czwartek, 31 stycznia 2013

Dwadzieścia osiem

Oto jest miłość. Dwoje ludzi spotyka się przypadkiem, a okazuje się, że czekali na siebie całe życie.

Ronni
To już dzisiaj, najważniejszy dzień w moim życiu. Stoję przed lustrem ubrana w białą kreację. Z piękną fryzurą Został jeszcze makijaż, ale ja nie widzę w tym najmniejszego sensu, bo ciągle płaczę. Daniell wszystkimi sprawnie dyrygowała. Niezły byłby z niej dyktator. Pomalowana zeszła ma dół gdzie moje przyszła teściowa bawiła się z Morgan. Moja córeczka była ubrana w czerwoną sukienkę
- Pięknie wyglądasz Ronni.- stwierdziła. Dziwnie było się przyzwyczaić  do jej uprzejmości.- Denerwujesz się?
- Cholernie.- odpowiedziałam.
Przydał by mi się teraz Louis. Wytrzymam za godzinę już go zobaczę stojącego w przeciwległym końcu kościoła. Trema bierze górę. Próbuję złapać normalny oddech. Jak wszystkie byłyśmy gotowe, wyszłyśmy z domu, a tam czekały dwie wielkie limuzyny. 
W końcu byłam w kościele, trochę było mi smutno, że nie ma przy mnie rodziców, ale miejsce taty przy moim boku zajął mój wujek. Odnowiłam kontakty z rodziną.
- Wiesz jacy oni byli by z ciebie dumni.- powiedział.
- Szkoda, że ich nie ma.- stwierdziłam ze smutkiem.
Wujek zrobił to co zwykle jak byłam mała i rodzice wyjeżdżali. Złapał mnie za ramiona i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. Wiedziałam co teraz padnie z jego ust.
- Weroniko ona zawsze są przy tobie, nawet jeśli są daleko stąd.  
- Wiem to wujku.
Rozległy się pierwsze dźwięki marszu weselnego. Prowadzona przez wujka w stronę Louisa. Jak zawsze wyglądał olśniewająco. Oboje staliśmy przed księdzem. Przyszła pora na wypowiedzenie przysięgi.
- Ja Louis William Tomilnson biorę Ciebie Weroniko za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja Weronika Rosati biorę Ciebie Louise za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przyszedł czas na obrączki, jeszcze ich nie widziałam, bo to była niespodzianka.
-Weroniko przyjmij te obrączkę na znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.- na moim palcu znalazła się piękna obrączka.
- Louise przyjmij te obrączkę na znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Nasze usta spotkały się w delikatnym pocałunku. W kościele rozległy się brawa. Wychodząc zostaliśmy obsypani ryżem. Louis podniósł mnie na ręce i zaczął kręcić. W końcu znowu mogłam spokojnie ustać na nogach. Wszyscy składali nam gratulacje. Byłam cholernie szczęśliwa.
Przyszedł czas na wesele. Pierwszy taniec, bardzo dobrze czułam się w ramionach Louisa. Dołączyły się do nas inne pary. Kilka łez spadło na moje policzki.
- Ronni co jest?- zapytał zmartwiony Louis.
- To ze szczęścia.- odpowiedziałam.
Po paru godzinach przyszła pora na rzucanie bukietem, który trafił prosto w ręce Daniell. Krawat Louisa trafił do rąk Liama. Morgan została pod opieką mamy Louisa. Wymknęliśmy się z własnego ślubu. Na balkonie naszego pokoju obserwowaliśmy gwiazdy.
- Kocham cię.- powiedział Louis. 
Jego usta wędrowały po mojej szyji, a rękoma odpinał liczne guziczki mojej sukni.
- Panie Tomilnson na co ma pan ochotę?- zapytałam odsuwając się od niego.
- Na panią, pani Tomilnson.
Znowu znalazłam się w jego ramionach. Położył mnie delikatnie na łóżku i z powrotem zaczął całować.
__________________________________________________________
Ostatni rozdział za nami. Jak najszybciej postaram się dodać epilog. Jest mi strasznie smutno kończąc to opowiadanie. Ale muszę. No to mile widziane komentarze.


środa, 30 stycznia 2013

Dwadzieścia siedem

Ronni
Dojechaliśmy w końcu na miejsce. Czułam się źle, ale starałam się tego nie okazywać bo Louisowi włączyłby się tryb 'opieka'. Powoli wysiadłam z auta czując, że kręci mi się w głowie, pochyliłam się do przodu, czując że moje nogi nie utrzymają mojego ciężaru. W porę przy mnie znalazł się mój narzeczony. Spojrzał na mnie zatroskany.
- Ronni co jest?
- Nic tylko trochę zakręciło mi się w głowie.- odpowiedziała, ale dla pewności cały ciężar ciała oparłam o niego.- Już mi lepiej.- dodałam. 
- Na pewno?
- Tak Louis, już mi lepiej.
Louis słabo był przekonany, ale mi odpuścił. Wyją Morgan z fotelika i weszliśmy do środka. Ona działa na wszystkich, każdy od razu się nią zachwyca, z czego ten szkrab jest zadowolony bo kocha być w centrum uwagi. Nawet mama Louisa patrzyła na nią z uwielbieniem. Pół przytomna opierałam się o Lou.
- Skarbie może się położysz?- zapytał. 
Pokiwałam twierdząco głową. Mój narzeczony zaniósł mnie do swojego pokoju. Tak przy najmniej myślałam. Pocałował mnie w czoło i wyszedł, a ja odpłynęłam w krainę błogiego snu.
Louis
Zszedłem na dół, martwiłem się o Ronni strasznie blado wyglądała. W salonie siedziała mama z Morgan na kolanach. Patrzyłem na to zaszokowany.
-śliczna jest.- powiedziała mama.- I ma takie niebieskie oczy jak ty.- dodała.- Louis ja przepraszam. Mam nadzieję, że mi wybaczysz synku.
- Wybaczę, ale ty musisz zaakceptować Ronni. Bierzemy ślub.- podałem jej zaproszenie.
- Strasznie się cieszę synku, na prawdę.
Ronni miała rację, nie chcę tracić rodziców. Patrzyłem jak moja mama bawi się z moją córeczką.
Lipiec
Ronni
Dzisiaj czeka mnie wybieranie sukni ślubnej. Daniell nie ma nade mną litości. Wstałam z wygodnego łóżka i poszłam do łazienki. Szybki prysznic, ubrałam się w seledynową bokserkę i rybaczki. <klik>. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie już brunetka. Bawiła się z Morgan.
- Fajnie, że już wstałaś miałam zamiar cię iść budzić ale Louis mi zabronił.- powiedziała.
- Dziękuję kochanie.- zwróciłam się do Louisa, który przygotowywał śniadanie.
- Nie ma za co.- odpowiedział i mnie pocałował.- Daniell zjesz z nami śniadanie?
- Ostatnio zachowuję się jak Niall i jedzenia nie odmawiam.- zaśmiała się dziewczyna.
Zjadłyśmy śniadanie i poszłyśmy na podbój sklepów. Po paru godzinach Daniell miała mnie serdecznie dość na każdą sukienkę kręciłam nosem. Szłyśmy do kolejnego sklepu. Weszłyśmy a ta idealna sukienka dla mnie. Oczy mi się zaświeciły z radości. Chwilę później stałam w przebieralni i przy pomocy Daniell zakładałam to cudo. 
- I jak?- zapytałam okręcając się.
- Cudowna, idealna. Przyniosę ci do tego jeszcze buty. 
Dani wyszła a ja przypatrywałam się swojemu obiciu. Dziewczyna wróciła z pięknymi butami.
- Biorę ją i buty.
Louis
Morgan zawiozłem do chłopaków i razem z Harry poszliśmy szukać obrączek. Musiały być wyjątkowe, tak jak moja Ronni. Obejrzeliśmy tyle wzorów, w tylu różnych sklepach.
- Louis a te?- zapytał Harry z nadzieją pokazując mi obrączki. Z białego złota z diamentem i delikatnym wzrokiem, który po złączeniu obu obrączek tworzył serce.
- Tak te.
_______________________________________________
Mam nadzieję, że się wam spodoba bo mi nawet. Z przykrością stwierdzam, że do końca został nam tylko jeden rozdział i epilog. Więc jako, że to już koniec założyłam nowe opowiadanie też o Louise serdecznie zapraszam Pamięć serca.
Razem z moją koleżanka Alicją prowadzimy też wspólnie dwa nowe blogi na które też chciałabym zaprosić Dziewczyny księciunia i Książęca córka . Serdecznie zapraszam. 
No to do następnego i mile widziane komentarze.  

