środa, 29 maja 2013

16. Wnuk

Louis
Pomagałem mojemu zięciowi przyszykować pokój dla mojego wnuczka. Będę miał wnuka.
-Sami sobie nie poradzimy- westchnąłem kiedy po raz kolejny skręciliśmy nie to co trzeba.
- Zadzwonić po resztę?- zapytał
- Taa. Kurde dom muszę wybudować.
- Tato, ale sam nie masz zamiaru go budować?
Spojrzałem na niego jak na idiotę. Na prawdę faceci w tej rodzinie to kompletni idioci.
- Niee. Ja i Ben to idealny team. Wystarczy.
- Dobra, jakby co zawsze możesz na mnie liczyć.- on chyba na prawdę myślał, że sam będę go budował.
- O przestań. Zamówię ekipę. Trochę kasy chyba mama.
- Nie wiem, przecież nie pilnuję twojego stanu konta.
- Jeden porządny.
- No nieźle chodź raz na mnie nie narzekasz.
- No widzisz... jak się postarasz to może plusa zarobisz.
- Dobra ja dzwonie po resztę, bo zanim my to złożymy to mi się dziecko urodzi.- powiedział podnosząc się z ziemi
- Ha ha ha. A stary słyszałeś? Mam bliźniaki!- moja Ronni nadal mi nie powiedziała, ale to tylko mały szczegół
- Bliźniaki?- zdziwił się
- No nie trojaczki.
- Zabawy będzie z nimi.- stwierdził
- Taa chyba przejebane.
- Z jednymi sobie poradziłeś i z drugimi dasz radę.- optymista
- Nie poradziłem sobie. Ben ... to jest Ben. On mi nawet prezerwatywy kradnie
- Ja swoje wiem. Udało ci się wychować Philipa to i Bena też.
- Philip jest normalny. Nie porównuj go do tego diabła.
- Problem jest w tym, że od razu zakładasz, że Ben jest ten gorszy.
- Bo jest. Gorszego nie będzie. Młody nie przeginasz?
- Chcę pomóc. Nie porównuj ich i tyle.
- Dobra. Nie ważne. No i jak to skręcasz?
- Według instrukcji.- odpowiedział
- No chyba nie. Straciłeś fragment półki z łóżeczkiem.
- Mój błąd.
-Twój twój. Naprawiaj ja idę się napić.
- Przydało by się naprawdę czegoś napić.
- No a o czym ja mówię?- westchnąłem ciężko
Boże faceci w tej rodzinie to jacyś idioci. Może to jest zaraźliwe. Mam nadzieję że nie. Poszedłem do kuchni po coś mocniejszego. W lodówce znalazłem piwo. Na trzeźwo tego nie ogarnę.Nie ja tego za nic nie ogarnę  Kurwa na stare lata ojcem. Bliźniaków na dodatek. Może mi się poszczęści i będę miał dwie córki. Tak na pewno, marzenia ściętej głowy.
- Jesteśmy !- usłyszałem dzieci moich przyjaciół i swoich synów
- To dobrze, bo ktoś musi pomóc przy składaniu mebli.
- Pomóc? To znaczy zróbcie za mnie- odezwał się Philip
- Nie. Macie pomóc. Przyda ci się jak sam dorobisz się dziecka.- Oby nie jak najszybciej.
- Nie doczekasz się- prychnął.
- Nie.
Philip od razu podszedł do lodówki i wyją kilka piw. Ben nawet nie zwracając na mnie uwagi wziął jedno.
- Pełnoletni jesteś?- zapytałem zabierając mu butelkę.
- No prawie.
- Prawie robi większą różnicę. Weź sobie soczek.
Ronni
Głupio się czułam oszukując Louis, ale jak mu powiem, że to bliźniaki to się biedny załamie. Siedziałam u siebie w gabinecie i kreśliłam plany dobudówki. Jak dobrze, że jednak Louis namówił mnie na tę architekturę. Jęknęłam odchylając się do tyłu. Moje biedne plecy. W końcu udało mi się je skończyć. Schowałam je do teczki. Teraz to naprawdę trzeba będzie pogadać z Louisem. Zeszłam na dół do salonu gdzie leżała Morgan.
- Zamawiam chińszczyznę, chcesz coś?
- Tak, to co zwykle. Amy i Alice są na górze ich zapytaj.
Z kwaśną miną poczłapałam na górę. Zapukałam do pokoju mojej córki.
- Zamawiam chińszczyznę, chcecie coś?
- To co zwykle mamo razy dwa.- odpowiedziała mi córka.
Alice
Leżałyśmy z Amy na łóżku. Przyjaciółka chodziła ostatnio strasznie przygnębiona.
- Dziwnie tak uczyć się bez ciebie.- stwierdziła.- Muszę znosić Bena.
- No właśnie. Co z tobą i Benem?
- Co ma być Alice? Zdradził mnie.
- Ale nadal ci na nim zależy.
- Zależy, ale jestem wściekła na niego. Ben jest Benem i nigdy się nie zmieni.
- Tak. Może mu kiedyś wybaczysz. Trzymam kciuki, idę po  naszego kurczaka.
Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie na kanapie siedziała jakaś blondynka. Morgan nie byłą zadowolona z jej obecności.
- Dzień dobry.- powiedziałam stając w progu.
We trzy spojrzały na mnie. Morgan miała łzy w oczach tak samo zresztą mama.
- Coś się stało?
- Alice poznaj Kristin.
- Miło mi. Dobra powie mi któraś z was o co chodzi.
- To moje siostra.
- Słucham? Które z rodziców zrobiło skok w bok?
- Żadne.- odpowiedziała mi Morgan.- Louis nie jest moim tatą. 
- Poczekajcie, bo słabo rozumiem. Mój tata, nie jest twoim tatą. Czemu nikt nie raczył mnie o tym poinformować? Najlepiej nic nie mówić.
Wściekła wróciłam do siebie do pokoju. Amy spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ej mała co jest?
- Morgan nie jest córką mojego taty, nikt mi nigdy tego nie powiedział.
- To jej sprawa. Nie wściekaj się. 
- To moje siostra, chyba.
Ktoś zapukał do drzwi, które po chwili się otworzyły. Stała w nich Morgan.
- Co chcesz?- zapytałam.
- Pogadać.
- Zostawię was samych.
Amy wymknęła się z pokoju. Morgan usiadła na łóżku. Czekałam aż zacznie mówić.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bo uznałam, że to nie ważne. Alice, dla mnie tatą zawsze będzie Louis. Tamten mężczyzna, on jest nie ważny. 
- A Kristin?
- Nie mogę jej karać za coś czego nigdy nie zrobiła. Chciała mnie poznać,a mnie po prostu ciekawiło. Alice zawsze będziesz moją małą siostrzyczką.
- Dogadaliście się z tatą.
- Jesteś mała. Nie gniewaj się, tylko Phil wiedział.
- No i to jest niesprawiedliwe. On wiedział a ja nie. To mi uwłacza jako siostrze.
- Następnym razem ci powiem pierwszej. Przytul się do grubej siostry.
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam.
- Ałł.- jęknęła gwałtownie się ode mnie odsuwając.
- Co jest?
- Chyba się zaczęło.
- Idę po mamę.
Z prędkością światła zbiegłam po schodach. 
- Mamo Morgan rodzi.- oznajmiłam.
- Co? O jejciu. Dobra trzeba jechać do szpitala. Ja nie poprowadzę bo mi brzuch przeszkadza. Kristin masz może prawo jazdy?
- Mam.
- Uff.- mama odetchnęła z ulgą.
Louis
Byłem już po którymś piwie kiedy zadzwoniło mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.
- Ronni co się stało?
- Morgan rodzi.
- Co? Jak to? Już zbieram resztę i jedziemy.


