sobota, 27 kwietnia 2013

10. List

Morgan
Założyłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół, na wysepce leżał list do mnie. Spojrzałam pytająco na mojego męża.
- Nie wiem od kogo.- powiedział.
Otworzyłam kopertę, w której wypadło moje zdjęcie wycięte z gazet i list. Charakter pisma nic mi nie mówił. Była to osoba zupełnie mi nieznana. Zaczęłam czytać.
Morgan
Możesz nie widzieć kim jestem. Nazywam się Josh Carter i jestem twoim ojcem. W życiu zrobiłem wiele złego i wyrządziłem Tobie i Ronni dużo krzywd. Chciałem Cię za to przeprosić. Pogubiłem się w tym życiu. Nie odezwałem się wcześniej bo musiałem wyjść na prostą. Wiem, że nie uważasz mnie za ojca. Nim jest człowiek, który cię wychowywał. Odwalił on kawał dobrej roboty. Chciałem Cię prosić o jedno spotkanie, o jedną rozmowę. Chciałbym Cię poznać. Tylko tyle. 
Josh
List nie był długi. Znajdował się jeszcze numer telefonu i adres. W mojej głowie majaczyło wspomnienie faceta o czarnych oczach. Łzy spłynęły po moich policzkach.
- Morgan, słoneczko co się stało?- zapytał Adrian podchodząc do mnie i przytulając.
Opowiedziałam mu o wszystkim. Chłopak z kamienną twarzą słuchał mojej opowieści. Później przeczytał list.
- Zamierzasz się z nim spotkać?
- Nie wiem, chyba porozmawiam z rodzicami.
Poszłam na górę się ubrać. Postała trochę pod gorącym strumieniem wody, ubrałam się w ciemne spodnie i bluzkę w paski.<klik> Wysuszone włosy zebrałam w kucyk. Ubrana zeszłam na dół.
- Nie mogę z tobą pójść bo idę do pracy.- powiedział Adi. 
- Idę tylko do rodziców.- stwierdziłam.
Zabrałam się za jedzenie przyszykowanego śniadania. Apetyt miałam zabójczy, ale była w drugim miesiącu ciąży. Adrian już pojechał, wstawiłam naczynia do zmywarki i pojechałam do rodziców. Od progu przywitał mnie Tony. Trzymając braciszka za rękę weszłam do środka.
- Haj chciałam z wami porozmawiać.- powiedziałam siadając na kanapie.
- A o czym?- zapytała mama.
- O Joshu.- odpowiedziałam.
Mój tata wypuścił z rak szklankę, a mama pobladła. Domyślałam, że było to dla nich trudne.
- Po co?
- Napisał do mnie. Prosi o spotkanie.
- Masz zamiar się z nim spotkać?
- Nie wiem tato. Chcę poznać całą historię tylko tyle. Chyba mam do tego prawo przecież to mój ojciec.
- Tak twój ojciec.- stwierdził i wyszedł.
- Co mu jest?
- Boi się, że cię straci. Chodź opowiem ci wszystko.
Przy herbacie mama opowiedziała mi o wszystkim. O narkotykach i dziadkach. Nigdy nie zagłębiałam się w to wszystko. Wiedziałam to co powinnam. Nadal ciekawił mnie podwód dlaczego Josh chce się ze mną spotkać. 
- Możesz się z nim spotkać, nie możemy ci tego zabronić. Uważaj na niego umie omamić każdego, nie chcę, żeby jeszcze bardziej cię skrzywdził.
- Będę uważać. Jeszcze porozmawiam z tatą.
Tata w ogrodzie bawił się z Antkiem. Usiadłam obok nich na trawie.
- Nie bądź na mnie zły.
Nic nie powiedział. Rzadko się na mnie wściekał.
- Tato, przecież to nic złego, że chcę go poznać.
- Wiesz dwadzieścia lat temu zapytałaś mnie czy możesz mówić do mnie tato. To nigdy nie było pytanie czy będę twoim tatą. Zastanawiałem się każdego dnia, kiedy stwierdzisz, że on jest twoim ojcem.
- Tato, ty jesteś moim ojcem. Ciebie kocham. Tatusiu, przecież wiesz, że tak jest.
- No właśnie nie wiem. 
- Tatusiu zawsze będę twoją córeczką. Już dużą, ale zawsze twoją córeczką. Nie ważne co Josh powie to ty mnie wychowałeś, ty mnie kochasz. Biologia nie ma dla mnie znaczenia.
Przytuliłam się do mojego ojczulka. Czasem się zastanawiam jak działa jego mózg. Nie rozumieć takiej prostej rzeczy.