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Dwadzieścia sześć

Ronni
Czerwiec
Z Louise postanowiliśmy zrobić ślub tylko dla najbliższych. Wybieraliśmy właśnie zaproszenia i zastanawialiśmy się nad ich ilością.
- Liam, Harry, Zayn, Niall,Edd, dziewczynki, Josh.- wymieniał- Ktoś jeszcze?
- Twoi rodzice.- dodałam.- Ja wiem jak to jest stracić rodziców i ty nie rób tego na własne życzenie.
- No niech ci będzie.- niechętnie zgodził się Louis.
Kupiliśmy odpowiednią ilość zaproszeń i kopert. Mała dzisiaj była u chłopków. Wróciliśmy do domu i zaczęliśmy wypisywać zaproszenia. W końcu wszystkie były wypisane. Pojechaliśmy po małą do chłopaków i od razu zmierzliśmy wręczyć im zaproszenia. Morgan siedziała razem z Liamem, oglądali bajki. 
- Gdzie reszta?- zapytałam dosiadając się do niego i biorąc małą na kolana.
- Harry zaraz przyjdzie z Juli, Zayn na randce z Pezz, a Niall w Nandos spodobała mu się kelnerka.- odpowiedział Liam.- A wy po małą?
- Tak i chcieliśmy dać wam zaproszenia.
- Już wyznaczyliście datę ślubu?
- Tak, na 12 lipca.- odpowiedział Louis. Z torebki wyjęłam cztery białe koperty.- Dasz chłopakom.
- Jasne. A kto będzie twoim świadkiem?- zapytał go Liam
- No kto? Harry.
- Co ja?- zapytał loczek wchodzący do domu ze swoją dziewczyną Julie.
- Chciałem cię zapytać, czy zostaniesz moim świadkiem?
- Oczywiście, że tak.- zgodził się Harry.
- Liam gdzie Dani?- zapytałam.
- Na górze, źle się czuje.- odpowiedział zatroskany.
- Pójdę do niej. Weźmiesz Morgan?
- Ja wezmę.- oznajmił Harry i wziął ode mnie córkę. 
Poszłam do sypialni, moja przyjaciółka siedziała na podłodze i płakała.
- Dan co jest?- zapytałam siadając obok niej.
Dziewczyna przytuliła się do mnie i dalej zaczęła płakać. W końcu się uspokoiła.
- No bo ja jestem w ciąży.- powiedziała.
- To czemu płaczesz? Liam wie bo się nie chwalił?
- Nie wie. Ronni a jego kariera. Ja nie chcę mu tego zepsuć.
- Louisowi dobrze idzie łączenie tych dwóch rzeczy. Jestem pewna, że Liam się ucieszy. Chodź powiesz mu.
Niechętnie podniosła się z podłogi, zeszliśmy na dół. Daddy spojrzał na swoja dziewczynę, która była zapłakana.
- Dan, kochanie co się stało?- zapytał podchodząc do niej.
- No bo ja jestem w ciąży.- powiedziała chowając twarz w dłonie i znowu zaczynając płakać.
- Kochanie nie płacz.- poprosił Liam, który nie mógł ukryć swojego szczęścia.
- Ty się cieszysz?- zapytała zaszokowana.
- Tak, cholernie się cieszę.
Po gratulacjach dla przyszłych rodziców wróciliśmy do domu. Morgan spała w foteliku.
- Ty ją odepnij.- powiedziałam.- Przynajmniej się nie obudzi.
- Okej.
Weszliśmy do domu, Lou położył Morgan do łóżeczka, a ja zabrałam się za robienie kolacji. Zjedliśmy pyszne kanapki przed telewizorem. Mała obudziła mnie kilka razy w nocy. 
Rano obudził mnie Louis, sam był już ubrany i trzymał moje słoneczko na rękach. Dostała całusa najpierw od mojej córeczki, a później od Louisa. Poszłam pod prysznic który mnie nieco obudził. Założyłam długą spódnicę, białą bokserkę i koszulę. <klik> . Wysuszyłam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Zeszłam na dół,a tam Louis karmił Morgan. Zjadłam śniadanie i pojechaliśmy do Doncaster. 
________________________________________________________
I napisałam kolejny, jakoś nie mam dzisiaj nastroju do imprezowania więc piszę. Mam nadzieję, że się wam spodoba



niedziela, 27 stycznia 2013

Dwadzieścia pięć

Ronni
Obudził mnie hałas dochodzący z dołu. Niechętnie otworzyłam oczy, druga strona łóżka była pusta, czyli to Louis hałasuje na dole. Wstałam z łóżka i nałożyłam na siebie koszulę Lou. Zeszłam na dół, a tam mój narzeczony pichcił śniadanie. Mój narzeczony śmiesznie brzmi. Usiadłam na wysokich stołkach i przyglądałam się mu. Nisko opuszczone spodnie od dresu, brak koszulki i potargane włosy. Odwrócił się po talerze i spojrzał na mnie.
- Już wstałaś?- zdziwił się.
- Tak.
- Ja chciałem przynieść śniadanie do łóżka.- wyraźnie posmutniał.
- To żaden problem.- stwierdziłam i pobiegłam na górę.
Położyłam się na łóżku i czekałam aż Lou wróci do pokoju. Po 10 minutach wszedł z tacą w rękach. Uśmiechał się do mnie szeroko. Dostałam słodkiego buziaka na dzień dobry. 
- Smacznego.- powiedział.
Pysznie pachnące naleśniki z czekoladą i bitą śmietaną, moja ulubiona kawa i sok pomarańczowy. Karmiliśmy siebie na wzajem co skończyło się brudną pościelą i wspólnym prysznicem.
- Lou, a kiedy wróci mała?- zapytałam szukając czegoś do ubrania.
- Wieczorem bo idzie na randkę.- odpowiedział mi, spojrzałam na niego zaszokowana.
- Louise wiesz, że ona ma tylko trzy miesiące i jest za młoda na randki.
- Już ci tłumaczę, Hazza spotkał ponoć jakąś dziewczynę jak był wczoraj z Morgan na spacerze i dzisiaj znowu się umówił się z nią na spacer.
- Zauważyłeś, że ten maluch potrafi rozkochać w sobie wszystkich.
- Wiesz jest słodziutka.
Nasza córeczka była słodziutka i każdy kto ją zobaczył zachwycał się nią. Z szafy wyjęłam jeansy i jasną koszulkę na ramiączkach. <klik>. Ubrałam się, włosy zebrałam w kok. Z Louisem wybieraliśmy się na spacer. Za rękę szliśmy praz park. Usiedliśmy na ławce, Lou pobiegł w stronę jakieś kwiaciarni. Po chwili wrócił z piękną czerwoną różą i zaczął śpiewać:
Słyszałem, że istniał sekretny akord
Dawid grał i cieszyło to Pana
Al ty tak na prawdę nie przejmujesz się muzyką, prawda?
To szło tak kwarta i kwinta
Zejście do dur podciągnięcie do moll
Nieszczęsny król skomponował Alleluja
Każdy przechodzień się na nas patrzył, a w szczególności na tego wariata. On sobie z tego nic nie robił. Wstałam z ławki i podeszłam do niego. Zamknęłam mu usta pocałunkiem. Złapał mnie w tali i zaczął kręcić.
- Kocham cię wariacie.- powiedziałam ze śmiechem.
- Wiesz ale jestem twoim wariatem.
- Tak moim i tylko moim.- zgodziłam się z nim i pocałowałam jeszcze raz.
Tak piękną chwilę przerwały nam fanki Louisa. Chłopak z uśmiechem rozdał autografy i zrobił sobie z nimi zdjęcia. Ze mną też chciały zrobić sobie zdjęcia. Zaszliśmy do restauracji na obiad i w wyśmienitych humorach wróciliśmy do domu.
- Lou jak to jest, że ja przez dwa dnie nie widziałam swojego dziecka?- zapytałam go.
- No właśnie ja też, jedziemy po naszą córkę.- oznajmił.
Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do chłopków. Weszliśmy do środka bez pukania a tam jedna wilka kłótnia.
- Ty trzymałeś ją dłużej.- krzyknął na Zayna Niall.
- No i co ja chcę ją jeszcze potrzymać.
- Ale ja też mam prawo.- jękną Niall
- Nie teraz ja, oddajcie mi moją chrześnicę.- do tej ich ożywionej dyskusji wtrącił się Harry.
- Nie bo ty byłeś z nią na spacerze!!- krzyknęli na raz Niall i Zayn.
Nikt za bardzo nie zwracał na nas uwagi. Nigdzie też nie było Liama. Spojrzałam na Louisa, a on na mnie.
- Czy oni kłócą się o naszą córkę?- zapytałam chcąc się upewnić czy dobrze rozumiem tę ich kłótnię.
- Chyba tak.- odpowiedział- Może kupimy im lalki?
- Nie szkoda lalek.- stwierdziłam.- Chłopaki teraz moja kolej.- krzyknęłam. Trzy pary oczu zwróciły się na mnie.- Mogę potrzymać swoją córkę?
- Możesz.- zgodzili się i dali mi małą na ręce. Jestem ciekawa co z niej wyrośnie przy takich szurniętych wujkach.
____________________________________________
I napisałam, mam nadzieję że się wam spodoba. Jutro nie spodziewajcie się rozdział bo mam urodziny i biorę wolne. No więc mile widziane komentarze i do następnego.
Ps. Chciałabym was zaprosić na dwa nowe blogi które piszę z Alusią dziewczyny księciunia i książęca córka. No to mam nadzieję że się wam spodoba.