No i następny za nami. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

czwartek, 16 maja 2013

15. Humorki

5 miesięcy później 
Ronnie
Morgan przeprowadziła się do nas i razem ze mną przechodziła do wszystko. Ja byłam już w szóstym miesiącu, a ona ósmym. Chodziłyśmy po sklepach znowu kupując dziecięce akcesoria. Oczywiście prasa już wiedziała, więc cały świat też. Nie obchodziło mnie to. Musiałam przyznać że teraz miałam jeszcze większe humorki. Louis tylko koło nas chodził z Benem i robił to co chcemy. To był na prawdę dziwny widok, mój syn był strasznie posłuszny
Louis
Stałem w kuchni i miałem za zadanie zrobić szarlotkę  Dla mnie ten przepis był po chińsku więc zawołałem Bena Młody po chwili był już w kuchni.
- Masz to i to i rób ciasto- podałem mu kartkę i fartuch.
- Czy ja przypominam kucharkę?- zapytał
- Kucharza synu. Robisz to dla własnego dobra. Dasz radę. Wspieram cię duchowo.
- Tato no co ja niby mam z tym zrobić?
- No piec nie? Masz literki i cyferki no i produkty... a ja idę do Antosia.
- A nie możemy kupić tej szarlotki?- krzyknął za mną.
- Rób nie gadaj...- wyszedłem do z kuchni. W salonie na dywanie bawił się moimi spinkami od koszul?
To dzieckiem zadziwiało mnie coraz bardziej.
- Synu możesz mi powiedzieć co ty robisz!
- Bawię się w prezydenta
- Jak to się bawisz w prezydenta? Ronni o czym on mówi?
- No prezydentem chce być.- odpowiedziała mi żona.
- Boże zwariuje w tym domu...
- To nie ty jesteś w ciąży znowu
- No to mówię, że zwariuje. Mam na głowie dwie ciężarne dziecko bawiące się dziwnymi rzeczami syna idiotę i córkę siedzącą w szkole. W ogóle gdzie jest mój zięć?
- W pracy Tatusiu.- odpowiedziała Morgan
- Kurwa ...- burknąłem.
Bo ja to nie mam pracy. Czuje się jak w tym filmie ojciec panny młodej. No zwariować idzie. One dwie mają zajebiste humorki. Jednej miałem masować stopy. Drugiej o pierwszej w nocy jechać po kremówki bo Morgan zaczęła płakać. Przynieś to, kup to. One się nade mną znęcają i do tego jeszcze jestem opiekunką.
- Tatusiu daj mi tecke!
- Jaką teczkę synku?
- No taką jak pan plezydent.- odpowiedział mi chłopiec.
- Ale ja nie man takiej teczki prezydentem nie jestem
- A tatuś Flanka ma taka tecke - posmutniał.
- Zaraz coś wymyślony chodź zapytamy mamy ona ma dużo fajnych rzeczy
- Czekaj ciekaj najpielw obiadek- poleciał do kuchni. 
- Tatoo plecy mnie bolą- jęknęła Morgan
- To niech ci twój mąż pomasuje ja muszę znaleźć teczkę dla Antka
- Ty mnie nie kochasz- załkała
- Kocham córeczko- odpowiedziałem -O to raczej wy mnie nie kochacie
-My? My cię bardzo kochamy. No weź ...
Miałem ochotę z nią pobeczeć
-Kochanie co ugotowales na obiad bo głodni jesteśmy?- zapytała Ronni
- Ben działa w kuchni
-Tato ale ja miałem tylko szarlotkę zrobić! Weź go bo płacze że mu obiadu nie ugotowałem. Noo mały cicho!
- Ja po pizzę pojadę. Antek jedziesz ze mną?
- Nie ja ce ciastko! On mi nie ce dać! Glupek kletyn ...
- Antek prosiłem cię żebyś tak nie mówił chodź kupię od razu ci teczkę prezydenta
- Tato kup mi ja wynegocjuje ciastko!
- Dobrze kupię ci.
- Kotku jakbyś mógł jeszcze mydło pachnące kupić to...
- Tak dla ciebie wszystko kochanie.- przerwałem jej. 
Pocałowałem moją żonę i wyszedłem. Usłyszałem jeszcze tylko:
- Dzięki!
- Tak a ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę- odparłem i wychodząc
To była wspaniała perspektywa. Wsiadłem do auta odjeżdżając stamtąd jak najszybciej jadąc do Nialla. Potrzebuje męskiego towarzystwa bo świra dostanę. Jednak się nieco zestarzałem. Kobiety zostaną kobietami i tyle. Zaparkowałem pod jego posesja i wszedłem do domu chłopaka. Miałem ochotę przytulić się do Nialla z radości. Cisza spokój żadnego płaczu i marudzenia
-Stary ja kocham twój dom- jęknąłem jednak się do niego tuląc. Na pewno pomyślał że do reszty mi  odwaliło.
- Dobra, Lou pijany ty jesteś czy co?- zapytał odsuwając mnie od siebie.
- Nie jestem pijany. Wreszcie mam święty spokój...
- Ronni i Morgan żyć nie dają?- bardziej stwierdził niż zapytał
- One to istny koszmar jeszcze Antek kandyduje na prezydenta to już w ogóle
- Zabawnie masz
- Jak cholera. Ty on nawet dzisiaj użył słowa wynegocjuje
- Geniusz, ciesz się Ben taki mądry nie był
- Czy ja wiem? Dobra mniejsza ...o to. Czekaj telefon mi dzwoni
Spojrzałem ba wyświetlacz, dzwoniła Ronni.
- Louis wybierz się do przedszkola
- Po co kochanie za stary jestem żeby do niego uczęszczac
- Ej ty kretynie. Pani z grupy Antka do mnie dzwoniła. Chcę z jednym z nas pogadać, więc wypadło na ciebie.
- dobra pojadę.- zgodziłem się bo nie miałem innego wyjścia.
- To dobrze i wracaj do domu
- Jasne skarbie będę niedługo
- Pa- i się rozłączyła
Spojrzałem na przyjaciela i miałem ochotę się rozpłakać  Ja nie chciałem wracać do domu
- No jedź do tego przedszkola- powiedział
- Ale ja nie chce.
- Weź no Louis jesteś ojcem 5 dzieci i dwójki w dro ...ups. Nie słyszałeś
- czego?
- Niczego. Jedź już bo Ronni zabije i mnie i ciebie.
- Nialla radzę ci gadaj bo nie reczę za siebie.
- No nie. Jedź już
- Niall kurwa o czym ty mi nie mówisz?
- Noo nie ważne. Jak Ronni będzie chciała to ci powie. Stary to załamiesz się. Oszczędzić ci chce
- Czego? Ja chce wiedzieć. Czemu ty wiesz, a ja nie?
- Bo ty byś już sfiksował jakbyś wiedział.
- Mów bo ci przyłożę.- zagroziłem
- Rozumiem że masz takie napięcie w domu że musisz się wylądować. Dobra dawaj dla przyjaciela przyjmę każdy cios.
- Niall kurwa gadaj w końcu o co chodzi
- Gratuluję bliźniaków
Usiadłem na jego kanapie. Słabo mi się jakoś zrobiło. Ja...Bliźniaki. Moja psychika pójdzie w cholerę. Dwójka i jeszcze jak mi się trafi taka parka jak Ala i Ben. Tylko z mostu skakać
- No także tego...- odezwał się Niall
- Gdyby nie to że prowadzę z chęcią bym się czegoś napił
- No tak ale musisz jechać do przedszkola więc szerokiej drogi i cześć
- cześć
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do tego przedszkola. Nie wiem po co ale dobra. Zaparkowałem pod budynkiem i poszedłem szukać wychowawczyni mojego synka
- Dzień dobry panie Tomilnson- uśmiechnęła się gdy ją znalazłem
- Dzień dobry ponoć chciała pani o czymś z nami rozmawiać.
- Oczywiście o Antka. To bardzo zdolne dziecko i dotychczas grzeczne ale coś się zmieniło. Zaczął ustawiać swoich rówieśników w rzędzie i wydawał im rozkazy mówić że to on jest głowa państwa. Myślałam się się bawi ale do nas też się tak zwracał.
- Nasz Antoś, nie wiedziałem, to bardzo dobre dziecko, ale na pewno z nim porozmawiam.
- To dobrze bo to naprawdę dziwne aby 5 latek nami rządził. A pan aby na pewno sobie radzi?
- Tak ja mam wszystko pod kontrolą
- Mam nadzieję.
- Tak radzę sobie świetnie.
Pożegnałem się z nią i miałem wracać do domu kiedy dostałem telefon że szkoły Alice, która nadal w niej była. Podobno się z kimś pobiła. 
Moja Alice no normalnie nie wierzę, zdenerwowany pojechałem do szkoły. 
Od razu wpadłem do gabinetu dyrektora gdzie przebywała z jeszcze jakąś dziewczyną
- Alice co się stało?- zapytałem córkę
- Wkurzyła mnie. Obraziła ciebie i mamę.
- Co?
-No zaczęła wyzywać was i moje rodzeństwo i coś o waszym wieku że dziadkami zostaniecie, a znowu zrobiłeś bachora. Cytuje.
- No nie. Wiesz, ale to nie powód do bicia.- odpowiedziałem próbując być spokojnym. Słabo mi to wychodziło.
- Tak? A ja już miałam dość. Wiesz trochę się tego nazbierało. Jestem scierwa, głupią dziwka która pieprzy się ze wszystkimi po kątach a jeszcze to dziś i ..
- Co no nie, żeby tak o moim dziecku mówić. CO za nie wychowane dziecko.- przerwałem jej wściekły
- Taa pan gwiazda się odezwał- burknela wytapetowana blondynka
- Zamknij się gówniaro
-Bo co? No co mi pan zrobi? Pan się nawet do wychowania swoich dzieci nie nadaję jak pan takie coś zrobił- wskazała na Ali- I śpiewać tez pan nie umie.
- A ty umiesz?! Moja córka jest sto razy lepsza od ciebie
- Tak?! Nie sądzę...
- Nie będę się kłócić z małolatą
- Tak tak... Jeju niech pani dyrektor ją stąd wydali i będzie święty spokój. Nikt jej tu nie chce.
- A ciebie chce. Ala poczekaj idę do pani dyrektor
-Nie zostawiaj mnie z nią tatą bo wyrwę jej te kudły zaraz...
No nie żeby moja mała córeczkę obrażać wściekły wszedłem do gabinetu dyrektorki. Pierwszy raz byłem tu w sprawie Alice. Z Benem to norma
-Dzień dobry panie Tomilnson- uśmiechnęła się do mnie znana mi kobiet
- Dzień dobry- odpowiedziałem ale nie odwzajemniłem uśmiechu
-Przyszedł pan pewnie w sprawie Ali?
- Tak, Ben dzisiaj w domu więc na pewno nic nie zrobił
- Yhym no cóż nie wątpliwie pańska córka wszczęła bójkę.
- Tak, ale według niej tamta dziewczyna zaczęła ja obrażać
-Może tak może nie.
- Ala to spokojną dziewczyna bez powodu by nie zaczęła bójki
-Nie wiemy tego. Jeśli nawet została obrażona nie powinna tak reagować. Poza tym nie raz już do czegoś takie doszło i ignorowała uwagi na swój temat.
- Ale ile można ignorować?
-Proszę pana wtedy idzie się do psychologa szkolnego pani pedagog.
- Tak i to na pewno pomaga. Dzieci się biją, to normalne
- Nie .Na pewno nie dziewczyny i nie w naszej szkole. Śmiem wątpić w pana wychowanie dzieci . Jak się zachowuje Ben co robił Philip a teraz Alice
- Wychowuję swoje dzieci najlepiej jak potrafię. Jakoś Morgan i Philip wyszli na ludzi. Ben i Ala na pewno też
-Być może. Radziłabym się udać do jakiegoś specjalisty od problemów młodzieżowych.
- Nie widzę potrzeby ciągania moich dzieci po psychologach.
- Niestety nasi nauczyciele widzą.
- Co wiedzą? Ala nie ma żadnych problemów z nauką,a Ben no cóż nie każdy może być geniuszem
- Ma siedzi na lekcji i robi zupełnie co innego. Tak jest od 5 miesięcy
- Przepraszam ale dlaczego nikt nas nie powiadomił?
- Bo każdy pokładał nadzieję w Ali i liczył na poprawę
- Ale do jasnej cholery pp kilku miesiącach ktoś powinien nas powiadomić. Nie mam możliwości sprawdzenia wszystkiego. Ona jest praktycznie dorosła nie będę siedział nad nią i sprawdzał lekcji jak w podstawówce
-No nie tylko że siedzi na lekcjach i albo coś pisze albo rozmyśla. No nie wiem ostatnio sporzadzała listę zakupów
- Listę zakupów.- powtórzyłem.
-Tak.
Moja córcia ma przeze mnie kłopoty za dużo zwaliłem na jej głowę. 
Będę musiał z nią porozmawia ć. To jednak mądre dziecko. 
Tylko jeszcze jakoś udobruchać te głupia dyrektorkę.
-Niech pani da jej szansę. Wie pani że to mądra dziewczyna. Porozmawiam z nią.
- ostatnia szansa panie Tomilnson
- Dziękuję- wyszedłem stamtąd i zabrałem córkę do domu.
Po drodze zajechaliśmy po pizzę. 
Z naszym obiadem wróciliśmy do męczarni. 
Panowało tam małe zamieszanie, pomyśleć że za te kilka miesięcy dołączy do naszej szurniętej rodzinki jeszcze dwóch członków.
- Co się dzieję ?- zapytałem
- Ben upiekł wspaniała szarlotkę.
- To znaczy?
- No jest wspaniała i zadzwonił po Nialla, zjechała się reszta i wiesz panuje tu mały chaos
-Aha. To super. Obiad przywiozłem. Proszę ja idę się położyć i proszę nie wołajcie mnie, nie proście o nic, nie ma mnie dziś bo inaczej po prostu wyjdę i nie wrócę. Dziękuję- pokiwałem głową i poszedłem na górę do sypialni.
Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit. Ręce i nogi mi odmawiały posłuszeństwa. Czułem się chyba gorzej niż kobieta w w ciąży, siedem dzieci. Siedem.- powtórzyłem w myślach
Ronni
Trochę martwiłam się o tego mojego męża. Jakiś dziwny był. W sumie to czym on był tak zmęczony- zastanawiałam się.
- Alice idź do ojca.- poprosiłam młodą
- Już mamo.
Alice
Poszłam na górę od razu kierując się do sypialni taty. Nie pukałam bo odpowiedzi celowo mógłby mi nie udzielić tylko od razu weszłam. Leżał na łóżku bezczynnie . 
- Czemu nie zejdziesz na dół?- zapytałam grzecznie.
- Bo jestem zmęczony
- Czym znowu?- jęknęłam siadając obok taty
- Wiesz trochę dużo mam do zrobienia teraz. Pokój dla dzieci, mama i Morgan
- Dziecka. A no i kupiłeś ta teczkę dla Tony'ego ?
- Boże zapomniałem
-No widzisz a on już sobie biały dom jak w Ameryce zaczął budować. Uznał że będzie Obama.
- Dobra, zaraz pojadę kupić tą teczkę. Ala powiedz mi co ze szkołą
-Co ma być? Nie lubią mnie ,a to że teraz będę miała jeszcze jednego członka w rodzinie to już w ogóle. Jak można być tak nie odpowiedzialnym rodzicem. Cytuję mamy koleżanek.
- Chcesz zapiszę cię do innej szkoły
- Chcę, bo jeżeli moje rodzeństwo i wy macie być obrażani to
- To co pojadę kupić teczkę i zaraz poszukamy liceum do, którego będziesz chciała chodzić.
- Tato ale nie zapiszesz mnie do szkoły w której dzieci są z takich rodzin jak my? Chcę do zwykłej.
- Do zwykłej?
- No zwykłej nie tej dla dzieci sławnych rodziców
- Dobrze, córcia będziesz chodzić do zwykłej szkoły.
- Super. Serio nie masz takiej teczki ? Nie nosiłeś nigdy takiej do menedżera.
- Poczekaj może się zaraz coś znajdzie.
-Ja nie mam na co czekać ale młody...-przerwało mi wejście Antosia
-Tatoooo
- Tak syneczku?
- Tecke ce! Chodź pokazie ci mooj bialy domek
Louis
- Chwilka Antoś.- powiedziałem do syna. W szufladzie szukałem jakiejś zwykłej teczki.- Mam ją. krzyknąłem.
Wziąłem go na ręce i poszliśmy do jego pokoju. Dopiero teraz się zorientowałem że...