Napisałam kolejny i mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Miele widziane komentarze i do następnego.

środa, 24 kwietnia 2013

9 Impreza rodzinna

Morgan
Pojechaliśmy do rodziców, co najśmieszniejsze w domu wszyscy byli oprócz staruszków. Była mała imprezka.
- Gdzie tata i mama?- zapytałam wujka Harry'ego.
- Pojechali do szpitala.- odpowiedział.
- Co się stało?
- Mały wypadek przy budowie domku. Ładny wyszedł?- pokazał na drewniany domek na drzewie.
- Super.
- Chcesz wina?
- Nie wujku.
Na trawie siedziała Ness z Jake'm, puściłam rękę Adriana i podeszłam do przyjaciół. 
- Cześć.
- Hej Morgan.- przyjaciółka wyplątała się z uścisku Jake i przytuliła mnie.
- Jesteście razem?- zapytałam.
- Tak.- odpowiedziała uśmiechnięta.
- Głodna jestem idę szukać czegoś do jedzenia.
- Wujek Niall rozpalił grilla.
- Jak wspaniale. Idę.
Siedziałam na kanapie z talerzem pełnym jedzenia, wrócili już rodzice. Ben dorobił się kilku szwów, a Phil guza. Co za sierotki.
- Właściwie czemu siedzimy bez muzyki, jeżeli jest obecne całe One Direction?- zapytałam.
- Bo 1d jest na emeryturze.- odpowiedział mi wujek Zayn.
- Morgan ma rację. Chłopaki zaśpiewajcie coś.- zgodziła się ze mną ciocia Dan.
- Nie.- powiedział tata.
Wstałam i usiadłam mojemu staruszkowi na kolana. 
- Tatusiu no proszę, tylko jedna piosenka. Proszę.
- Ty wiesz, że ja nie umiem ci odmówić.
- Wiem i lubię to wykorzystywać.- zaśmiałam się.
- To co sobie życzysz Morgan?- zapytał wujek Harry.
Zaczęłam się zastanawiać. Lubiłam każdą ich piosenkę.
- Wiem Forever Young.
- No dobra.
Muzyka była puszczona z odtwarzacza, ale i tak było super.