sobota, 26 stycznia 2013

Dwadzieścia cztery

Louis
Dziś mieliśmy krótką próbę i miałem wolne. Radosny wróciłem do domu. Moja księżniczka spała w naszej sypialni, a obok nie słodko spała Morgan. Wziąłem córeczkę na ręce i zawiozłem ją do chłopaków.
- Przygarniecie na noc tę słodką kruszynkę.- zapytałem Harrego i Liama, bo tylko oni byli w domu.
- No jasne, chodź do mnie moja piękna.- Harry wyciągnął ręce i odebrał ode mnie małą.
- Możesz dać popalić wujkom.- powiedziałem do małej, pocałowałem ją w czółko i wyszedłem.
Mając pewność, że moje dziecko jest w dobrych rękach, wróciłem z powrotem do domu. Zanim obudziłem Ronni przebrałem się we wcześniej naszykowany garnitur. Gotowy wróciłem do naszej sypialni. Przysiadłem na łóżku i zacząłem obdarowywać jej szyję pocałunkami.
- Ronni, kochanie obudź się.- powiedziałem jej wprost do ucha.
- Coś się stało?- zapytała zaspana. Wzrokiem szukała małej.
- Nie, kochanie.- odpowiedziałem.- Ubierz sukienkę, dobrze?- poprosiłem.
- Dobrze, ale po co?- zapytała wstając z łóżka i uwarzenie mi się przyglądając. Sam poszedłem w jej ślady. Wstałem i delikatnie musnąłem jej wargi.
- Żebyś się pytała.- wystawiłem język i wyszedłem unikając ciosu od poduszki, która już leciała w moją stronę.
Ronni
Stałam na środku pokoju całkiem zaskoczona. Louis ubrany w garnitur, do tego każe mi się przebrać w sukienkę. 'Może on chce wziąć potajemnie ślub?'- myślę- ' Nie, on przecież nawet mi się nie oświadczył.' Od razu znajduję zaprzeczenie poprzedniej myśli. Żeby dłużej nie katować samej siebie różnymi spekulacjami wyjęłam z szafy białą sukienkę w kwiatki.<klik> Założyłam ją i lekko się pomalowałam i założyłam czarne kozaki na obcasie. Louis czekał już na mnie w samochodzie. Nie pewnym krokiem ruszyłam w stronę czarnego mercedesa. Wsiadłam do środka.
- Dobra ubrałam sukienkę, wsiadłam do auta, ale do jasnej cholery gdzie ty mnie wieziesz i gdzie jest moje dziecko?!- warknęłam na niego
- Wdech, wydech. Ronni oddychamy.- powiedział jeszcze bardziej mnie irytując.- A tak na serio Morgan jest u chłopaków, a my jedziemy na spacer.- odpowiedział z poważną miną.
Spojrzałam na niego jak na idiotę. Rzadko widzę go poważnego, ale teraz taki był. Z uwagą skupiał się na drodze.
- Spacer jadąc samochodem i niby czemu nie mogliśmy zabrać naszej córki.- westchnęłam i zrezygnowana oparłam się o siedzenie. 
Zostało mi tylko czekać na obrót sytuacji. Naburmuszona patrzyłam się w okno nie odzywając się do Louisa ani słowem. Po 15 minutach chłopak zatrzymał auto, jak dżentelmen otworzył mi drzwi i podał rękę aby pomóc mi wysiąść. Uważnie rozejrzałam się dookoła. Dopiero teraz mogłam stwierdzić, że Louis zabrał mnie na ten spacer do ogrodu botanicznego. Chłopak był wyjątkowo milczący i tajemniczy co mnie doprowadzało do szału.
- Lou ja ci coś zaraz zrobię, albo szlag mnie jasny trafi!- podniosłam głos, ale widząc że chłopak nie reaguje znowu zamilkłam.
Złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć po białych dróżka. Nie miałam nawet czasu na podziwianie uśpionej przyrody ukrytej pod białą kołdrą ze śniegu. W końcu się zatrzymał pod altaną. Była wykonana z drewna i pomalowana błękitną farbą. Wtapiała się w zimowy krajobraz. Po obu stronach były ławki, całość była obrośnięta winoroślą. Było to bardzo cudowne miejsce. Staliśmy na przeciwko siebie, widać było, że chłopak się denerwuje. Nerwowo szukał czegoś po kieszeniach marynarki. Chyba w końcu znalazł bo ulga malowała się na jego twarzy. Ukląkł przede mną na jedno kolano i wyją czerwone pudełeczko.
- Ronni, najdroższe me kochanie. Razem z Morgan jesteście dla mnie całym moim światem. Więc Weroniko Rosati czy uczynisz mi ten zaszczy i zostaniesz moją żoną?
Patrzyłam na niego z zaskoczeniem w oczach. Łzy szczęścia były w moich oczach. Delikatnie się uśmiechnęłam i nie każąc mu dłużej czekać wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam.
- Tak Louis, zostanę twoją żoną. 
Chłopak, a raczej mój narzeczony włożył mi na palec pierścionek i zaczął namiętnie całować.
__________________________________________
Więc jak się wam podoba. Rozdział powstał dzięki pomocy Alicji (wybacz, ale groził mi łaskotkami i poduszką) Mam nadzieję że wam się podoba. No to do następnego.