Więc tak jest nowy rozdział i nie wiem jak to będzie dalej bo ja mam szlaban. Bania z fizyki. Okropność. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

sobota, 11 maja 2013

14. Zebranie rodzinne

 Alice.
Wróciłam do domu jak rodzice siedzieli z Philipem wściekli salonie
- Cześć.- przywitałam się.
- Cześć...- opowiedział mi Phil
- Jezu co się znowu stało?- zapytałam
-Twój brat się stał- odparł tata chodząc po pokoju z rękami w kieszeniach.
- Ben. Ja pójdę do niego. Tatusiu wyluzuj on już taki jest.- stwierdziłam.
- Wyluzuje. Już nie długo wyjedzie i będzie święty spokój.- powiedział.
- Gdzie wyjedzie? Tato co wymyśliłeś?- zapytałam.
- Wojsko- wtrąciła mama.
- Przecież mu się coś może stać. W wojsku wysyłają gdzieś tam i broń. On sobie krzywdę zrobi.
- No to załatwię mu kontrakt sportowy zagranicą i też wyjedzie.
- Chcecie się go po prostu pozbyć.- jęknęłam niezadowolona.
- Niech będzie samodzielny. Poza tym przecież jest siatkarzem.
Tak wiem, ale ja nie chcę, żeby wyjeżdżał. Jest wkurzający, ale to mój brat i twój też Philip.
- No tak ale przecież będziemy jeździć na mecze- dodał chłopak.
- Mecze. Philip to nie to samo. Patrz to jakby Morgan przeprowadziła się na drugi koniec świata.
- No, ale on nie będzie zagranicą, tylko no nie wiem Niemcy, Libia.
- To nadal będzie zagranicą. 
- Przeżyjesz to są jego marzenia
- Wy nic nie wiecie o jego marzeniach. Nie znacie go wcale
- Alice, oni mają rację. Chcę być siatkarzem.-z góry zszedł Ben uśmiechnięty.
- To sobie jedź.- powiedziałam wściekła.
- O co ci chodzi młoda? Kurde co ja umieram?!
- Nie umierasz. Jedź sobie, mało mnie to obchodzi.
- Ja z nią zwariuje. Jak ona ma tak truć to ja zostanę tatusiu...co?
- I będziesz dalej uprzykrzał nam życie.- jęknął tata.
- Wy naprawdę mnie nie kochacie. Kurde chyba w każdym domu są bunty nastolatków a ja nie jestem jeszcze taki zły. No nie mów że z Philipem tego nie przechodziliście, a poza tym miałeś mi wybudować dom.
- Ale ty przechodzisz ludzkie pojęcie, nawet Philip nie był taki.
- Nie prawda- obruszył się- Philip to zawsze święty w trójcy.
- Nie święty. Pamiętasz rozwalił mi samochód. Ty jesteś ze trzy razy gorszy.
- Święty. On, Morgan i Alice. Trójca jedyna.
- Ben, oni nie są święci. 
- To wyjaśnij mi tato czemu nie? No błagam Alice? Mniszka poetka, Philip elegant pod krawatem, Morgan grzeczna dziewczynka.
- Ben...
- No odpowiedz mi.- powiedział wzburzony.
- Philip, ciągle chodzi na kacu, Morgan hmm...
- No właśnie i wymyśl coś jeszcze na nią- wskazał na mnie- to będzie koniec świata- prychnął.
- Imprez, nie dopilnowała Antka.- wtrąciła mama
- Alice? TO była moja wina, ona to tylko zrzuciła na siebie, żebym ja nie oberwał.
- Wiemy.
- No właśnie. Dobra możemy skończyć tą rozmowę czy zostałem wymeldowany z domu?
- Nie zostałeś.- powiedział tata.
- To fajnie- uśmiechnął się i poszedł do siebie.
Kilka tygodni później
Ronni 
Siedziałam w łazience, dawno nie było mi tak niedobrze.Boże czułam się tak okropnie, a dzisiaj Antek miał jakieś przedstawienie w przedszkolu. Stanęłam przed lustrem i chyba ducha z
obaczyłam a nie siebie. Znowu klęczałam na przeciwko toalety i zwracałam wczorajszy posiłek.
-Ronni...kochanie nie przeszło ci?- do łazienki wszedł Louis przytrzymując mi włosy.
- Nie.- opowiedziałam.
- Jezu,a tobie co znowu? wymiotujesz jak Morgan, ale ona jest w cią...ży?
- Nie, nie to nawet nie mogło być możliwe.- jęknęłam
- Ronni chcesz mi coś powiedzieć?
- Co, mam ci powiedzieć?- zapytałam rozdrażniona
- Jesteś w ciąży?- wydukał.
- Skąd ja mam wiedzieć. Przecież to nie możliwe.
- Dlaczego nie możliwe?
- No tak przypuszczam. 
- Wiesz wszystko jest możliwe, a my się już od dawna nie zabezpieczaliśmy poza tym w naszej szafce nie ma gu...Ben!- krzyknąłem.
- Błagam nie kłuć się teraz z nim. Mógłbyś za to pójść do apteki.
- Nie mam zamiaru się z nim kłócić. Tylko niech pyta jak bierze. Czemu ja?- skrzywił się.
- Bo możesz po części być winny. Ja już odbębniam swoją karę
- A mogę poprosić Alice?
- Możesz.- zgodziłam się.
- Dzięki.
Louis
Ona w ciąży? Jak no jak? Kurwa...Poszedłem do pokoju córki nawet nie pukając.
Siedziała na łóżku i rozmawiała przez telefon.
- Możesz się rozłączyć?
- Mogę, ale po co?- zapytała.
- Bo mama źle się czuje i chciałaby abyś coś jej kupiła.
- Dobra. A ty iść kupić nie możesz?
- Nie, idź kup ten test ciążowy i nie mów nikomu.
- Test ciążowy? Nie rób sobie ze mnie jaj.
- Tak test ciążowy.- powtórzyłem
- Dobra idę, daj pieniądze.
- Masz- podałem jej jakąś tam kwotę i chciałem wrócić do żony, ale zatrzymał mnie antek.
- Tato pozczysz mi klawat?
- Po co ci synku krawat
- Do koszuli- oburzył się.
- Poczekaj, już ci jakiś dam
- Dzięki. Fajny jesteś, bo Ben powiedział, że on klawatu nie ma, bo tylko sztywniacy takie noszą, no to ja ce być stywniakiem i nosic klawat.
- Ben się nie zna. Karwaty noszą fajni goście
- Tak!- zgodził się, a ja wyjąłem z szafy jakiś tam i podałem małemu- Tatusiu a jak się to wiąże?
- Już ci pokazuje
- Louis ty nie umiesz wiązać krawatów!- z łazienki dobiegł mnie znudzony głos Weronici.
- Umiem. Ronni się nie znasz.
- No to umiesz czy nie umiesz?- Tony założył ręce na klatce piersiowej.
- Nie umie synku!
- To je ce, żeby mama mi zawiązała.
- Brat ci zawiąże. Nie wchodź do mamy, bo mama jest chora. Proszę, masz krawat i idź do Bena- pocałowałem go w czoło.
- Dobla.- posłusznie zgodził się Antek
Kurde po co mu krawat jak ona ma metr dziesięć wzrostu? Zapukałem do drzwi łazienki.
- Wchodź- usłyszałem.
Moja ukochana siedziała na podłodze, chyba płakała.
- Dlaczego płaczesz?- zapytałem.
- Bo jeżeli jestem w ciąży. Lou przecież to głupie. My sobie z Benem nie radzimy a co powiedzieć kolejne dziecko.
- Ben już się uspokoił trochę, a dziecko to nie katastrofa- pocałowałem ją w czoło.
- Tak i będzie w tym samym wieko co nasz wnuk.
- Przesadzasz. Kochanie po prostu nasze dzieci się za szybko chcą w rodziców bawić i tyle. a my nie jesteśmy jeszcze jakimiś dziadkami. Ja mam tylko 42 lata.
- Tak. Louis przytul mnie.
Objąłem ją ramieniem i razem siedzieliśmy na zimnych kafelkach w łazience.
- Jestem!- usłyszeliśmy naszą córkę.
Do łazienki weszła Alice. Podała Ronni pudełko. Oboje czekaliśmy, aż nasza córka wyjdzie.
- No co?- spojrzała na nas ledwo powstrzymując się od śmiechu- Ale wy to tak serio? 
- Na serio, a teraz wypad.
- Czekaj, czekaj a wy nie jesteście za starzy?
- Nie jesteśmy.- warknąłem
- Spokojnie tato...ale to ...dziwne- wykrzywiła się i wyszła.
- Widzisz Louis to dziwne.- stwierdziła Ronni.
- No bo dla nich jest dziwne, przyzwyczaili się że są najmłodsi oprócz Antka. Dobra sprawdzaj.
Już po kilku minutach Ronni wiedziała, a ja nadal nie. Trochę się denerwowałem.
- Możesz mi w końcu powiedzieć?
- Gratuluję- mruknęła.
- Co? Wynik jest pozytywny?
Pokazała mi go. Nie raz już widziałem, więc orientowałem się.
- Kochanie- pocałowałem ją w policzek delikatnie przytulając
