a rękoma odpinał liczne guziczki mojej sukni.
- Panie Tomilnson na co ma pan ochotę?- zapytałam odsuwając się od niego.
- Na panią, pani Tomilnson.
Znowu znalazłam się w jego ramionach. Położył mnie delikatnie na łóżku i z powrotem zaczął całować.
__________________________________________________________
Ostatni rozdział za nami. Jak najszybciej postaram się dodać epilog. Jest mi strasznie smutno kończąc to opowiadanie. Ale muszę. No to mile widziane komentarze.