piątek, 25 stycznia 2013

Dwadzieścia trzy

Ronni
 Louis z uwagą wpatrywał się w małą, jego oczy były pełne łez. Rozkoszowałam się ciszą, która nie potrwała długo, bo da sali weszła reszta zespołu z Daniell.
- O jaką ja mam śliczną chrześniaczkę.- zachwyciła się Daniell patrzą na zawiniątko w rękach Louisa.- A jak ją nazwiecie?
Zanim ja lub Louis zdążyliśmy cokolwiek powiedzieć chłopcy zaczęli się kłócić.
- Nazwą ją Mayli.- odpowiedział za nas Niall.
- Nie bo to będzie Vanessa.- oburzył się Harry.
- Zamknąć się!- warkną Louis, ale słabo poskutkowało.
- A właśnie, że nie bo to będzie Tess.- wychodziło na to, że my z Louisem nie mamy za dużo do gadania.
- Chłopaki cicho bo obudzicie Morgan.- upomniał ich po cichu Louis. Wszyscy spojrzeli na nas.- Przedstawiam wam Morgan Madeleine Tomilnson. 
- Też ładnie.- stwierdził Niall, który z uwagą przyglądał się swoim żelkom.- Mogę dać jej żelka?
- Ta od razu zacznij ją karmić.- powiedział Harry facepalma.
Wszyscy zareagowaliśmy głośnym śmiechem budząc przy ty małą. Lou ją uspokajał a reszta poszła do domu.
Louis
Parę dni później
W końcu mogłem zabrać moje skarby do domu. Mała Morgan była okazem zdrowia, a Ronni tryskała szczęściem. Po prostu nie wyobrażam sobie życia bez nich. Pomogłem moim dziewczynom wysiąść  z samochodu, a sam wyjąłem z bagażnika torbę z rzeczami Ronni. Rudowłosa ułożyła naszą córeczkę do snu w jej nowym łóżeczku i zeszła z powrotem na dół. Wziąłem ją na ręce i posadziłem sobie na kolanach, sam wcześniej siadając na kanapie.
- Kocham cię, wiesz?- zapytałem patrząc w jej zielone oczy.
- Ja ciebie też i to bardziej.- zaczęła się ze mną droczyć.
- No chyba nie.
- No tak, ja kocham cię bardziej.
- Udowodnić ci, że się mylisz?- zapytałem.
- Tak, udowod...
Nie dokończyła, bo wpiłem się w jej delikatne wargi. Z cichym pomrukiem odwzajemniła mój pocałunek. Założyła ręce na mój kark, co był w tym momencie bardzo przydatne, bo łatwiej mogłem ją zanieść na górę. Wstałem z kanapy, a Ronni owinęła nogi wokół mojego pasa. Jakimś cudem udało nam się dotrzeć do sypialni. Położyłem moje kochanie na łóżku. Całowałem jej szyję, a ręce wsadziłem pod jej koszulkę. Podniosłem ją do góry i t- shirt znalazł się na ziemi. Wróciłem do całowania jej pełnych ust kiedy z pokoiku obok rozległo się ciche płakanie. Oderwałem się od swojej ukochanej i poszedłem do małej. Nachyliłem się nad łóżeczkiem, moje maleństwo patrzyło na mnie swoimi niebieskimi oczkami. Wziąłem ją na ręce i zacząłem usypiać nucąc pod nosem jakąś melodię. Morgan po kilku chwilach już spała na moich rękach. Odłożyłem ją do łóżeczka, przykryłem kołderką i wróciłem do sypialni aby dokończyć to co zacząłem. 
Dwa miesiące później
Niestety moje wolne szybko się skończyło. Znowu zaczęły się próby, koncerty wywiady. Bałem się, że coś mi umknie z życia mojego maleństwa. Zmęczony wszedłem do domu. Po salonie chodziła Ronni z małą na rękach próbując ją uspokoić. Kurtkę powiesiłem na wieszak i wziąłem od niej małą. Niebieskie oczka z uwagą mi się przyglądały, mała jeszcze chwilę popłakała i już po chwili smacznie spała na moich rękach.
- Ja po prostu nie wiem jak ty to robisz.- powiedziała Ronni.
- Za bardzo się denerwujesz.
- Odgrzeję ci obiad. - zaproponowała.
- Dzięki.
Zaniosłem pół mojego świata, do łóżeczka na górze. Moja Ronni stała przy kuchence. Objąłem ją w pasie i pocałowałem w policzek.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
 Odwróciła się w moich ramionach, najpierw delikatnie musnąłem jej usta, po chwili pocałunek zmienił się w bardziej zachłanny, namiętny. Oderwaliśmy się od siebie aby zaczerpnąć powietrza. Chciałem ją jeszcze raz pocałować ale Ronni się ode mnie odsunęła.
- Loui twój obiad się zaraz spali.- powiedziała ze śmiechem.
- Co tam obiad.- stwierdziłem i jeszcze raz musnąłem jej usta. Pozwoliłem jej w spokoju wrócić do poprzedniej czynności.
__________________________________________________
No i napisałam. Jak się wam podoba? Co myślicie. Powiem wam coś, że zbliżamy się do nieuchronnego końca. Mi też jest straszni smutno. No cóż czekam na waszą opinię i do następnego.

Dwadzieścia dwa

Ronni
- Louis chyba się zaczęło.- jęknęłam, a on spojrzał na mnie przerażony.
- Co już, ale że jak?- no tak spanikował.
- No już!! przecież mówię.
- Gdzie jest Liam jak go człowiek potrzebuje?- na jego słowa chciałam się śmiać, ale poczułam kolejny mocny skurcz.- Trzeba jechać do szpitala.
- O jakiś ty mądry.- warknęłam
Louis pomógł mi wstać z podłogi i zaprowadził do przedpokoju gdzie narzucił mi na ramiona płaszcz. Powoli schodziliśmy po schodach. W końcu udało nam się jakoś dotrzeć do samochodu. Usiadłam na tylnym siedzeniu, a on za kółkiem.
- Ronni oddychaj.- upomniał mnie.
- Przecież oddycham!!- krzyknęłam.- Wdech, wydech, wdech, wydech.- powtarzałam sobie moją mantrę pod nosem.- O jasna cholera jak boli.
- O patrz chłopaki idą.
- Co?!-Louis się zatrzymał do. 
- Co się stało?- zapytał loczek otwierając drzwi.- Ty rodzisz?
- Nie ćwiczę na przyszłość!- Harry wpakował się obok mnie na tylne siedzenie, a Liam z przodu. 
- Co ile masz skurcze?- zapytał jako jedyny ogarnięty.
- Co...- nie zdążyłam odpowiedzieć bo znowu złapał mnie skurcz. Złapałam rękę Harrego i jęknęłam.
- Louis przyspiesz.- powiedział Liam.
Lou zrobił to co kazał mu Liam, a ja skupiłam się na oddychaniu, ściskaniu ręki Harrego i jęczeniu. Na drogę wyszedł policjant dając znać że ma zjechać na pobocze.
Louis
Zjechałem na to nieszczęsne pobocze. W oknie zobaczyłem policjanta. 
- Przekroczył pan dozwoloną prędkość.- powiedział i w tym momencie Ronni znowu krzyknęła z bólu. Głupi policjant mało zwrócił uwagi na nią.- Proszę dokumenty.
No tak jeszcze tego mi brakowało. Co jeszcze piorun czy stado słoni na ulicy.
- Na prawdę ma pan ochotę pobawić się w lekarza?- zapytał Liam.
- Co?- policjant pobladł a Ronni znowu miała skurcz.- Co jej jest?
- Jest pan na tyle głupi, żeby się nie domyśleć?- zapytałem wściekły.- Ona rodzi.
- Proszę jechać. 
Takim sposobem byliśmy eskortowani do szpitala przez policję na sygnale. Ronni miała coraz częstsze skurcze.
- Ronni jak się czujesz?- zapytał Harry, to się na nim wyżyła
- Kurwa a jak mam się czuć. Tak cholernie głupie pytanie może zadać tylko facet. Sam sobie spróbuj to będziesz wiedział jak się czujesz.
W końcu dojechaliśmy pod szpital. Liam pobiegł po lekarza, a ja z Harrym pomogliśmy wysiąść Ronni z samochodu. Skurcze miała coraz częstsze. Mocno trzymała mnie za rękę. Pojawił się Liam i pielęgniarka z wózkiem.
- Proszę przeć.- powiedział lekarz.
Ronni robiła to co kazała położna. Trzymałem ją za rękę już od kilku godzin. Reszta czekała na zewnątrz. W końcu usłyszałem płacz mojego maleństwa. Chyba z tej całej radości zemdlałem.
Otworzyłem oczy, nade mną stał lekarz. Jestem ciekawy co się stało. Chyba mam guza.
- Napędził pan niezłego stracha swojej narzeczonej.- powiedział.
- Ronni, co z nią?- zapytałem.
- Razem z córką są w sali obok.- powiedział.
- Mogę iść do nich?
- Oczywiście, że tak przecież to pana dziecko. 
Wszedłem do sali obok, a tam moja Ronni z naszym maleństwem na rękach. Przysiadłem na łóżku obok nich. Nie mogłem oderwać oczu od mojego maleństwa.
- Chcesz ją na ręce?- zapytała mnie Ronni.
- A mogę?
- Ale głupie pytanie. Oczywiście że możesz.- podała mi ją.
Morgan otworzyła swoje malutkie oczka, takie śliczne niebieskie oczka, bałem się że ona zaraz zacznie płakać ale jej malutkie usteczka wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. 
_________________________________________
I jak, emocjonujący poród. No to czekam na waszą opinię i do następnego.