- Louis to nieodpowiedzialne z naszej strony. Boże jak my damy sobie radę. Ja my im to powiemy.
 -Jesteśmy dorośli hey. Poradzimy sobie to będzie dwójka dzieci na głowie, bo ja serio im dom wybuduję, a powiemy im normalnie. Ubierz się ja idę zdzwonić do nich.
- A jak to będą bliźniaki?- zapytała, a mnie aż przeraziło.
- Oo to też możliwe- zacząłem masować nerwowo kark- No to też sobie poradzimy.
Wyszedłem dzwoniąc Philipa. Chłopak odebrał po kilku sygnałach.
- Halooo?
- Młody mógłbyś przyjechać do nas chcemy coś wam powiedzieć.
- Co znowu? Zebranie rodzinne...- jęknął.
- Tak, Musimy wam coś z mamą powiedzieć. 
- Boże i że w takiej chwili- jęknął chyba ubierając się.
- W jakiej chwili?- zapytałem.
- Tato...- już sobie wyobrażałem w czym im przeszkodziłem
- Co?
- Jakbyś nie wiedział.
- Już ja sobie wyobrażam, co ty robiłeś. A zebespieczyliście się chociaż?
- Takk? Bo wiesz my jesteśmy ODPOWIEDZIALNI,
- Ta to dobrze.- stwierdziłem.
- No już jadę.
- Okej.
Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Morgan. Też przyjechała. Całą rodziną siedzieliśmy w salonie
- No więęęęc?- zapytał Philip znudzonym głosem, a Alice posłała nam zaskoczone spojrzenie.
- Będziecie mieć dodatkowe rodzeństwo.- powiedziałem, bo Ronni nie mogła nic z siebie wykrztusić
- Że co proszę?!- wykrzyknął Ben.
- Żartujecie?- odezwała się Morgan- Mamo..?
- Tak.- jęknęła Ronni
- Super!- powiedział Philip
- Chodź jeden zadowolony.
- Ja też- powiedziała Morgan i Alice- tylko nas zaskoczyliście.
- Sami siebie zaskoczyliśmy. Wiecie to na pewno było nie planowane
- Spoko, luz, fajnie- odparł Benjamin.
- Antek a ty co na to, że będziesz miał młodsze rodzeństwo?
- Suuuper, będe chodził na spacelki i o nie dbał i uczył glać w piłkę.
- No i gitara.- stwierdziłem przytulajac żonę
- Haha..ale że wy hahaha no taka dobrze użyłeś tego argumentu- Ben z Philipem wybuchli śmiechem
- Wiecie zaraz spóźnimy się na przedstawienie
- Tak? jest o 16, a ty tato się wymigujesz, a do mnie to dzwoni podczas...- dodał Phil i znów zaczęli się śmiać
- Nie oznajmicie mi z Emili, że zostanę babcią. Harry by się wściekł.
- Tatooo ja ce wiedzieć skąd się biolą dzieci! Nie powiedziałes mi co zrobiłeś ze będe miał rodzeństwo!- odezwał się tony.
- No tato tłumacz- Ben zagestykulował zasłaniają usta ręką i przełykając śmiech
- Eee... Morgan pamiętasz jak ja ci to tłumaczyłem.- zwróciłem się do córki.
- Tak tato, ale wiesz ja posłucham bo zapomniałam jak się robi dzieci- i ona też musiała ze mnie żartować.
- Ta zapomniałaś, za to Adrian nie.- mruknąłem pod nosem
- Tatoo- upomniał się Antek.
- No dobra, wiesz bo... no... - nie miałem żadnego pomysłu jak mu to wytłumaczyć.
- No Louis tłumacz dziecku
- Ale ja nie wiem jak.
- Jak tato możezz nie wiedzieć jak będę miał rodzeństwo?
- No wiesz, ja kocham mamę i ona mnie. No i wtedy pojawia się taki mały brzdąc.
- A ja kocham was i co?- zapytał
- Jesteś za mały na dzieci.- wyjaśniłem.
- Ben kochasz Alice?
- Tak.- odpowiedział mu
- No to?
- Oni są rodzeństwem nie mogą mieć razem dzieci. 
- Ben kochasz Amy?- zapytał, matko co on się tak uczepił tego Bena.
- Tak kocham Amy
- No to czemu tatuś oni nie mają dzieci?
- Synku bo to trzeba inaczej się kochać, oni jeszcze się tak nie kochają. Mam taką nadzieję.
- Jak?
- Tak, wiesz bardzo bardzo mocno.
- Kochasz Amy bardzo bardzo mocno Ben?
- Tak bardzo bardzo mocno kocham Amy.
- No i?
- Poczekaj, muszę pogadać z twoim bratem.- zwróciłem się do Bena.- Nie mów mi, że ty i Amy, kochacie się bardzo mocno
- Noo ale w jakim sensie? Bo ja bardzo mocno kocham Amy a ona mnie. Całym serduszkiem i całą sobą i w ogóle całaaa ją.- on mnie ma ochotę wyprowadzić z równowagi.
- Ale wiesz w jakim sensie mi chodzi
- No wytłumacz mi bo zgłupiałem...
- Benjaminie, czy wy ze sobą spicie?- zapytałem prosto z mostu
- No.
- Co? A ty za młody na to nie jesteś?
- Mógłbym ci zadać to samo pytanie ale zmieniłbym jedno słowo.
- Dobra skończmy temat. 
- Spoko, tato ona leży obok, ja obok i takie to spanie. Z wujkiem Harry'm za ścianą inaczej się nie da a ty nie lepszy.- zastanawia mnie czemu oni nocują u Harry'ego.
- Uff. Chyba mi ulżyło. 
- Ne lubię cię tato. Nie chcesz mi wytłumaczyć. Ben powiedz mi!- rozkazał mały.
- No wiesz, trzeba się całować z dziewczyną. To feee
- No fee i tylko tyle? Bo ty się całowałeś z Amy
- Ale wiesz bardzo długo i nie każdy może dostać dzicko.
- Ahaaa... nic nie lozumiem. Ja jednak się zapytam ujka Hallego.
- Nie!- wszyscy krzyknęliśmy równo.
- Dobla, nie zapytam wujka
- Dzięki- odetchnąłem z ulgą- synku, żeby mieć dzieci trzeba być po ślubie i tyle. Temat skończony idziemy na przedstawienie. Oddasz mi już krawat smyku?
- Nie bo ja w nim idę.- oznajmił.
- Jak to idziesz w moim krawacie? Dziecko on jest za duży.
- Ale ja ce krawat
- Ale nie ma krawatów dla maluchów.- dobra są ale to szczegół.
- Ale ja bym chciał krawat. powiedział smutny.
- Ronni weź mu coś powiedz.- poprosiłem, bo mi zaraz się on rozpłacze.
- Synku, krawaty naszą tylko nudziarze. Lepiej jak pójdziesz tylko w koszuli. Będziesz super wyglądać.
- Tata mówił co innego.
- Tata mało się zna. - stwierdziła.
- Tak ja nic nie wiem mnie nie pytaj.
- Dobra nie marudź kochanie. Idę się ubrać.- dostałem całusa od mojej żony 
Razem pojechaliśmy do przedszkola.
Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, no przecież nasz syn występował. Trzymałem Ronni za rękę. Co raz spoglądałem na moją piękność.
- Dobrze się czujesz?- szepnąłem.
- Tak, przeszło mi
- Uff.
Przedstawienie zaczęło trwać, kiedy przyszła pora na Antka. On miał śpiewać już pod sam koniec. Mój synek w koszuli, no i bez krawata stał na scenie. Kurczę miał dosyć trudną piosenkę, bo to nie była żadna pioseneczka dla przedszkolaków a sam Robbie Williams. Ale jakoś dał radę. Dumny biłem brawo na koniec występu. Wszyscy biliśmy. Ja, Philip, Ben, Ronni, Morgan i Alice.
Chłopiec zszedł ze sceny, od razu wziąłem go na ręce.
- Mój kochany. Brawo- pocałowałem go w policzek,
- Właśnie, wspaniały byłeś młody.- powiedział Ben i przybił z nim piątkę.
- Tatusiu ale ja już nie będę fajny jak będzie moje małe lorzeństwo?
- Będziesz fajny. Zawsze będziesz
- Na pewno? No ale będą mniejsi
- No i co. Synku, my będziemy cię kochać tak samo
- No tak ale będziesz wtedy zajęty innymi
- Dla ciebie też znajdę czas tak jak dla Bena, Morgan czy Philipa
- Ekhem..- Alice odkaszlnęła
- Dla ciebie też córeczko
- No właśnie. Wracamy do domu.
- Tak do domu, a zjemy lody?
- Tak!- Ben i Philip chyba się ucieszyli najbardziej
- To jedziemy na lody.- oznajmiłem
I tak zrobiliśmy, a przy okazji dołączyli do nas paparazzi.Oni żyć ludziom nie dają
- Alice jesteś w ciąży?- to pytanie mnie z  nóg zacięło.
- Nie.- odpowiedziała moja córka.
- TO po co kupowałaś test?
- Moja sprawa, a wam nic do tego.
- No a ty Louis. Zadowolony jesteś że Ali jest w ciąży

