Ronni
Nie wiedziałam, że spotka mnie taka przygoda. Wracałam z zakupów przez park. Mój wzrok podziwiał uroki zimowego krajobrazu. Mój wzrok napotkał dziewczynę siedzącą na ławce. wychudzona i trzęsąca się z zimna. Przypomniałam sobie jak to było za nim spotkałam Louisa. Podeszłam do niej.
- Może mogę ci jakoś pomóc?- zapytałam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.- Chodź pójdziemy na kawę.
Niepewnie wstała z ławki i skierowała się za mną do restauracji. Specjalnie zaprowadziłam ją do restauracji, żeby coś zjadła. Usiadłyśmy przy stoliku. Podszedł do nas kelner.
- Co podać?
- Jak na razie dwie herbaty.- powiedziałam. Podsunęłam dziewczynie menu.- Wybieraj.
- Ale ja nie mam pieniędzy.- powiedziała.
- Ja płacę.
Pół godziny później przyglądałam się jak z apetytem zajada się ciepłym obiadem.
- Dziękuję.- powiedziała.
Chciałam jej pomóc, wyjść jakoś na prostą. Nic nie powiedziałam Louisowi, nosiłam jej jedzenie ubrania. Pomagałam zerwać z nałogiem. Dziewczyna przez miesiąc który jej pomagałam wychodziła na prostą. Z dnia na dzień coraz bardziej mi ufała, otwierała się. Pomogłam znaleźć jej pracę.
Louis przez cały tydzień chodził podekscytowany dzisiaj kończył się ósmy miesiąc ciąży i mieliśmy umówioną wizytę u ginekologa. Nie tylko Louis traktował mnie jak jajko, ale cały zespół. Jak byli na próbie to każdy z nich potrafił do mnie zadzwonić z 10 razy. Byli po prostu śmieszni. Mała była bardzo ruchliwa,a Lou rozczulał się nad każdym kopnięciem. Był słodki. Nadal nie wymyślaliśmy dla niej imienia.
Przy lekkiej pomocy Louisa wstałam z łóżka. Miałam już dosyć wielki brzuch. Ja poczłapałam jak kaczka w stronę łazienki, a Lou poszedł budzić swoje siostry które już dzisiaj wracały do Doncaster. Ubrana zeszłam na dół.
- O której będzie twoja mama?- zapytałam.
- Za dwie godziny.
Zjedliśmy śniadanie i ostatni raz pobawiliśmy się z dziewczynkami. Grały w planszówkę z Louisem gdy rozległ się dzwonek. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. Za drzwiami stała mama Louisa.
- Proszę.- powiedziałam.
Kobieta nadal mnie nie lubiła. Zostawiłam ją samą w przedpokoju i poszłam po dziewczynki, bo mama Louisa nie miała zamiaru zostawać na dłużej oznajmiła nam to wczoraj. Dziewczynki ze smutnymi minami się ubierały. Przytuliły się najpierw do mnie, a później do Louisa.
- Pa dziewczynki. - powiedziałam.
Godzinę później szykowaliśmy się do lekarza. Założyłam swój płaszcz i pojechaliśmy. Siedzieliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na swoją kolej. Lou przeglądał jakieś babskie czasopisma.
- A może Morgan?- zapytał
- Co?
- Może nazwiemy ją Morgan?
- Ładnie.- powiedziałam.- Morgan Madeleine.
- Tak. Morgan Madeleine Tomilson.- powiedział z dumą akurat kiedy nas zawołano.
Weszliśmy do gabinetu. Lekarka zrobiła mi badanie USG, a Lou ze szklanymi oczami patrzył na ekran. Spojrzałam w jego oczy, myśląc o tym jakie ja miałam szczęście spotykając Louisa. Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Louis odwieszał moją kurtkę na wieszak kiedy z kieszeni wypadł mały woreczek z białym proszkiem. Louis podniósł woreczek. Jego wzrok zmienił się diametralnie, te obrzydzenie w jego wzroku.