czwartek, 24 stycznia 2013

Dwadzieścia jeden

Ronni
Nie wiedziałam, że spotka mnie taka przygoda. Wracałam z zakupów przez park. Mój wzrok podziwiał uroki zimowego krajobrazu. Mój wzrok napotkał dziewczynę siedzącą na ławce. wychudzona i trzęsąca się z zimna. Przypomniałam sobie jak to było za nim spotkałam Louisa. Podeszłam do niej.
- Może mogę ci jakoś pomóc?- zapytałam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.- Chodź pójdziemy na kawę.
Niepewnie wstała z ławki i skierowała się za mną do restauracji. Specjalnie zaprowadziłam ją do restauracji, żeby coś zjadła. Usiadłyśmy przy stoliku. Podszedł do nas kelner.
- Co podać?
- Jak na razie dwie herbaty.- powiedziałam. Podsunęłam dziewczynie menu.- Wybieraj.
- Ale ja nie mam pieniędzy.- powiedziała.
- Ja płacę.
Pół godziny później przyglądałam się jak z apetytem zajada się ciepłym obiadem.
- Dziękuję.- powiedziała.
Chciałam jej pomóc, wyjść jakoś na prostą. Nic nie powiedziałam Louisowi, nosiłam jej jedzenie ubrania. Pomagałam zerwać z nałogiem. Dziewczyna przez miesiąc który jej pomagałam wychodziła na prostą. Z dnia na dzień coraz bardziej mi ufała, otwierała się. Pomogłam znaleźć jej pracę.
Louis przez cały tydzień chodził podekscytowany dzisiaj kończył się ósmy miesiąc ciąży i mieliśmy umówioną wizytę u ginekologa. Nie tylko Louis traktował mnie jak jajko, ale cały zespół. Jak byli na próbie to każdy z nich potrafił do mnie zadzwonić z 10 razy. Byli po prostu śmieszni. Mała była bardzo ruchliwa,a Lou rozczulał się nad każdym kopnięciem. Był słodki. Nadal nie wymyślaliśmy dla niej imienia.
Przy lekkiej pomocy Louisa wstałam z łóżka. Miałam już dosyć wielki brzuch. Ja poczłapałam jak kaczka w stronę łazienki, a Lou poszedł budzić swoje siostry które już dzisiaj wracały do Doncaster. Ubrana zeszłam na dół. 
- O której będzie twoja mama?- zapytałam.
- Za dwie godziny. 
Zjedliśmy śniadanie i ostatni raz pobawiliśmy się z dziewczynkami. Grały w planszówkę z Louisem gdy rozległ się dzwonek. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. Za drzwiami stała mama Louisa. 
- Proszę.- powiedziałam. 
Kobieta nadal mnie nie lubiła. Zostawiłam ją samą w przedpokoju i poszłam po dziewczynki, bo mama Louisa nie miała zamiaru zostawać na dłużej oznajmiła nam to wczoraj. Dziewczynki ze smutnymi minami się ubierały. Przytuliły się najpierw do mnie, a później do Louisa. 
- Pa dziewczynki. - powiedziałam. 
Godzinę później szykowaliśmy się do lekarza. Założyłam swój płaszcz i pojechaliśmy. Siedzieliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na swoją kolej. Lou przeglądał jakieś babskie czasopisma.
- A może Morgan?- zapytał
- Co?
- Może nazwiemy ją Morgan?
- Ładnie.- powiedziałam.- Morgan Madeleine.
- Tak. Morgan Madeleine Tomilson.- powiedział z dumą akurat kiedy nas zawołano.  
Weszliśmy do gabinetu. Lekarka zrobiła mi badanie USG, a Lou ze szklanymi oczami patrzył na ekran. Spojrzałam w jego oczy, myśląc o tym jakie ja miałam szczęście spotykając Louisa. Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Louis odwieszał moją kurtkę na wieszak kiedy z kieszeni wypadł mały woreczek z białym proszkiem. Louis podniósł woreczek. Jego wzrok zmienił się diametralnie, te obrzydzenie w jego wzroku.
- Czemu ja ci zaufałem.- powiedział.
- Louis ja nie biorę.- powiedziałam.- To nie moje.
- A czyje, do jasnej cholery czyje.- krzyknął.
- Nie moje, Lou to na prawdę nie moje.- łzy płynęły po moich policzkach.
- Nic nie mów.- powiedział i wyszedł rzucając na ziemię woreczek.
Osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Nie wiem ile tak siedziałam, ale do domu ktoś wszedł.
- Ronni co się stało?- zapytał mnie Harry.
- On myśli, że ja znowu zaczęłam brać. To na prawdę nie moje.- jego wzrok ze mnie powędrował na małą paczuszkę. Wziął ją, otworzył i spróbował białego proszku.
- To cukier puder.- stwierdził.
- Co?
- Uspokój się ja z nim porozmawiam.- on też wyszedł z domu.
Louis
Stracić zaufanie do najważniejszej osoby w twoim życiu. Bez celu chodziłem po parku. Wszystko się zgadzało, to jak znikała i teraz narkotyki. 
- Idioto co ty wyprawiasz.- usłyszałem za sobą głos przyjaciela.
- Ona znowu bierze.- powiedziałem.
- I ty uwierzyłeś, widać słabo ja kochasz.- stwierdził.
- Co ty możesz o tym wiedzieć. 
- Nie o to chodzi. Czemu sądzisz, że ona znowu bierze. Przecież to nie logiczne przez pięć miesięcy walczyła aby wyjść z nałogu a ty jej w tym pomagałeś. Walczyła dla dziecka, ciebie. Zaczęła od nowa.
- Znalazłem u niej narkotyki.
- To.- zapytał i z kieszeni wyją ten sam woreczek który ja zostawiłem w domu.- To jest zwykły cukier puder.
- A to jej ciągłe znikanie.
- Po prostu zapytaj ją o to. Ona siedzi w domu i płacze. Zastanów się, bo może ty nie jesteś gotowy, nie kochasz ich tak bardzo jak ci się zdaje.
- Co ty pieprzysz, ona jest dla mnie najważniejsza.
- To idź do domu i ja przeproś, na spokojnie porozmawiajcie.
Zrobiłem to co kazał loczek. wszedłem do domu, Ronni siedziała na podłodze w kuchni tępo przyglądając się rozbitemu kubkowi. Łzy ciekły jej po policzkach. Podszedłem do niej.
- Proszę wytłumacz mi czemu przez ostatni miesiąc ciągle znikałaś?- spojrzała na mnie.
- Pomagałam dziewczynie, ona nie miała tyle szczęścia i nie spotkała kogoś takiego jak ty. Chciałam jej tylko pomóc, wyjść na prostą. Zrobić to samo co ty. Żeby nie stoczyła się na samo dno jak ja.
- Czemu mi nie powiedziałaś.
- Bo się bałam, ze pomyślisz, że znowu biorę. Nigdy nie chciałabym wrócić do tego. To była najgorsza rzecz w moim życiu.
- Ronni ja przepraszam.- przytuliłem ją.
- Ał.- jęknęła i nagle pod moimi nogami zrobiło się mokro. Spojrzała na mnie przestraszona.- Louis, chyba się zaczęło.
________________________________________
Więc napisałam, i jestem z niego zadowolona i mam nadzieję, że się wam spodoba tak ja mi się podoba. No to czekam na wasze komentarze i do następnego.

Nowy blog

No to chciałabym was poinformować, że razem z moją koleżanka prowadzę nowego bloga dziewczyny księciunia Mam nadzieję że ten jak i inne moje opowiadania przypadnie wam do gustu.

środa, 23 stycznia 2013

Dwadzieścia

Jeśli przeszłość cię nie zadowala, zapomnij o nie. Wymyśl sobie inną historię życia i uwierz w nią. Pamiętaj tylko te chwile, kiedy udało ci się dopiąć do celu. Poczujesz się by osiągnąć to, czego pragniesz.
Ronni
Głupia byłam myśląc, że to co było, to o czym nie chciałam pamiętać do mnie nie wróci. Myśląc, że ten który jest wszystkiemu winien po prostu o mnie zapomni. Myliłam się i to bardzo.
Jak nigdy nic poszliśmy zrobić zakupy bo na sylwestra chłopcy mieli przyjść i nie chciało nam się zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Chodziliśmy po sklepach dla małych dzieci. Louis co raz wyciągał jakieś urocze ciuszki. Ledwo go stamtąd wyciągnęłam.
- Ale ładny był tamten wózek?- zapytał.
- Tak ładny.- odpowiedziałam. Chyba nigdy nie mogłam wymyślić lepszego ojca dla mojej córeczki.
- To wiesz ja pójdę go zamówię.- stwierdził.
- Lou czy ty aby nie przesadzasz?- zapytałam.
- Nie, no przecież moja córeczka musi mieś wszystko co najlepsze. Poczekasz na mnie w samochodzie?- zapytał
- Poczekam.- zgodziłam się.
Szłam w stronę samochodu kiedy ktoś złapał mnie za nadgarstek i wciągnął w ciemny zaułek. Spojrzałam w czarne oczy mojego oprawcy.
- Josh.
- Tak, a już myślałem że o mnie zapomniałaś.- wysyczał przez zęby mocniej ściskając mój nadgarstek abym mu się nie wyrwała.
- Czego ode mnie chcesz?- próbowałam ukryć drżenie mojego głosu.
- Myślisz, że możesz od tak ode mnie odejść? Skończyć i pójść do jakiegoś innego.
- Skończyłam z tobą i narkotykami. 
- Ale ja nie skończyłem z tobą ty suko.- powiedział uderzając mnie w twarz.
- Puszczaj mnie.- krzyczałam mając nadzieję, że ktoś mnie uratuje. On nie miał zamiaru mnie puścić.
- Nie słyszałeś co powiedziała.
Przed kolejnym ciosem uchronił mnie głos Louisa. Złapał Josha i mu przywalił. Uchylił się przed jego ciosem i znowu pięść Louisa znalazła się na jego twarzy.Louis zostawił nieprzytomnego chłopaka i przyciągną mnie do siebie. Bez oporu znalazłam się w jego ramionach i płakałam.
 Louis
Ten strach w jej oczach i łzy na policzkach. Nie chciałem już nigdy więcej oglądać jej w takim stanie. Chciałem, żeby była zawsze uśmiechnięta i czuła się bezpieczna. Wróciliśmy do domu. 
- To był ojciec maleństwa?- zapytałem
- On nigdy nie miał prawa do małej. On nigdy by nie był dla niej ojcem bo on stoi teraz przede mną.- powiedziała a mnie ogarnęła radość.- Z czego się cholera cieszysz?
- No bo pierwszy raz powiedziałaś, że to jest moje dziecko, że to nasza córka.- podszedłem do niej i złapałem jej twarz w dłonie. Spojrzałem w zielone oczy swojej ukochanej i złożyłem czuły pocałunek na jej wargach.- Kocham cię.
________________________________________________
Jakoś ostatnio krótkie mi wychodzą, no ale cóż dodam taki i mam nadzieję że się na mnie nie gniewacie. Postaram się poprawić. 