- Przecież ona wam mówi, że nie jest w ciąży.  Do jasnej cholery przyczepcie się do kogoś innego

- Dobra. Kamery na Louisa. Czy chcecie powiedzieć coś fanom
- Nie.- odpowiedziałem
- Dobra tylko tego się ukryć nie da.- stwierdził jeden z dziennikarzy.
- Czyli czego? Nie mam niczego do oznajmienia.
- Ciąży.
- Czyją? Mam ochotę spędzić czas z rodziną dajcie nam spokój.- powiedziałem rozdrażniony.
- Antosiu jak poszedł ci występ?- oni mnie po prostu ignorują
- Nie mogę lozmawiać z obczymi.- jakiego ja mam mądrego synka.
- Ale są rodzice więc
- I tak nie mogę.
- Czemu mały?
- Bo pana nie lubię
- O szkoda smyku- odezwała się inna dziennikarka chyba koleżanka tego.
- Pani też nie lubię
- Ale mnie nie znasz jeszcze kochanie
- I nie będę z panią rozmawiać. Tatusoiu chodźmy na te lody ploszę
- ZEJDŹCIE MI Z OCZU JUŻ!- 
wrzasnąłem

Dziennikarze
 od razu odeszli. Moja rodzinka spojrzała na mnie zaskoczona.
- No co znowu? - 
zapytałem
- Nic, ależ ty dzisiaj poddenerwowany
-Cholera. Idźcie na lody na ciastka i do kina ale ja muszę iść- powiedziałem smutny.
- Gdzie musisz iść?- zapytała mnie Ronni
- Mam próbę.- odpowiedziałem.
- A to leć.- pocałowała mnie  na pożegnanie
- Dzięki.
Mieliśmy pierwszą próbę od dawna. Chcieliśmy znowu zagrać. 
Brakowało mi tego, tylko jak ja to wszystko pogodzę. 

Na pewno dam radę. Są starsze dzieci to pomogą. 
Nie miałem zamiaru jeszcze nic mówić chłopakom. Zrobimy to razem z Ronni. 
Wszedłem na salę witając się z przyjaciółmi
- Ale masz minę. Coś się stało?
- Co? Jaką minę?
- No jakby nie wiem co się stało. Ben znowu daje wam w kość.- wyjaśnił Harry.
- Nie.- odpowiedziałem, Ben wyjątkowo nie uprzykrzał nam 
- To gadaj co się stało.
- Nie mogę. Mieliśmy ćwiczyć.- powiedziałem.
- To ćwiczymy
I tym się zajęliśmy. Przez dwie godziny mieliśmy próby kiedy na salę wpadła moja rodzina a Tony przyczepił się do Harry'ego i coś mu szeptał do ucha.
- Rodzeństwo. Tony, ty dobrze się czujesz, czy może Ben cię wkręca?- zapytał go Harry
- Dobzie. No móje ci ujku zie będę miał blaciszka.
- Ta jasne? Zamieracie adoptować jeszcze jakiegoś malucha?
- Nie - pokręciłem głową.
- To co on gada?- zapytał zdezorientowany Harry.
- No ujku bo tatuś kocha bardzo mocno mamusię i długo się caluja i są maszenstwem i dlatego zlobili dzidzie.
- Naprawdę? Louis no moje gratulacje, znowu.- zaśmiał się.
- Skąd wiedziałeś  Słuchaj ją cię zabije. Wiesz ile ja mu tłumaczyłem jak się dzieci robi?!
- Pewnie dosyć długo.- ja go kiedyś zabiję, że przez te 20 lat tego nie zrobiłem.
-Ale i tak nic nie zlozumialem- Antos posmutnial- ciesz mi ujku wytłumaczyć ?
- Harry nawet się nie waż
- Czekaj czekaj. No więc ...
- Hazza zamknij się, on jest za młody na takie rzeczy.- odezwał się Liam.
- No przecież mu nie będę tłumaczył jak się wkłada! Ups...
- Co się wkłada?- zapytał zaciekawiony pięciolatek.
- Tatuś ci wytłumaczy on jest mądry wspaniały i się na tym zna.
- Ty głupi idioto ja się z tobą policzę
- No nic nie zrobiłem...nie denerwuj się bo ci żyłka pęknie.
- Harry ty mnie przestań irytować.- warknąłem, dosyć kiepski miałem dzień.
-No mówię że nic nie robię, a i wisisz mi parę gumek bo twój syn ode mnie pożyczał więc...
- Który?- zapytałem przerażony.
- No Ben kretynie.
- On i ode mnie podbiera.- stwierdziłem ręką przeczesując włosy
- No i dlatego będziesz mieć następnego bachorka. A i on ci pewnie wmawia że nie spał z Amy.
- Poczekaj to Ben sypia z moją córką?- zapytał Zayn
- Yyy- ja się zaciąłem.
- Nie sypiają ze sobą.- zaczął Harry
- Tak? 
- Przed chwilą mówiłeś co innego.- wtrąciłem
- Wkopujesz własnego syna.- powiedział do mnie Harry.
- Jakoś mi go nie szkoda. Sam mnie oszukał- szepnąłem do Harry'ego.
- Straszny z ciebie ojciec.- powiedział.
- A ty jesteś gorszy. Ciekaw jestem jak swojemu dziecku tłumaczyłeś na czym polega seks.
- Któremu?
- No a ile masz dzieci matole?- Zapytałem.
- Jedno, ale to Julie jej wytłumaczyła. 
Wiesz że Zayn się wkurzy?- 
szepnął do mnie Styles
- Wiem, sam byś się wściekł na jego miejscu. Jakby Alice zaczęła sypiać z Andre.
- No. Ale nie sypia- uspokoił mnie Liam.
- Wiem.- przecież moja córcia by mnie nie okłamała.
- Benjamin Tomilnson! Do mnie!
- CO ja znowu takiego zrobiłem.- jęknął chłopak.
- Czy ty się przespałeś z moja córką ?!
- Nie wujku.- kłamał jak z nut.
- Harry mówi co innego po co kłamiesz?!
- Żeby ratować własny tyłek.- jęknął 
- Tak to wspaniały pomysł zaprzeczać faktom synu- odezwałem się.
- Cholernie pomocny jesteś tato.- stwierdził
- Okłamałeś mnie. No i wujka, a Harry wam na to pozwalał bez naszej wiedzy!
- Przecież się zabezpieczamy.- ten małolat niczym się nie przejmuje.
- Ale cholera sypiacie ze sobą. Louis weź mi kurwa powiedz jak ty go wychowujesz?- warknął Zayn. Mulat był nieźle wkurwiony.
- Normalnie, tak jak resztę, ale mi nie wychodzi.- odpowiedziałem
- Z nim? Zauważyłem.
- To przegrana sprawa.- dodałem.
- Tak. Ciebie to w szpitalu podmienili- Zayn zwrócił się do Bena-O Alan z tobą pogada- to był strzał w czułe miejsce mojego syna.
- Wujku ja przepraszam.- teraz przeprasza.
- Nie. Zayn zadzwoń po Alana-poparłem przyjaciela
- Tato.- jęknął nastolatek.
- Co tato?! Przecież jesteś już tak dojrzały że chyba nie boisz się Alana?!
- On mi walnie wykład gorszy niż wy wszyscy razem wzięci, albo coś jeszcze gorszego.- podobała mi się ta perspektywa.
- No i bardzo dobrze. Nie będę się z tobą męczył gowniarzu- odparłem.
- Tato no proszę, proszę
- O cześć wujek!- na salę wszedł Alan witając się z Niallem
- Cześć Alan.- odparł blondynek.
- Oo Cześć ciociu, cześć Tony. Siemka Philip. Jak tam Alice oo Ben młody- poklepał chłopaka po plecach
- Cześć stary.- odpowiedział niepewnie Ben
- Co takie miny macie. Ojciec?
- No wiesz, Ben i ...
- I co?- spojrzał na mnie.
- Nic, stary,- wtrącił Ben.
- No jak nic to czemu mój ojciec ma napięte mięśnie i jest wkurzony, a ty nie lepiej wujku.
- Bo oni zawsze są spięci. Słyszałeś wieści będę miał młodsze rodzeństwo
- Gratulacje.- odezwał się chłopak.
- Alan musimy pogadać- 
powiedziałem
- Jasne wujku.
Wziąłem na bok i przedstawiłem sytuację
- I mam go nieco opieprzyć? Przecież Amy jest praktycznie dorosła niech robią co chcą.- powiedział
- Ale możesz trochę go postraszyć i tak nieźle daje nam w kość a jak się ciebie poboi to się uspokoi.- poprosiłem.
- Okej.- zgodził się.
- Dzięki ci. A i mam nadzieję że to że Ronni jest w ciąży zostanie tylko między tymi co tu są i jest i resztą naszych bliskich.
- Dobrze wujku
- To idź z nim pogadaj ja ogarnę...Antka- wskazałem na scenę na której biegał, tańczył i śpiewał naszą piosenkę.
- Wspaniały mały, wujku będzie jeszcze wspaniałym piosenkarzem
- Zapewne. Antos! Chodź do taty!
- Juz tato.- powiedział i wpadł mi w ramiona.