- Czemu ja ci zaufałem.- powiedział.
- Louis ja nie biorę.- powiedziałam.- To nie moje.
- A czyje, do jasnej cholery czyje.- krzyknął.
- Nie moje, Lou to na prawdę nie moje.- łzy płynęły po moich policzkach.
- Nic nie mów.- powiedział i wyszedł rzucając na ziemię woreczek.
Osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Nie wiem ile tak siedziałam, ale do domu ktoś wszedł.
- Ronni co się stało?- zapytał mnie Harry.
- On myśli, że ja znowu zaczęłam brać. To na prawdę nie moje.- jego wzrok ze mnie powędrował na małą paczuszkę. Wziął ją, otworzył i spróbował białego proszku.
- To cukier puder.- stwierdził.
- Co?
- Uspokój się ja z nim porozmawiam.- on też wyszedł z domu.
Louis
Stracić zaufanie do najważniejszej osoby w twoim życiu. Bez celu chodziłem po parku. Wszystko się zgadzało, to jak znikała i teraz narkotyki.
- Idioto co ty wyprawiasz.- usłyszałem za sobą głos przyjaciela.
- Ona znowu bierze.- powiedziałem.
- I ty uwierzyłeś, widać słabo ja kochasz.- stwierdził.
- Co ty możesz o tym wiedzieć.
- Nie o to chodzi. Czemu sądzisz, że ona znowu bierze. Przecież to nie logiczne przez pięć miesięcy walczyła aby wyjść z nałogu a ty jej w tym pomagałeś. Walczyła dla dziecka, ciebie. Zaczęła od nowa.
- Znalazłem u niej narkotyki.
- To.- zapytał i z kieszeni wyją ten sam woreczek który ja zostawiłem w domu.- To jest zwykły cukier puder.
- A to jej ciągłe znikanie.
- Po prostu zapytaj ją o to. Ona siedzi w domu i płacze. Zastanów się, bo może ty nie jesteś gotowy, nie kochasz ich tak bardzo jak ci się zdaje.
- Co ty pieprzysz, ona jest dla mnie najważniejsza.
- To idź do domu i ja przeproś, na spokojnie porozmawiajcie.
Zrobiłem to co kazał loczek. wszedłem do domu, Ronni siedziała na podłodze w kuchni tępo przyglądając się rozbitemu kubkowi. Łzy ciekły jej po policzkach. Podszedłem do niej.
- Proszę wytłumacz mi czemu przez ostatni miesiąc ciągle znikałaś?- spojrzała na mnie.
- Pomagałam dziewczynie, ona nie miała tyle szczęścia i nie spotkała kogoś takiego jak ty. Chciałam jej tylko pomóc, wyjść na prostą. Zrobić to samo co ty. Żeby nie stoczyła się na samo dno jak ja.
- Czemu mi nie powiedziałaś.
- Bo się bałam, ze pomyślisz, że znowu biorę. Nigdy nie chciałabym wrócić do tego. To była najgorsza rzecz w moim życiu.
- Ronni ja przepraszam.- przytuliłem ją.
- Ał.- jęknęła i nagle pod moimi nogami zrobiło się mokro. Spojrzała na mnie przestraszona.- Louis, chyba się zaczęło.
________________________________________
Więc napisałam, i jestem z niego zadowolona i mam nadzieję, że się wam spodoba tak ja mi się podoba. No to czekam na wasze komentarze i do następnego.
Nie wiedziałam, że spotka mnie taka przygoda. Wracałam z zakupów przez park. Mój wzrok podziwiał uroki zimowego krajobrazu. Mój wzrok napotkał dziewczynę siedzącą na ławce. wychudzona i trzęsąca się z zimna. Przypomniałam sobie jak to było za nim spotkałam Louisa. Podeszłam do niej.
- Może mogę ci jakoś pomóc?- zapytałam. Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.- Chodź pójdziemy na kawę.