wtorek, 22 stycznia 2013

Dziewiętnaście

Ronni
- To dziewczynka.- powtórzyłam już z ósmy raz, a on nadal siedział w jednym miejscu zaszokowany. Dobrze, że chociaż oddychał.
- Dziewczynka.- wymamrotał. 
Znienacka wpił się w moje usta. Pocałunek był namiętny, zatraciliśmy się w nim tak, że reszta musiała przypominać o swojej obecności. Lou miał dużo nie spożytej energii zaczął biegać po całym domu, w końcu wybiegł na dwór i stojąc pośród śniegu zaczął krzyczeć.
-Będę miał córkę.- założyłam kurtkę i poszłam do niego. Spojrzał mi w oczy.- Kocham cię.- ze śmiechem patrzyłam na jego poczynania. Biegał skakał podchodził do mnie i całował.
- Lou bo się przeziębisz.- powiedziałam.
Weszliśmy do środka, gdzie czekała na nas z reszta z wielki tortem w kształcie marchewki. Mój wariat zdmuchną świeczki a my zaczęliśmy mu śpiewać sto lat. 
Chłopcy postanowili nieco po odśnieżać na świętą noc. Z Daniell miałyśmy niezłą polewę. Dan robiła im zdjęcia aparatem Harrego. Kiedy oni zmęczeni leżeli na kanapie my wstawiałyśmy to na TT. Później pokazywałyśmy to chłopakom. Śmiechu było co niemiara. Trzeba było się zbierać, Niall odwiózł nas do domu. 
- Chodź pokażę ci moją niespodziankę.- powiedział ciągnąc mnie za rękę na górę. 
Otworzył drzwi obok naszej sypialni. Zapalił światło. Moim oczom ukazał się pokoik dziecięcy. Do połowy białe, a do połowy kremowe ściany. Białe łóżeczko z baldachimem stało pod ścianą. Brązowy dywan na jasnych panelach. Na dywanie stał biały fotel z brązowymi poduchami. Biała komoda pod ścianą. Na niej trzy ramki,  w jednej z ramek było moje zdjęcie z podpisem mama, a w drugiej Louisa z podpisem tata. W środkowej ramce był moje pierwsze zdjęcie USG. Ze szklanymi oczami spojrzałam na Louisa.
- Podoba się.- zapytał niepewnie.
- Jest cudowny. - odpowiedziałam. 
Delikatnie go pocałowałam. Resztę wieczoru spędziliśmy leżąc w łóżku i kłócąc się jak nazwiemy naszą córeczką.
__________________________________________
Uff udało mi się coś napisać dzięki dopingowi takiej jednej mojej przyjaciółki. Ona będzie wiedzieć o co chodzi. No to krótki wyszedł, ale to co siedzi mi w głowie nie pasuje do tego słodkiego rozdział inaczej go nie nazwę. Fajnie by było przeczytać jakiś komentarz pod spodem. No to do następnego, ale ja się rozpisałam. Haha 

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Osiemnaście

Ronni
Zasiedliśmy do stołu gdzie czekał niecierpliwy Niall gdy rozległo się pukanie. Harry jako dobry gospodarz poszedł otworzyć. D jadalnie weszli Zayn, Liam i Daniell.
- Więc Hazza samoloty odwołali i pomyślałam, że są święta i urodziny Pasiastego to może wszyscy ładnie się pogodzimy. Znajdzie się dla nas miejsce?- zapytała Daniell.
- Jasne, że tak.- odpowiedział Harry.
Dani usiadła do stołu, a Harry poszedł po dodatkowe talerze. Liam  i Zayn stali jak kołki w tym samym miejscu. Brunetka spojrzała na nich groźnym spojrzeniem.
- Ładnie przeproście Ronni i siadajcie do stołu.- rozkazała.
- Ronni no bo głupio nam, że tak o tobie myśleliśmy.- powiedział Liam uśmiechając się do mnie. Wstałam od stołu i przytuliłam chłopaka.
- Już tak mam, że długo nie umiem się gniewać.
- Ja też przepraszam.- powiedział Zayn i wyciągną do mnie ręce. Przytuliłam mulata akurat kiedy moja córeczka zaczęła kopać.- Kopie?
- Sam się przekonaj.- zagadną go Louis. Zayn niepewnie dotknął mojego brzucha.
- O widzę, że maleństwo się rozszalało.- zaśmiał się Harry i dostawił dwa talerze.- Siadajcie bo Niall zje mi stół. 
Ze śmiechem usiedliśmy za stołem. Podzieliliśmy się opłatkiem złożyliśmy życzenia i zaczęliśmy jeść kolację. W końcu jak Niall się najadł (on zjadł więcej niż ja). Usiedliśmy na kanapie i zaczęło się rozdawanie prezentów. Pierwszy był najmłodszy. Harry otworzył swój prezent ode mnie.
- Jezu jaki śliczny. - powiedział patrząc na oprawiony szkic kotów. - Dzięki.- powiedział przytulając mnie.
- To jeszcze nie koniec.- odezwał się Louis.- Niall gdzie schowałeś ten drugi prezent?
- Już niosę.- oznajmił Niall i po chwili wrócił z wiklinowym koszem okrytym niebieską satyną. Podał pakunek Harremu. Co było nieco podejrzane koszyk wydawał dziwne dźwięki. Loczek odchylił tkaninę i jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Po chwili pokazał wszystkim zawartość koszyka. W środku siedział kociak. Bardzo słodki kociak. 
- Tak żebyś nie był samotny.- stwierdził Louis. 
- Jaki słodziak.- powiedział Harry biorąc na ręce malucha.- Dzięki Lou.
- To jeszcze nie koniec.- powiedziałam.- No więc cieszylibyśmy się jakbyś został ojcem chrzestnym maleństwa.
- Nawet po tym wszystkim.
- Było minęło nie rozpamiętujmy tego.- stwierdziłam przytulając chłopaka. 
Harry od Niall dostał książkę na temat opieki nad kotami i różne rzeczy do pielęgnacji kota. Chyba się zmówili. Od Liama i Zayna dostał wszystkie płyty Coldplay każda z autografem.
- To teraz czas na Daniell.- powiedział Louis.
Miałam kupione prezenty dla Daniell, ale wszystkie zostały w domu. Nieco zdziwił mnie widok pudełek pakowanych przeze mnie pod choinką. Dziewczyna otworzyła najpierw ten zawinięty w srebrny papier. W nim znajdowała się biała sukienka zaprojektowana przez moją mamę, już nigdzie nie można było jej kupić, a Daniell strasznie się podobała.
- Ronni dziękuję.- powiedziała.
 Zabrała się za otwieranie tej drugiej paczki w niebieskim papierze. Tam też znajdowała się sukienka projektu mojej mamy tylko, że ona nigdy się nie ukazała. Daniell zobaczyła sam szkic jak rozpakowywała ze mną rzeczy po rodzicach. Podzwoniłam w parę miejsc i udało się załatwić uszycie tej sukienki.
- O Jezu Ronni, nie musiałaś.- powiedziała przytulając mnie.
- Podobała ci się więc co mi szkodziło.- odwzajemniłam jej uścisk.
- Daniell mamy jeszcze z Ronni pytanie.- powiedział Louis.- Czy zostaniesz matką chrzestną dzidziusia.
- Oczywiście.- zgodziła się.
Od Liama dostała piękny wisiorek z serduszkiem, a od Zayna płytę The Wanted. 
- No to Niall zabieraj się za otwieranie prezentów.- powiedział Harry. 
Blondynek najpierw otworzył prezent ode mnie a mianowicie płytę z autografem Deni Lovato. Nie wiem czemu on tak uwielbiał tę piosenkarkę ale mu załatwiłam. Każdy po kolei rozpakowywał prezenty. Mój jak to stwierdził Louis jest w domu. Czas przyszedł na mnie. Lou zmroził mnie wzrokiem bo powiedział, że jak kupie mu prezent to się do mnie nie odezwie. Więc ja mu nic nie kupiłam. Usiadłam mu na kolanach i szepnęłam od ucha.
- To dziewczynka.
_____________________________________
Dzisiaj to tyle. Jestem tak mega szczęśliwa, że nie wiem. Szybko mi jakoś poszedł. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Z dedykacją dla Alusiek 1D. Czekam na waszą opinię.