Liam
Zatańczmy stylowo, zatańczmy przez chwilę
Niebiosa mogą zaczekać, my patrzymy tylko na niebo
Mając nadzieję na najlepsze, lecz przygotowując się na najgorsze
Spuścicie tę bombę, czy nie?
Harry
Pozwól nam umrzeć młodo albo pozwól nam żyć wiecznie
Nie mamy siły, ale nigdy nie mówimy nigdy 
Siedzimy w piaskownicy, życie jest krótką wycieczką
Muzyka dla smutnych ludzi
Razem
Wiecznie młody, chce być wiecznie młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie, wiecznie, wiecznie młody
Niall
Jedni są jak woda, inni jak ogień
Jedni są melodią, a inni rytmem
Wcześnie czy później wszyscy odejdą
Dlaczego nie mogą zostać młodzi?
Harry
Tak trudno zestarzeć się bez powodu
Nie chcę odejść jak spłoszony koń
Młodość jest jak diament w słońcu
A diamenty są wieczne
Razem
Wiecznie młody, chcę być wiecznie młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie, wiecznie lub nigdy
Wiecznie młody, chcę być wiecznie młody
Czy naprawdę chcesz żyć wiecznie, wiecznie lub nigdy
Liam
Tak wiele przygód nie może się dziś zdarzyć
Tak wielu piosenek nie zagraliśmy
Tak wiele marzeń zmienia się nagle
Pozwalamy im się spełnić.
Harry
Wiecznie młody chcę być wiecznie młody
Czy na prawdę chcesz żyć wiecznie? Wiecznie lub nigdy
Razem
Wiecznie młody, chcę być wiecznie młody
Czy na prawdę chcesz, żyć wiecznie, wiecznie na zawsze
 Wiecznie młody, chcę być wiecznie młody
Czy na prawdę chcesz, żyć wiecznie, wiecznie na zawsze  
Wiecznie młody, chcę być wiecznie młody
Czy na prawdę chcesz, żyć wiecznie, wiecznie na zawsze
Zaczęliśmy wszyscy klaskać, Philip nawet gwizdać.
- Na więcej nie liczcie.- oznajmił tata.
- Ale czemu? Jesteście wspaniali.- do naszego grona dołączyli moi teściowie.
Wyciągnęłam Adriana do salonu. Musiałam z nim poważnie porozmawiać.
- Może im od razu powiemy?- zapytałam.
- Tak wszystkim na raz?
- No nie mów, że się boisz. Kotku oni są niegroźni i patrz mój tata nic ci nie zrobił. 
- No dobrze.- zgodził się.
Złapałam go za rękę i wróciliśmy do reszty.
- Chcemy wam coś powiedzieć.- zaczęłam, wszyscy spojrzeli na nas.- Więc chciałam wam powiedzieć jak już wszyscy jesteśmy, że jestem w ciąży.
Wszyscy byli szczęśliwi tylko mój tatuś nie. Wyplątałam się z masy rąk i poszłam do niego.
- Tato co jest?- zapytałam.
- Na prawdę jestem stary.- stwierdził.
- Co? Tatusiu ty jesteś Forever Young.- powiedziałam przytulając się do niego.- Popatrz na to z innej strony, będzie taka mała osóbka bardzo cię kochająca.
Lekko się uśmiechnął i mocniej mnie przytulił.
- Ale i tak muszę jeszcze porozmawiać z Adrianem.
- Tato.- jęknęłam.
- To mój rodzicielski obowiązek.
- Chcesz, żeby zaczął się ciebie bać.
- Będę spokojny. Daje słowo córeczko.
- No dobra. Porozmawiajcie, ale spokojnie.
Louis
Rodzinna impreza trwała sobie w najlepsze. Pod pretekstem zaniesienia naczyń postanowiłem porozmawiać z Adrianem.
- Uważam, że to za wcześnie i jesteście strasznie młodzi, ale wiesz to moja mała córeczka. Jeżeli ona przez ciebie będzie płakać to sam własnoręcznie cię zabije. 
- Dobrze tato.- powiedział.
Poklepałem chłopaka po plecach i zabrałem się za wycieranie naczyń.


No i doczekaliśmy się środy. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