Przytuliłem
 go i pocałowałem w czółko  Zebraliśmy się i wróciliśmy do domu. Ben był blady. 
Chciało mi się śmiać, ale nauczy się może w końcu.

- Nigdy więcej nie gadam z tym mięśniakiem.
- Nieźle ci nagadał.- stwierdziłem zadowolony.
- Boże jedyny. Nogi z dupy nu powyrywa jak ją skrzywdzę albo zrobię bachora.
- Najpierw ja się z tobą policzę.- pogroziłem młodemu.
- Ale że już na zapas?
- No na zapas, żebyś od razu wiedział co cię czeka.
- To co ty chcesz mi zrobić?- byliśmy w jego pokoju
- Ja nic, może nieco pogadać.- odpowiedziałem.
- O Boże.- jęknął.-  To weź mi przypieprz tylko nie pierdol bo tego nie wytrzymam.
- To ja sobie pogadam.- lubiłem się nad nim znęcać.
- Weź wyjdź . Mama cię chyba wola wiesz?
- Nie woła. Ben ja po prostu nie chcę, żebyś narobił głupot.
- Yhy .. bo ty się akurat martwisz.- zakpił.
- Martwię się, jesteś moim synem.
- No tak oczywiście.
- Ben zacznij brać na poważnie to co się do ciebie mówi.  Co zrobisz jak zrobisz jej dziecko.- 
- Nie zrobię jej dziecka ...
- Tak, każdemu zdarzają się wpadki. Patrz na mnie i mamę

Akurat w ogóle to jesteście ewenementy.- mrukną pod nosem.

- Tak wiemy. Ben nie skrzywdź jej.
- Nie skrzywdzę, a dziecko można usunąć albo oddać - wzruszył ramionami.
- Ben do jasnej cholery zacznij brać życie na poważnie. Jakbyś się poczuł gdybyś się dowiedział, ze hipotetycznie chcieliśmy cię oddać, albo mama myślała nad usunięciem ciąży - on mnie dobijał swoim podejściem.
- Zastanawiał bym się czemu. Tego nie zrobilibyście bo zawsze macie jakiś problem więc.
- Odpowiedź jest prosta, bo jesteś naszym dzieckiem i ciebie kochamy.
- No a ja nie wiem czy bym kochał to coś.
- To coś? Benjamin to byłoby twoje dziecko
- Ej. Idź sobie.
- Tak, najlepiej powiedzieć. Później nie przychodź z problemem do mnie.
-Nie będę miał dziecka z Amy bo z nią już nie jestem! Odwal się ode mnie już.
- Co?- zdziwiło mnie to.
- Co co?
- Jak to już nie jesteś?- zapytałem.
- No nie jestem i już.
- Dobra, nie jesteś przecież mówiłeś, że ją kochasz jeszcze dzisiaj rano
- No bo ją kocham.
- To czemu, z nią nie jesteś?
- Bo ją zdradziłem i zostaliśmy przyjaciółmi.
- Zdradziłeś ją, miałeś jej nie skrzywdzić.- podniosłem głos.
- Mówiłem daj spokój. Nie wiedziałbyś i byłoby dobrze
- Ben pogadajmy jak ludzie.- powiedziałem spokojnie.
- Słucham..
- Może ona ci wybaczy. Przecież się kochacie.
- Idź stąd noo.- powiedział.
- No dobra.- poddałem się.
- Jezu wreszcie!- ucieszył się.
- Nie myśl że ci odpuszczę, wiesz jak się postarasz to ona może ci wybaczyć, zależy od  tego jak bardzo ją kochasz. Zastanów się Ben, nie jesteś głupi
- Kto to mówi ...
Dalej nie słyszałem bo byłem już na korytarzu. Poszedłem szukać mojej żony. Znalazłem ją w łazience.
- Niedobrze mi.- oznajmiła.
- Moje ty biedactwo.


No i jest kolejny, znowu taki długi, no normalnie  ale wy macie dobrze. Jak się wam podoba ten mały zwrot akcji. No mam nadzieję, że tak. Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 8 maja 2013

13. Poważne rozmowy

Louis
Dojechaliśmy do domu. Antos poszedł się przespać a my usiedliśmy w salonie.
- Dobra, a teraz Louis tłumacz się.- rozkazała mi żona.
-Ja? Nie mam z czego.- powiedziałem z miną niewiniątka.
- Tak, ty nigdy nie masz z czego. Bo wyciągnę to z Bena, a on jest przekupny.
-Nie przekupisz go bardziej niż ja to zrobiłem. Uwierz kochanie.- powiedziałem z siebie jak najbardziej zadowolony.
- Przekupiłeś go Louis to tylko mój przywilej.- stwierdziła niezadowolona.
- Przekupiłem dla naszego spokoju.
- Naszego spokoju? Louis co ty znowu wymyśliłeś?
- Patrz- wskazałem płynnym gestem przed siebie- Ja, ty i Antoś. Sami w domu. Cisza spokój.
- A Ben i Alice?
- A Ben i Alice w domu za ścianą obok.- odpowiedziałem
- Masz zamiar zbudować drugi dom? Lou może to ty spadłeś z tego domku.
-Nie cały dom, a taki mniejszy. Nie stać mnie, aby aż tak rozpieszczać naszego Bena, ale że Alice ma z nimi zamieszać to może jednak postaram się o większy metraż.
- Dobra, wariat jesteś, ale i tak cię kocham. A z tym domem to jeszcze pomyślimy.
- No nie...boo..
- Co? 
- Synu idź za spacer, bo ja teraz będę używać swojego argumentu w praktyce.- powiedziałem do Bena
- Wiedziałem.- spojrzałem na niego groźnie.- Już idę. Tato dasz mi na kino?
-Oczywiście tato zbuduj dom, daj samochód..-wyjąłem pieniądze- Proszę- mrugnąłem do niego.
- Dzięki tatku. Wrócę wieczorem.
- Czeeeekaj! Antka weź!
- Już, zapomniałem o nim.
- No tak, właśnie zauważyłem dzisiaj w szpitalu.
- Nie chcący, będę go pilnować.
- Ja myślę i synu gdzie jest Alice?- rozejrzałem się po salonie.
- Na randce.- powiedział.- Rozbieranej.- dodał po chwili namysłu.
-Żartujesz?!- zapytałem wściekły
- Nie.- odpowiedział poważnie.
-Ja jej dam rozbieraną randkę. Ronni gdzie ja rzuciłem te pieprzone kluczyki?!
- Mówiłam ci nie przeklinaj. Nie wiem gdzie są te kluczyki. Louis uspokój się, Ben tylko żartuje.
-Nie przeklinam, to nie było przekleństwo- wyjąłem z kieszeni telefon.
- Gdzie dzwonisz?
- Do córki- wybrałem numer i połączyłem.
- Hej tato coś się stało?- zapytała
- Hey gdzie jesteś i co robisz?
- W kawiarni, jem ciasto. Tato po co ci to wiedzieć?- zapytała.
- Tak po nic. Wiesz, że mam dla ciebie p[prezent ale żeby go dostać musisz spać dzisiaj u któregoś z wujków.
- Dobra wybieram wujka Liama
- On wyjechał, masz jeszcze 3 innych.
- Tak wiem, ale Andre jest.- Ona też musi mnie wyprowadzać z równowagi?
- Ale to nie twój wujek. Córcia ja cię proszę już twój brat mnie dzisiaj wkurzył.
- Standardowo.- stwierdziła śmiejąc się- Dobra, pójdę do Morgan, może być. To moja siostra.
- Możesz, może. To cześć, pa, dobranoc.
- Papa tato.
Rozłączyłem się i tylko wskazałem Benowi drzwi. Antoś już na niego czekał. CO dziwne nawet mnie posłuchał, chyba musiałem groźnie wyglądać. On mnie kiedyś wykończy. Jeden syn mi się nie udał, a myślałem, że Phil pobił rekord wkurwianiu mnie
- Grrr.... chcę mieć córki.- jęknąłem
- Masz aż dwie.- odpowiedziała mi żona.
- I dwóch przygłupich synów. Dzięki.
- Wiesz sam chciałeś jednego syna, ten drugi gratis wyszedł. Jak zamierzasz mnie przekonywać
- No są sposoby- wziąłem ją na kolana i zacząłem całować po szyi.
- Tak twoje sposoby.- zaśmiała się
- Nie pasują ci?- zapytałem zdejmując z niej bluzkę, kiedy usłyszałem kroki w salonie.
- Zapo...mniałem telefonu- wyjąkał ben.
- Radzę ci znikaj bo zabiję.
- Syna? Tego kochanego? Tatuś.
- Spadaj bo wyślę cię do szkoły wojskowej.
- Nie wyślesz, zbyt byś tęsknił...- podszedł do komody wziął komórkę
- Tęsknił, syneczku możesz się łudzić. Teraz spadaj do tego kina
- A może ja jednak zobaczę. Po praktykuje trochę.- powiedział 
- Chyba na mózg ci coś padło. Antka masz pilnować, a nie praktykować
- Antek jest u wujka Harry'ego bo go spotkałem- przedłużał.
- To idź do Amy, tylko spadaj i niech ci się nawet nie mażą takie praktyki
-A szkoda. Od takiego ojca jak ty tatusiu. Ty to prawdziwy przykład.
Jeszcze dzieci takie cudowne 
spłodziłeś
- Benjaminie.- warknąłem- Spłodziłem ciebie.
- No to mówię że cudne dzieci. Może coś tam źle włożyłeś i nie wyszedłem, 