niedziela, 20 stycznia 2013

Siedemnaście

Ronni
Harry okazał się wspaniałym przyjacielem. Z resztą chłopaków nie znaleźliśmy porozumienia. Harry obwiniał się, że to przez niego. Kiedyś może mnie polubią. Mam Louisa, Nialla, Harrego i Daniell. 
Święta zbliżały się coraz większymi krokami, a Louisowi odbija. Ciągle gdzieś znikał, albo zamykał się w jednym z pokoi na piętrze. Obawiałam się tam wejść, więc myślałam nad niespodzianką dla Louisa. Oprócz świątecznego prezentu musiałam jeszcze wymyślić prezent urodzinowy. Siedziałam na kanapie z kawą w ręku, bo Louis był zajęty i na mnie nie krzyczał, że ją piję. Mój mózg nie miał żadnych pomysłów. Zagłębiłam się we własne myśli w takim stopniu, że zapomniałam o reszcie świata. 
- Ronni.- usłyszałam jak Louis coś do mnie mówi. Przestraszyłam się i kubek trzymany w rękach wylądował na ziemi.
- Cholera jasna.- powiedziałam patrząc na wielką plamę kawy na dywanie i szczątki kubka.
- Nie przeklinaj przy dziecku.- upomniał mnie, a ja zaczęłam się śmiać. Louis posadził tyłek na oparciu kanapy i przechylił się do tyłu tak, że leżał na kanapie, a jego głowa zwisała w dół. Oboje śmialiśmy się jak opętani.- Kocham cię.- powiedział Louis jak się uspokoił. 
- Ja ciebie też. A teraz powiedz mi co chcesz dostać na urodziny?
- Córeczkę.- odpowiedział. 
- Co chcesz?- zapytałam ponownie.
- Chcę, żeby to była dziewczynka.- odpowiada mi z uśmiechem.- Z chłopca też będę się cieszyć.
Louis podniósł się z kanapy, dał mi słodkiego buziaka i z powrotem znikną w tajemniczym pokoju. Zebrałam szczątki kubka i spojrzałam na plamę na dywanie. Chciałam przesunąć stolika kiedy usłyszałam głos Nialla za sobą.
- Ronni co ty robisz?- znowu się przestraszyłam.
- Co to dzień straszenia Ronni?- zapytałam wściekła. Mój humor zmieniał się z minuty na minutę. 
- Przepraszam.- powiedział Niall.
- Nie to ja przepraszam. Chciałam zwinąć dywan.- odpowiedziałam już spokojniej.
- To daj.- Niall przesuną stolik i zwiną poplamiony dywan.- Widzisz już zrobione. Ronni ja mam pytanie.- spojrzał na mnie niebieskimi ślepiami.
- Obiad już praktycznie gotowy, jak się podzielisz ze mną i maleństwem to zapraszam.
- Kocham cię.- powiedział Niall i mnie przytulił. Temu głodomorkowi do szczęścia dużo nie trzeba.- A właściwie co na obiad?
- Zapiekanka z makaronu, szynki i sera.- odpowiedziałam. 
- Mniam.- stwierdził i poszedł za mną do kuchni. 
- Rozstawisz talerze?- zapytałam
- Oczywiście.- odpowiada i stawia trzy talerze na stole. 
Wigilia i urodziny Louisa.
Na wigilię mamy pójść do Harrego. Będzie jeszcze Niall. Ubrałam się w straszną czerwoną sukienkę dla ciężarnych. O Boże wyglądam jak wielka czerwona bombka. Spojrzałam na swój imponującej wielkości brzuch. No cóż byłam już w szóstym miesiącu. Zeszłam na dół i wyjrzałam przez okno i przyglądałam się jak Louis odśnieża samochód. Mało owocna była to praca bo ciągle padało. Po chwili do domu wszedł Louis cały zasypany śniegiem.
- Samochodem nie damy rady. Musiałbym przekopać pół ulicy. Do Harrego nie jest daleko, więc pojedziemy sankami. 
Spojrzałam na niego jak na idiotę. Na nic nie zdały się moje protesty. Pół godziny później siedziałam na sankach. On po prostu jest szurnięty. No dobra, ale w końcu dotarliśmy pod dom Harrego.
- Ja cię po prostu zabiję.- powiedziałam wstając z tych głupich sanek. Zanim zdążyłam zapukać otworzył nam loczek w sweterku w renifery.
- Pisałaś poważnie, że on ciągnie cię na sankach.
- No wiesz z takich rzeczy ja nie żartuję.- powiedziałam wściekła wchodząc do domu.Zdjęłam buty i kurtkę i udałam się do wielkiego salonu w którym stała ubrana choinka a pod nią masa prezentów.
Zasiedliśmy do stołu, gdzie czekał niecierpliwy Niall, gdy rozległo się pukanie.
________________________________________________
Więc postanowiłam potrzymać w was napięciu. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie. I pewnie Alicja będzie się na mnie gniewać. Piszcie w komentarzach czego się spodziewacie w następnym.

Liebster Award


Zostałam nominowana przez  Anię6965. Wielkie dzięki za nominację.

1. Ile masz lat?
Za tydzień skończę 17
2. Masz rodzeństwo?
Młodszą siostrę, nie polecam jest strasznie upierdliwa.
3. Jaki masz kolor oczu?
Szaro- niebieski 
4. Co lubisz robić w wolnym czasie?
Słuchać muzyki, rysować, czytać książki, pisać spotykać się z przyjaciółmi i imprezować.
4. Jaka jest twoja ulubiona piosenka.
Nickelback I'd come for you 
5. Dlaczego prowadzisz tego bloga?
W mojej głowie urodził się nowy pomysł i chciałam się niem podzielić.
6.W jakim kraju chciałabyś zamieszkać i dlaczego?
Bardzo chciałabym zamieszkać w Londynie mają bardzo fajna kulturę i bardzo dobry wydział rysunku.
7. CO się dla ciebie liczy w życiu.
Rodzina i przyjaciele.
8. Kto jest twoim idolem?
Nie mam idola. Podziwiam każdego kto ma odwagę spełniać własne marzenia i być sobą nie udawać kogoś kogo chcą zobaczyć inni.
9. Który członek 1d ci się podoba i dlaczego?
Liam Payne, bo jest uroczy i sława go nie zmieniła.
10. Co byś zrobiła gdyby One Direction przyjechało do Polski?
Pewnie kupiłabym bilet na ich koncert.
11. Co sądzisz o moim blogu?
Jest zajebisty.