piątek, 19 kwietnia 2013

8. Zazdrosna

Vanessa
Siedziałam na kanapie w salonie u Jake i zajadałam się lodami. Miałam straszny apetyt i łapałam ostatnio doła. Do mieszkania wszedł mój przyjaciel z jakąś dziewczyną. Spojrzałam najpierw na brunetkę z idealnym makijażem, a później na siebie. Rude włosy miałam zebrane w jakiś tam kok, do tego koszulka Jake i leginsy.
- Ness poznaj Amber, razem robimy projekt na zajęcia. Amber poznaj moją najlepszą przyjaciółkę Vanesse. 
- Cześć.- powiedziała piskliwym głosikiem.
- Hej. To ja może nie będę wam przeszkadzać.
Zanim Jake zdążył zareagować ja już byłam w swoim tymczasowym pokoju. Rzuciłam się na łóżko i tak leżałam. Z salonu zaczęły mnie dobiegać ich śmiechy.Na uszy założyłam słuchawki i zwinęłam się na łóżku. Byłam zazdrosna o tę zgrabną Amber. Zamknęłam oczy i starałam się nie płakać. Nic to nie dało Chyba zasnęłam.
- Ness robię kolację. Chcesz.
- Nie.- powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Płakałaś?- zdziwił się.
- Nie.- skłamałam.
- Vanessa powiedz mi co się dzieje.
- Nic się nie dzieje, wracaj do Amber.- warknęłam siadając.
- Już wyszła. Powiedz mi proszę co się dzieje.
- Nic się nie dzieje.- powiedziałam, spojrzałam w jego ciemne oczy.- Powiedz mi czemu mi pomagasz?
- Bo jesteś moją przyjaciółką.
- Tylko dlatego?
Nic nie odpowiedział, wstałam i założyłam na siebie bluzę. Wyszłam trzaskając drzwiami. Zbiegałam po schodach, kiedy mnie dogonił i złapał za rękę.
- Bo cię kocham.- powiedział.
- Ja ciebie też.- w końcu wydukałam i wtuliłam się w niego.
Antoś
Siedziałem na miękkim dywanie i rysowałem. Bardzo lubiłem rysować. Tata ciągle krzyczy na Ale i Bena. Biedny tatuś po co on się tak denerwuje. Powinien się uśmiechać. Wstałem i podszedłem do niego. Przytuliłem się do jego nogi. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- Tata nie krzycz.
- Ale oni zasłużyli.
- No i co nie krzycz.Tatusiu nie denerwuj się mogłem się bawić bez przerwy w pirata i nikt mi nie przeszkadzał.
Tata znowu się uśmiechnął i wziął mnie na ręce. 
- Wy dwoje macie szczęście na górę do siebie. A my idziemy się bawić w piratów. Obiecałem ci domek na drzewie.
Tak tata zbuduje mi domek. Będę miał domek na drzewie.
Louis
Zwołałem wszystkich moich synów i mieli za zadanie zrobić domek dla brata z moją pomocą.W garażu miałem wszystkie materiały. Antoś nami rządził a my coś tam robiliśmy.
- No przytnij tę deskę.- powiedziałem do Bena.
- Pewny jesteś tato.
- Bądź facet to tylko piła.- zaśmiał się Philip.
Godzinę później przyszła Ronni z piciem. Chciała nas skontrolować.
- O matko boska.- jęknęła.
Kiepsko nam szło robienie tego domku. Na rękach miałem już masę plastrów. 
- Co?- zapytałem.
- Na pewno, nie potrzebujecie pomocy.
- Kochanie sam zrobię domek dla mojego dziecka.
- Ej.- zaprotestowali chłopacy.
- No z pomocą.- poprawiłem się.
Moja żona mało przekonana skierowała się w stronę domu. Zaraz się odwróciła, bo chyba Ben sobie coś robił. Mój syn podniósł do góry zakrwawioną rękę.
- Już do samochodu, jedziemy do lekarza.- zarządziła.
Ronni pojechała z Benem do szpitala, a my usiedliśmy na kanapie w ogrodzie.
- Tato przyda nam się pomoc.- stwierdził mój syn.
- Zadzwonię do chłopaków a ty do Adriana.
Zanim Ronni wróciła z Benem my zbudowaliśmy domek. Tony zadowolony siedział na drzewie. Philip akurat tamtędy przechodził. Jedna deska odpadła i grzmotnęła mojego syna w głowę.
- Ałł. - powiedział i usiadł na trawie.
Tym razem ja wybrałem się na wycieczkę do szpitala. Phila zabrali na tomografię. W poczekalni siedziała Ronni.
- Co się stało?- zapytała.
- Zbudowaliśmy domek i Phil dostał deską po głowie.
- O matko, wy więcej nie tykajcie się żadnych ostrych narzędzi.
- Dobrze kochanie. Co z Benem.
- Zszywają mu rękę. Nie będzie zadowolony bo zero grania w siatkówkę.



No i mamy piątek najlepszy dzień tygodnia. Jestem na was zło. No normalnie trzy komentarze. Smutno mi. Za karę następny dopiero w środę. Tak w środę. Mile widziane komentarze i do następnego.