taki jak powinienem.
- No ale, Ala wyszła w porządku.
- No to wiesz może mama dobrze ją nosiła ale to twoja wina.
- Ben kurwa spadaj stąd bo wpakuję cię do jednego pokoju z Antkiem. Tam będziesz zapraszał kolegów i dziewczyny. Nie jestem pewien, czy tego aby na pewno chcesz.
- Czego ty mnie ojcze uczysz?- zapytał
- Życia, młody życia.- odpowiedziałem nieźle już wkurwiony
- Przekleństw nie ładnie tak.
- Czego ty młody dokładnie ode mnie jeszcze chcesz?
- Właśnie testuje twoja wytrzymałość bo jestem ciekaw czy ja też tak długo wytrzymam jak już się po...- przerwałem mu.
- Spadaj, zrobię co zechcesz tylko zleź mi z oczu.
- Co zechce?- zapytał, a ja już żałowałem swoich słów.
- Tak
- Kupisz mi nowe lamborghini i dom będzie duży, a i Alice będzie częściej opiekować się Antkiem
- Ponegocjujemy jeszcze , ale później. Po cholerę ci lamborghini
- No żeby wozić mają 18 obok siebie.
- Dobra kupię ci
- Wow 300 000. Funtów za seks. Gratuluję- zaczął wychodzić
Będę ci częściej przeszkadzał to się willi dorobię .
- Mogę się jeszcze rozmyślić
-Nie wytrzymasz. Usiadłbym na kanapie a ty byś patrzył na swoją żonę bez bluzki.
- Ben bo ci cofnę szlaban,a my z ojcem sobie gdzieś pojedziemy i z tego wszego domu będzie nici.- do akcji wkroczyła Ronni.
-Oj oczywiście mamusiu. To pa i czekam na czarne lamborghini z alufelgami!
- Ty sobie z nim lepiej radzisz.- zauważyłem
-Oj tam. On po prostu wykorzystuje to że go bardziej rozpieszczałeś i że pozwoliłeś mu bez skrupułów gadać o seksie z tobą.
- Jeśli mowa o tym, to wiesz na czymś tam skończyliśmy
Zaśmiała się, a ja wróciłem do całowania jej. Podniosłem się z kanapy i poszedłem do naszej sypialni. Położyłem moją księżniczkę na łóżku i zacząłem rozbierać z reszty garderoby. Całowałem ją wszędzie. Zdjęłam ze mnie koszulkę i spodnie, spam pozbyłem się bokserek.  Wszedłem w nią delikatnie, czułem jak wbija paznokcie w moje plecy, nie przejmowałem się tym zbytni.