sobota, 19 stycznia 2013

Szesnaście

Louis
Dojechaliśmy pod dom. Ronni smacznie spała. Wziąłem ją na ręce i zniosłem do środka. Położyłem w swojej sypialni i sam poszedłem po resztę rzeczy. Kiedy nasze bagaże znalazły się w domu zabrałem się za szykowanie późnej kolacji. Skończyłem robić kanapki i herbatę. Wszystko zaniosłem do sypialni. Obudziłem Ronni.
- Kolacja gotowa.
- To wspaniale bo ja jestem głodna.- te słowa z jej ust brzmiały uroczo. 
Zjedliśmy kanapki, Ronni przebrała się w piżamę i poszła dalej spać. Ja chciałem z kimś pogadać, ale z problemami najczęściej leciałem do loczka. Postanowiłem zadzwonić do Nialla. Pogadałem z głodomorem i od razu zrobiło mi się lżej. Postanowiłem wziąć się za szykowanie dla malucha. To będzie taka moja niespodzianka na święta dla Ronni. Usiadłem przed komputerem i zacząłem przeglądać strony z różnymi pokoikami. Sam nie wiem kiedy zasnąłem. Laptop mi padł. Rozciągnąłem zbolałe mięśnie od spania na kanapie i poczłapałem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Ronni zrobiłem śniadanie i napisałem, że wychodzę. Nie chciałem jej budzić, a niespodzianka sama się nie zrobi. Do świąt zostało dwa tygodnie.
Ronni
Obudziłam się i zamiast Louisa obok mnie zobaczyła tacę ze śniadaniem i złożoną kartkę.
' Poszedłem do sklepu wrócę na obiad. Kocham cię. Louis.'
Zabrałam się za jedzenie. Po skończonym posiłku poszłam się ubrać. Padło na legginsy i luźną koszulkę bo w nic już praktycznie się nie mieściłam. Muszę zadzwonić do Dani i wybrać się na jakieś zakupy. Ale to później. Rude włosy zebrałam w wysoki kucyk. Postanowiłam nieco pomalować dla relaksu. Zanim zdążyłam rozłożyć sztalugi rozległo się pukanie do drzwi. Jako, że ciężko było biegać z już okrągłym brzuchem wolnym krokiem szłam w stronę drzwi. Otworzyłam je i szczerze się zdziwiłam. Każdego bym się spodziewała ale nie Harrego. Chłopak był przygaszony. 
- Cześć.- powiedziałam.
- Ronni możemy porozmawiać?- zapytał.
- Jasne.- wpuściłam chłopaka do środka.
- Ja chciałbym cię przeprosić. Oceniłem cię zanim jeszcze dobrze poznałem. Byłem nieco zazdrosny. Wiesz wcześniej Louis wszystko mówił mi, a ukrył ciebie.
- Przeprosiny przyjęte.- powiedziałam i się uśmiechnęłam.
- Naprawdę?- zapytał niepewnie.
- Tak.- potwierdziłam. 
Zielonooki mnie przytulił. Stojąc tak w uścisku jego ramion poczułam silny ból w podbrzuszu. Zgięłam się w pół, próbując jakoś złagodzić ból.
- Ronni co ci jest?- zapytał przerażony.
- Boli..- tylko tyle zdołałam powiedzieć.
- Jedziemy do szpitala.- zarządził. 
Harry narzucił mi na ramiona kurtkę i pomógł wsiąść do jego samochodu. W szybkim tempie dojechaliśmy do szpitala. Od razu zajęła się mną pielęgniarka. Ból ustał, a ja leżałam na łóżku czekając na USG. Do sali wszedł przestraszony Harry.
- Zadzwoniłem do Louisa.- powiedział.- Ronni dobrze się czujesz?
- Już tak. Dziękuję Harry.- powiedziałam, a do sali weszła lekarka.
- Zapraszam panią na USG. Pana też.
Loczek zdziwiony poszedł razem ze mną. Trochę się bałam, że coś mogło się stać mojemu maleństwu i obecność Harrego dzielnie trzymającego mnie za rękę.
- Dziecku nic nie jest.- powiedziała lekarka uspokajając mnie.- Będą mieli państwo córeczkę. Musi pani dużo odpoczywać i unikać stresów. Proszę to zdjęcie no i może pani już jechać do domu. 
Wróciliśmy do sali, a ja się ubrałam.
- Harry nie mów Louisowi, że to dziewczynka, chcę, żeby miał niespodziankę. 
- Jasne.- odpowiedział w chwili gdy do sali wparował Louis. Posłał przyjacielowi złowrogie spojrzenie i mnie przytulił.
- Ronni co się stało?
- Zaczął mnie boleć brzuch i Harry zawiózł mnie do szpitala.
- A co on u nas robił?
- Przyszedł mnie przeprosić  i jeżeli wy obaj się nie pogodzicie to ja się do was już nie odezwę.
- Ale on cię obrażał.- zauważył.
- I już mnie za to przeprosił. Louis to twój przyjaciel i ja wiem, że ci go brakuje.
- Brakuje.- powiedział i przytulił loczka, chłopak niepewnie odwzajemnił przyjacielski gest. 
________________________________________________
Dobra wiem, że jest krótki i możecie mnie ochrzaniać, ale na komórce ciężko się pisze długie. Więc jak naprawi mi wujek komputer to dodam dłuższy. 

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Piętnaście

Louis
Postanowiłem zrobić mojej Ronni niespodziankę i zabrać ją do Doncaster. W końcu trzeba przedstawić moim rodzicom moją dziewczynę. Kiedyś muszą się dowiedzieć, że będą dziadkami. Ronni dobrze nie zdążyła zasnąć, a ja już parkowałem pod domem rodziców. I im i Ronni zrobię niespodziankę. 
- Loui gdzie my jesteśmy?- zapytała jeszcze zaspana. 
- W Doncaster.- spojrzała na mnie zaszokowana.- Pomyślałem, że cię w końcu przedstawię moim rodzicom. Proszę nie gniewaj się na mnie?
- Nie będę bo mam jakiś dobry humor.- powiedziała z lekkim uśmiechem. Odetchnąłem z ulgą.
 Wysiedliśmy z samochodu i weszliśmy do domu. Trzymałem Ronni za rękę, aby mi nie uciekła. Pomogłem zdjąć płaszcz Ronni, akurat gdy ze schodów zbiegły bliźniaczki. 
- Louis.- krzyknęły obie na raz i mnie przytuliły. 
- Cześć urwisy.- przytuliłem obie siostry. - Muszę wam kogoś przedstawić. Ronni poznaj Phoebe i Daisy. Dziewczynki poznajcie Ronni.
- Cześć pobawisz się z nami?- zapytały łapiąc ją za rękę i ciągnąc na górę. Ronni ze śmiechem poszła na górę, a ja poszedłem przywitać się z mamą.
Moją rodzicielkę nieco przestraszył mój widok, podszedłem do niej i mocno przytuliłem. 
- Sam przyjechałeś?- zapytała.
- Nie z Ronni.- odpowiedziałem, a moja mama przestała się uśmiechać.
- No właśnie ta Ronni. Synku, czy ty wiesz co robisz? Ta dziewczyna ona chcę pewnie wyciągnąć od ciebiepieniądze.
- Czy wy wszyscy musicie myśleć tak szablonowo, nie może być ze mną bo mnie kocha?- zapytałem
- Louis jesteś za bardzo naiwny.
- Nie jestem naiwny. Wiesz myślałem, że się ucieszysz. Zrozumcie to wszyscy jestem z nią cholernie szczęśliwy. Mało mnie obchodzi czy chodź jej o pieniądze, czy mnie kocha. Jestem szczęśliwy i świadomość, że będę ojcem. 
- Z Eleanor też byłeś szczęśliwy.
- Była to namiastka tego co teraz czuję. Jestem największym szczęściarzem na tym porąbanym świecie.- wściekły poszedłem na górę. 
Było pewne, że Ronni słyszała jak kłócimy się z mamą. Dziewczynki ją polubiły, nie tylko bliźniaczki bawiły się w pokoju. Felicity i Lottie też. Wzrok mojej dziewczyny przeniósł się na mnie. 
- Niall dzwonił, że mamy niespodziewany koncert i musimy już jechać.- ciężko było mi okłamywać rodzeństwo.
- Już, przed chwilą przyjechałeś.- zasmuciły się dziewczynki.
- Wiecie co, jak będziecie miały wolne to was zabiorę do Londynu. Co ty na to Ronni.
- Ja jestem za.- powiedziała Ronni.
- To Lottie kiedy macie wolne?- zwróciłem się do najstarszej dziewczynki
- W święta i później dwa tygodnie w styczniu.
- To proszę się przygotować, że te daw tygodnie spędzicie u nas.- złapałem Ronni za rękę i pomogłem jej wstać z podłogi.
- A dzidziuś już będzie?- zapytała Felicity.
- Jeszcze nie.- odpowiedziała Ronni.
- A chłopiec czy dziewczynka?- zapytała Lottie
- Jeszcze nie wiemy.- odpowiedziałem.- To my jedziemy. 
Pożegnałem się z dziewczynkami i wsiedliśmy. Czułem baczne spojrzenie Ronni.
- O mnie się pokłóciliście.- przytaknąłem jej odjeżdżając spod domu.- Louis prze ze mnie tracisz przyjaciół rodziców. Nie chcę, żebyś cierpiał.
Zjechałem na parking. Boże cóż ja zrobiłem, że każesz mi znosić jej bezsensowną paplaninę. Spojrzałem na dziewczynę siedzącą obok.
- Nie cierpię przez ciebie. Dzięki tobie jestem najszczęśliwszym człowiekiem, a to że oni nie mogą zrozumieć tego jak bardzo cię kocham to już jest ich problem. Nikt nie będzie mi mówił co mam czuć i do kogo. 
Ronni nic nie powiedziała, dotknęła swojego brzucha. Jej mina była nieprzenikniona.
- Ronni coś cię boli?- pokręciła przecząco głową. Złapała moją rękę i położyła sobie na brzuchu. Czułem delikatne kopnięcia.
_______________________________________________
Kolejny za nami i wszystko dzięki Alusiak, która cholernie mnie motywuje. Mile widziane komentarze i do następnego.
Clary G internetowy spis