Niepewnie wstała z ławki i skierowała się za mną do restauracji. Specjalnie zaprowadziłam ją do restauracji, żeby coś zjadła. Usiadłyśmy przy stoliku. Podszedł do nas kelner.
- Co podać?
- Jak na razie dwie herbaty.- powiedziałam. Podsunęłam dziewczynie menu.- Wybieraj.
- Ale ja nie mam pieniędzy.- powiedziała.
- Ja płacę.
Pół godziny później przyglądałam się jak z apetytem zajada się ciepłym obiadem.
- Dziękuję.- powiedziała.
Chciałam jej pomóc, wyjść jakoś na prostą. Nic nie powiedziałam Louisowi, nosiłam jej jedzenie ubrania. Pomagałam zerwać z nałogiem. Dziewczyna przez miesiąc który jej pomagałam wychodziła na prostą. Z dnia na dzień coraz bardziej mi ufała, otwierała się. Pomogłam znaleźć jej pracę.
Louis przez cały tydzień chodził podekscytowany dzisiaj kończył się ósmy miesiąc ciąży i mieliśmy umówioną wizytę u ginekologa. Nie tylko Louis traktował mnie jak jajko, ale cały zespół. Jak byli na próbie to każdy z nich potrafił do mnie zadzwonić z 10 razy. Byli po prostu śmieszni. Mała była bardzo ruchliwa,a Lou rozczulał się nad każdym kopnięciem. Był słodki. Nadal nie wymyślaliśmy dla niej imienia.
Przy lekkiej pomocy Louisa wstałam z łóżka. Miałam już dosyć wielki brzuch. Ja poczłapałam jak kaczka w stronę łazienki, a Lou poszedł budzić swoje siostry które już dzisiaj wracały do Doncaster. Ubrana zeszłam na dół.
- O której będzie twoja mama?- zapytałam.
- Za dwie godziny.
Zjedliśmy śniadanie i ostatni raz pobawiliśmy się z dziewczynkami. Grały w planszówkę z Louisem gdy rozległ się dzwonek. Wstałam z kanapy i poszłam otworzyć. Za drzwiami stała mama Louisa.
- Proszę.- powiedziałam.
Kobieta nadal mnie nie lubiła. Zostawiłam ją samą w przedpokoju i poszłam po dziewczynki, bo mama Louisa nie miała zamiaru zostawać na dłużej oznajmiła nam to wczoraj. Dziewczynki ze smutnymi minami się ubierały. Przytuliły się najpierw do mnie, a później do Louisa.
- Pa dziewczynki. - powiedziałam.
Godzinę później szykowaliśmy się do lekarza. Założyłam swój płaszcz i pojechaliśmy. Siedzieliśmy na krzesełkach i czekaliśmy na swoją kolej. Lou przeglądał jakieś babskie czasopisma.
- A może Morgan?- zapytał
- Co?
- Może nazwiemy ją Morgan?
- Ładnie.- powiedziałam.- Morgan Madeleine.
- Tak. Morgan Madeleine Tomilson.- powiedział z dumą akurat kiedy nas zawołano.
Weszliśmy do gabinetu. Lekarka zrobiła mi badanie USG, a Lou ze szklanymi oczami patrzył na ekran. Spojrzałam w jego oczy, myśląc o tym jakie ja miałam szczęście spotykając Louisa. Szczęśliwi wróciliśmy do domu. Louis odwieszał moją kurtkę na wieszak kiedy z kieszeni wypadł mały woreczek z białym proszkiem. Louis podniósł woreczek. Jego wzrok zmienił się diametralnie, te obrzydzenie w jego wzroku.
- Czemu ja ci zaufałem.- powiedział.
- Louis ja nie biorę.- powiedziałam.- To nie moje.
- A czyje, do jasnej cholery czyje.- krzyknął.
- Nie moje, Lou to na prawdę nie moje.- łzy płynęły po moich policzkach.
- Nic nie mów.- powiedział i wyszedł rzucając na ziemię woreczek.