Obudziłem się pierwszy. Ronni naga leżała w moich ramionach. Uśmiechała się przez sen. 
Wyglądała słodko i uroczo. Dla mnie nadal była piękna. Zostawiłem ją i zacząłem się ubierać  Miałem zamiar zrobić śniadanie.wyszedłem na korytarz i się prawie przewróciłem. Taki bałagan... BEN! 
No nie ja go zabije, zaraz będzie ze szczotką tańczył. Poszedłem do jego pokoju.Leżał na łóżku z ręką spuszczona na podłogę. 
Poszedłem do jego łazienki i w miskę nalałem wody. Od razy zafundowałem mu prysznic
- Co?Jak? Tato dlaczego?!
- To ja się będę  pytać dlaczego jest taki bałagan. Jak to mama zobaczy zabije i ciebie,i mnie
- O weź nie przesadzaj- mruknął w poduszkę.
- Ja nie przesadzam rusz się do sprzątania. Żeby taki syf zrobić samemu. To przechodzi ludzkie pojęcie.- warknąłem.
-Nie samemu ...
- To z kim?- zapytałem oburzony.
- Z chłopakami. Alan,Philip i moi koledzy.- odpowiedział.
- Co wyście robili że raki bałagan jest?
- No wiesz jak się już nie ma kasy żeby grać to trzeba zadania wykonywać.
- Hazard w moim domu. Gdzie ten drugi idiota?- zapytałem
- Śpi na kanapie. Nie przesadzaj to tylko męski poker. Philip miał po ciebie iść ale zrezygnował w połowie drogi.- no dobrze, że zrezygnował.
- Jeżeli nie chcecie żeby mama się o tym dowiedziała radzę szybko to sprzątnijcie. Jak nie to wam da popalić.
-Dobra stary odpuść
- Ja mam odpuścić. To chodź zapytamy co twoja mama sądzi i męskim pokerze.
- No to się zapytaj. Masz problemy.- stwierdził, a ja miałem ochotę go rozszarpać. Co za gówniarz.
- To się pytam i coś mi się zdaje że nie przeżyjesz tego. Jaką chcesz trumnę?- zapytałem
- Wal się- burknął idąc do łazienki
- Gówniarzu, co żeś powiedział?- miałem nadzieję, że się przesłyszałem.
- Odczep się.
- Ta jasne z 5 minut widzę na dole ciebie i twoich koleżków jako ekipę sprzątającą, a jak nie to sobie możesz marzyć o jakimkolwiek aucie
-Obiecaleś więc się nie wymiguj.
- Tak kupię ci auto, właściwie wezmę od Antosia
- Jasne. Dobra stary już nie pierdol głupot bo mi łeb rozsadza- powiedział z łazienki.
Z wściekłości walnąłem w ścianę, zszedłem ba dół ogarnąć tego drugiego idiotę. 
Serio spał na kanapie a wokół niego walały się butelki po piwie.
On też nie myśli. Wychowałem idiotów. Podszedłem 
do niego i potrzasnałem.
- Wstawaj idioto.- powiedziałem
- Tatuś daj mi spokój.
- Tatusiu zaraz będzie mamusiu.
-O j nie od czepisz się?- zapytał otwierając oczy.
- Nie. Kto wam cholera pozwolił pić w moim domu o do tego go jeszcze go demolować?- zapytałem
- Ty.- odpowiedział
- Ja?- zdziwiłem się.-  Ta na pewno. Kto ci takie bajki sprzedał?
- Ty- znowu ta sama głupia odpowiedź
- Ja na nic takiego się nie zgadzałem.-Wyjaśniłem.
- Aha.- zaczął się nad czymś zastanawiać.
- No jak bym pozwolił to bym się nie darl i wywiózł mamę.
- Doobra.-Usiadł na kanapie i zaczął rozglądać się po salonie.
- Sluchałeś Bena?- zapytałem.
- Tak.- stwierdził chyba mało zadowolony.
- Częściej jego słuchaj a na pewno dobrze na tym wyjdziesz. Wy za sprztanie się bierzcie, a ja udobrucham mamę
- Dobrze.- chodź jeden się mnie słucha.
Wstał i zaczął chodzić w kółku. Tak się zastanawiałem co on odwala.
- Synu masz coś z głową nie tak? Piwo już wypaliło wszystkie szare komórki?- zapytałem.
- We łbie mi się kręci i oceniam swój ból. Czyli to wszystko trzeba posprzątać? Miałeś iść do matki to idź...
- Idę.- stwierdziłem- Wiesz zagoń tych gówniarzy do pracy.- podpowiedziałem mu.
- Już was matoly nie dorobione widzę ba dole łącznie z przyglupen numer jeden!-wrzasnal, a ją walnalem ręką w czoło.
- Ta, ty też jesteś nie dorobiony. Matka pewnie też już nie spi
- No to ją czymś tatuśku zajmij.- powiedział
- Idę, idę ją czymś zająć.- uśmiechnąłem się pod nosem
- Żebym ją ojca bajerować uczył
- Ty nie przegianj, bo mogę wam jeszcze zafundować bilskie spotkanie z wśiekłą mamą
- Nie ma za co być wściekła. A na pewno nie na swojego pierworodnego synka. Raczej na tego wyrodnego
- I tak by ci się dostało.
- Mi? Nie. Mama nigdy nie jest zła jak się budzi po....- zmrozilem go wzrokiem
- Sprzątaj.- rozkazałem.
-Sprzątaj sprzątaj bla bla bla ...
- Ty gaduło orientuj się.- rzuciłem w jego stronę jedną z walających się puszek
Zasmialem się i wszedłem po schodach. W sumie to ja nawet nie miałem tak głupich pomysłów jak granie w pokera na zadania a najpierw na kasę. 
Lepiej się grało w rozbieranego, szczegulnie z dziewczynami. 
Dobra ja nie miałem glupszych pomysłów a lepsze i niech tak zostanie. Przeszedłem przez to pobojowisko do sypialni ale tam nie było lepiej bo wszędzie walaly się nasze ubrania. 
Moje kochanie, lerzało wśód białej pościeli. Nie spała już.
-Cześć- wydusilem z siebie.
Kurcze w promykach słońca jest jeszcze ładniejsza. A w ogóle już mnie gardło bolało od darcia się n nich
- Cześć, co u nasz robi Philip?- zapytała.
- Skąd wiesz że u nas jest ten idiota?- zapytałem.
- No przedchwilką się darł.
- A no może. Nie słyszałem-Tak geniuszu. Świetna wymówka.
- Starzejesz się Lou. Ogłuchłeś jak nic. Wiesz co głodna jestem
- Nie! Nie jesteś ... Dobrze ci było w nocy?- ja mam dzisiaj dzień trafnych pytań
- Bardzo dobrze. Lou ja na prawdę jestem głodna, chodźmy na dół trzeba zrobić śniadanie.
-Nie trzeba. Skorzystajmy z tego że jesteś naga a dzieci nie ma...
- Louis.- jęknęła Ronni.
- Ja.
- Ty zwariowałeś, trzeba wstać, bo zaraz Ben pewnie wparuje.
- Nie wparuje- usiadlem na łóżku
- Dobra, a powiesz mi czemu mam nie schodzić na dół?
- Boo ... bo będziemy się kochać?- tak Louis jesteś geniuszem.
- Tak, na prawdę? Louis nie ma innego powodu?
- Niee.- odpowiedziałem i zacząłem ją całować.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- stwierdziła Ronni.
Mieliśmy cudowną powtórkę z rozrywki. 
No normrmalnie ile ja robię, żeby ratować tyłek dla tych niewdzięczników.
Ale takie rzeczy mogę robić. 
Było już koło dwnastej i chyba bezpiecznie można byłe zejść na dół.
- No to ja idę zrobić śniadanie a ty weź dluuuuga kąpiel.
- Dobra, czemu ty mnie tak rozpieszczesz?- zapytała.
- Nie tylko ciebie kotku. Nie wiesz ilu osobom teraz życie ratuje. Tyle cennych dusz do wojska się na da.
- Nie wiem o co chodzi i chyba nie chcę wiedzieć. Idę wziąć moją długą kąpiel
- Tak tak. - wyszedłem z sypialni i zbieglem na dół szukając wzrokiem mojego synka bo w jego pokoju go nie było. 
Olśniło mnie, że Harry wziął Antka do siebie.
Dobra. Uff ale tak się zastanawiałem czy rzeczywiście nie wysłać Bena do wojska..trochę dyscypliny.
Mielibyśmy w końcu święty spokój. Mószę się na tym zastanowić.
- Benjamin wylaź stamtąd gdzie jesteś!- krzyknalem kiedy szukanie go nie przyniosło skutków.
Po chwili na korytarzu pojawił się Ben
- Po pierwsze ogarnales się już i resztę domu? Po drugie zrób śniadanie. Po trzecie ..a tego ci nie powiem
- Co? Czemu ja to wszystko mam zrobić.
- Jeszcze się pytasz ?
- No pytam się. Czemu ja, sam sobie rób śniadanie.
- No nie wkurwiaj mnie. Nie mi a nam wszystkim. Szacunku miej do rodziców. Ktoś ci te zasrane pieluchy zmieniał.
- Ja cię o to nie poprosiłem.
- A ja cię proszę więc rusz cztery litery i idź zróbmy śniadanie
- Czyli sam go nie będę robić. Na to mogę się zgodzić.
- No nie. Zrobisz z Philipem. zejdz mi z oczu. Mama się kapie a ja jadę bo Tony'iego.
- Jasne idę robić to głupie śniadanie.- powiedział i ze spuszczoną głową poszedł do kuchni.
Co się z nim dzieję?- zapytałem siebie w myślach. Wziąłem kluczyki od mercedesa i pojechałem po Tony'iego.
Mój mały syneczek bardzo ucieszył się na mój widok. Miał masę autografów na swoim gipsie.
- Tatuś, telaz mam autoglafy gwiazd!
- Tak całe One Direction ci się podpisało. - zaśmiałem się biorąc chłopca na ręce
- Nie cale- zrobił zmutną minkę.
- No tak, kto się ci jeszcze nie podpisał?
- Już się podpisuje. Weźmiemy tylko od wójka Harry'ego marker.
- Dzięki tatusiu- uśmiechnął się. Jaki on był słodki i kochany.
- No już, podpisane.- powiedziałem odkładając marker
- Kocham cię tatuś.- powiedział przytulając mnie.
- Ja ciebie też, bardziej niż tych kretnów.
- Jakich kletynów tato?
- Twoich braci. Tylko błagam nie mów przy mamie kretynów.
- Dobzie nie będę. A to ładne słowo? I ciemu mam blaci kletynów?
- Nie łądne. No tacy wyszli nie przejmuj się to nie zaraźliwe
- A to dobrzie, ale ja nie moge być kletynem bo nie jesteś moim pladziwym tattą, ale jesteś moim tatusiem.
- Tak jestem twoim tatusiem. Co jedziemy do mamusi?
-Tatku a tak wogóle to czemu ja byłem w tym domku cio było duzio dzieci a was nie było?
- Bo synu my o tobie wtedy nie wiedzieliśmy. Teraz już zawsze będziesz z nami.
- Na pewno?- zapytał
- Na pewno. Przecież jesteś naszym synkiem
-Dobzie. Wlacajmy do domku bo ja ce do mojego zajebistego domku na drzewie.
- Antek skądy ty takie słowa znasz?- Ronni mnie zabije.
- No wujek Hally tak powiedział, że zbudował mi zajebisty domek a ja z niego spadłem.- odpowiedział
- Dobra przy mamie tego też nie mów.
- Tatusiu- szepnął mi do ucha- Bo ja się wczolaj zapytałem ujka Hallego skąd są dzieci a on powiedział, zie ty lepiej wiesz.
- Chyba zabiję Harry'ego.- stwierdziłem.
- No powiedz mi plioseee.
- Za młody jesteś zapytaj za pięć lat to ci odpowiem
- Ale jesteś... Zapytam Bena
- Tak zapytaj Bena.
- Dobrze. On mi powie.- stwierdził pokazując mi język.
Jak on mu wytłumaczy, to ja będę miał przechlapane. Jak ja cholera to Morgan tłumaczyłem. Kurwa, ona miała króliki. Łatwiej było. Grrr. Może jak mu kupię królika to da spokój z tymi durnymi pytaniami. Jak wytłumaczyć pięciolatkowi skąd się dzieci biorą.
-  
Synek chcesz królika?- zapytałem, ale zaprzeczył.
- A może pieska?
- Niet.- zaczął jeszcze kręcić główką.
- Zółwia, rybki, a może chomika?- zapytałem z nadzieją.
- Nie ce zwierząt!
- A co chcesz skarbie?
- Chcę wiedzieć. Wujek Hally powiedział, że pozbawiasz mnie wiedzy i mądrości.
- Jak wujek taki mądry to piwnien sam ci wytłumaczyć.
- Powiedział, że od tego są tatusiowie 
i że ty jesteś mądlejszy

- Dojedziemy do domu to ci wytłumaczę.- powiedziałem zrezygnowany.
- Supel... to jedź szybiciej, bo wleczesz się jak żółw.
- Jadę przepisowo
- Eh to też ujek Hally mówił. że jak będe ciał pojeżdzić to żebyś do niego zadzwonił
- Czemu? Ze mną nie możesz jeździć?
- No ale ujek Hally to tak fajnie jeździ i hamuje zajebiście na zakrętach.
- Mówiłem ci, żebyś nie używał tego słowa
-Przy mamie...
- Nie używaj go wcale. O tak hamuje?- zapytałem przyspieszając przed zakrętem i po chwili hamując
- Nooo!
- No widzisz tata też tak umie.
- No dobla, a mówiłeś że jeździsz jakoś tam...
- Przepisowo synku. Tak bezpieczniej. Ale szybko też umiem.
- Dobla.- machnął zdrową rączką. Już nie długo potem byliśmy w domu, gdzie w salonie stała Ronni wściekła i darła się na Bena, a Philip prawie turlał się ze śmiechu. 
- Kletyni!- krzyknął Antoś i pobiegł do siebie na górę.
- To Harry go nauczył tego słowa, nie patrz tak na minie.
- Yh nie ważne. Powiedz mu coś bo cholery dostanę! uważa że może robić co chce! 
- Co? Nie może robić co chce. Mówię ci musimy wysłać go do wojska.
-Ja się zgadzam! Nie mam już siły. Dzisiaj zapytał mnie czy jesteś dobry...- mało tam nie padłem ze zdziwienia.
- Cholera. Gówniarzu radzę ci iść się już pakować.
- Boże uwzięliście się na mnie, a mama przesadza. To nie było tak! Wyrwane z kontekstu no Philip - spojrzał błagalnie na brata.
- Ja ci tyłka młody ratować nie będę. Sam ich wkurwiłeś, sam się ratuj.- odpowiedział mu Phil.
 -Dzięki- uśmiechnął się ironicznie- Bo to ja zbiłem wczoraj wazon, wazę, ramkę na zdjęcie. Ja, oczywiście...

Uwierz mi odwdzięczę się.- pogroził mu.-  Mamo, ja nie chciałem. Odkupię wszystko.
- Nie odwdzięczysz się, bo nic już nie mam na sumieniu! No dobra mam, ale tato nie chcesz wiedzieć.
- Nie chcę wiedzieć. Do swojego pokoju natychmiast.- podniosłem głos.
-Czemu? To on zbił to wszystko, ja nic nie zrobiłem oprócz tych gumek.
- Jakich gumek?- zapytałem nie wiedząc czy chcę znać odpowiedź.
- Nic, nie ważne- mruknął i skierował się na schody.

No jestem znowu. Długi był ten rozdział. CHyba pobiłam własny rekord. Mam nadzieję, że się wam podobał. Wielkie podziękowania dla mojej Ali za pomoc. Mile widziane komentarze i do następnego.
Clary G internetowy spis