Osunęłam się na ziemię i zaczęłam płakać. Nie wiem ile tak siedziałam, ale do domu ktoś wszedł.
- Ronni co się stało?- zapytał mnie Harry.
- On myśli, że ja znowu zaczęłam brać. To na prawdę nie moje.- jego wzrok ze mnie powędrował na małą paczuszkę. Wziął ją, otworzył i spróbował białego proszku.
- To cukier puder.- stwierdził.
- Co?
- Uspokój się ja z nim porozmawiam.- on też wyszedł z domu.
Louis
Stracić zaufanie do najważniejszej osoby w twoim życiu. Bez celu chodziłem po parku. Wszystko się zgadzało, to jak znikała i teraz narkotyki.
- Idioto co ty wyprawiasz.- usłyszałem za sobą głos przyjaciela.
- Ona znowu bierze.- powiedziałem.
- I ty uwierzyłeś, widać słabo ja kochasz.- stwierdził.
- Co ty możesz o tym wiedzieć.
- Nie o to chodzi. Czemu sądzisz, że ona znowu bierze. Przecież to nie logiczne przez pięć miesięcy walczyła aby wyjść z nałogu a ty jej w tym pomagałeś. Walczyła dla dziecka, ciebie. Zaczęła od nowa.
- Znalazłem u niej narkotyki.
- To.- zapytał i z kieszeni wyją ten sam woreczek który ja zostawiłem w domu.- To jest zwykły cukier puder.
- A to jej ciągłe znikanie.
- Po prostu zapytaj ją o to. Ona siedzi w domu i płacze. Zastanów się, bo może ty nie jesteś gotowy, nie kochasz ich tak bardzo jak ci się zdaje.
- Co ty pieprzysz, ona jest dla mnie najważniejsza.
- To idź do domu i ja przeproś, na spokojnie porozmawiajcie.
Zrobiłem to co kazał loczek. wszedłem do domu, Ronni siedziała na podłodze w kuchni tępo przyglądając się rozbitemu kubkowi. Łzy ciekły jej po policzkach. Podszedłem do niej.
- Proszę wytłumacz mi czemu przez ostatni miesiąc ciągle znikałaś?- spojrzała na mnie.
- Pomagałam dziewczynie, ona nie miała tyle szczęścia i nie spotkała kogoś takiego jak ty. Chciałam jej tylko pomóc, wyjść na prostą. Zrobić to samo co ty. Żeby nie stoczyła się na samo dno jak ja.
- Czemu mi nie powiedziałaś.
- Bo się bałam, ze pomyślisz, że znowu biorę. Nigdy nie chciałabym wrócić do tego. To była najgorsza rzecz w moim życiu.
- Ronni ja przepraszam.- przytuliłem ją.
- Ał.- jęknęła i nagle pod moimi nogami zrobiło się mokro. Spojrzała na mnie przestraszona.- Louis, chyba się zaczęło.
________________________________________
Więc napisałam, i jestem z niego zadowolona i mam nadzieję, że się wam spodoba tak ja mi się podoba. No to czekam na wasze komentarze i do następnego.
Bardzo, bardzo mi się podoba :) I to imię... aaah super:) No i poród... ajajajaj:D Czekam z niecierpliwością na następny:) Naprawdę z niecierpliwością... ;p
OdpowiedzUsuńAaaa piekny rozdzial. Tak imie haha nic nie mowie. Fajnie ze dalas troche akcji znaczy chodzi mi o ta klotnie. Pogodzili sie i super i the best i cie kocgam i czekam na nn
OdpowiedzUsuńPoród!!!
OdpowiedzUsuńJezu już widzę Lou...
Czkam na nn...
Już się nie mogę doczekać...
Przyspieszyłaś akcje... Rozdział jest świetny i nie mogę doczekać się następnego!
OdpowiedzUsuńOMG jest Boski<3
OdpowiedzUsuńjuż sie nie mogę doczekac kolejnego :)
boski :) - patrysia
OdpowiedzUsuń