środa, 17 kwietnia 2013

7. Impreza

Z dedykacją dla Sky Fall Girl

Alice
Siedziałam na kanapie w naszym ogrodzie i spisywałam listę potrzebnych rzeczy na imprezę.Za bardzo nie byłam przekonana co do niej, szczególnie że nie było rodziców, ale Ben nalegał. To było nasze pożegnanie z wakacjami. Przewróciłam kartkę i zamiast robić listę pisałam kolejne zdania. Zapomniałam o otaczającym mnie świecie, nawet nie zauważyłam kiedy obok mnie usiadł Benjamin.
- Siostrzyczko.- zaczął mnie szturchać w ramię.- Alice Katherine Tomilnson dostaje literacką nagrodę nobla.
Niechętnie najpierw oderwałam wzrok od kartki,a następnie długopis. Mrużąc wściekle zielone oczy spojrzałam na brata. Niby on jest straszy. Bardzo śmieszny żart. 
- Co chcesz?- zapytałam.
- Listę zakupów.- odpowiedział.
Wyrwałam mu stronę z listą. Mój braciszek poszedł do sklepu a ja zabrałam się za sprzątanie. Niosłam na górę książki kiedy źle ustałam. Byłby artystyczny upadek, gdyby nie Andre.
- To się nazywa szczęście.- powiedziałam.
- Wie się kiedy przyjść. 
- Właśnie co ty tutaj robisz?- zapytałam.
- Pomyślałem, że ci pomogę, żebyś mogła w spokoju się przygotować.
- Wspaniały jesteś.
Cmoknęłam go w policzek i z książkami poszłam na górę. Poszłam pod prysznic. Jak się wykąpałam, nałożyłam na siebie czystą bieliznę, ciemne szorty i bokserkę <klik>. Wyprostowałam sobie włosy i nawet zrobiłam makijaż. To nowość dla mnie. Zeszłam na dół zobaczyć jak sobie radzą chłopaki.
Philip
- No ale czemu ja. Ty też możesz. Jesteś starsza i lepiej ich upilnujesz.
- Bo ty. Phil zrób to dla mnie.- poprosiła mnie Morgan.
- Nie. Pamiętasz ja nic nie robię dla ciebie.
- Philip proszę. Lubisz imprezy.
- Ale nie z małolatami. Idź ty. Ja nigdzie nie pójdę. Ty przecież też lubisz imprezy.
- Nie od kiedy nie mogę pić.- warknęła i wstała z kanapy.
- Od kiedy?- spojrzała na mnie zaszokowana, lekko się uśmiechnęła.
- Wiesz, wujkiem będziesz.
Ucieszyłem się strasznie. Przytuliłem ją, chyba nieco się zdziwiła.
- To co pójdziesz?- zapytała.
- No niech ci będzie, ale robię to tylko dla mojego siostrzeńca.
- Może być też dziewczynka.- zaśmiała się.
Siedziałem na łóżku w sypialni i czekałem aż Emilii się ubierze. Ile to można się szykować to ja nie wiem. Jak wyszła to mało tam nie padłem. Była ubrana w bardzo krótką czarną spódnicę i białą bluzkę. <klik>. Pojechaliśmy pilnować małolatów. Coś czuję, że kiepsko skończy się ten wieczór.
 Nawet alkohol był. Jeden z wazonów też poszedł. Starałem się nie zachowywać jak dorosły tylko bawiłem się z nimi. Impreza wymknęła się spod kontroli. Małolaty umieją się bawić. Zacząłem się przejmować, jak były chłopak mojej siostry zaczął się szarpać z Andre. Próbowałem ich rozdzielić, ale jak jeden z nich mnie uderzył nie podarowałem. Popchnąłem małolata na komodę. Wszystko spadło z głośnym hukiem. Nagle nie słyszałem muzyki. Odwróciłem się i zobaczyłem rodziców. Teraz czułem się jakbym dalej był w liceum. Mina taty nie wróżyła nic dobrego, chociaż mama nie wyglądała na strasznie złą.
- Wszyscy oprócz was mają wyjść.- wskazał na mnie, Emi, Alice, Bena i resztę.
Siedzieliśmy na kanapie do kompletu brakowało tylko Ness, Morgan i Adriana. Ojciec zabijał wzrokiem.
- Myślałem, że chociaż ty jesteś mądrzejszy.- powiedział tata do mnie.
- Ten kretyn.- wskazałem na Marko bo chyba się tak nazywał były Alice.- Zaczął się szarpać z Andre, ja chciałem ich tylko rozdzielić.
- Tak a dlaczego rzucałeś nim po naszych meblach?
- Bo mnie gówniarz uderzył.- odpowiedziałem zrezygnowany.
- Dobra zamknij się i najlepiej zejdź mi z oczy. Weź odwieź jeszcze tego.
- Jasne tato.
Z Emilii wyszliśmy. Moja dziewczyna prowadziła. Odwieźliśmy tego Marko i sami wróciliśmy do domu.
Benjamin
Jak nic będziemy mieli szlaban do śmierci. Tata był cholernie wściekły.
- Alan zaraz przyjedzie po was Niall.- powiedział.
To nie sprawiedliwe oni mieli lepiej, przecież wujek Niall i Zayn w życiu nie dadzą im szlabanu. Najbardziej dostanie się mi, bo przecież Ala to święta.
- To ja namówiłam Bena na imprezę, wszystko to moja wina.- powiedziała moja siostra, a mnie zatkało.
- Ty? Mało mnie to interesuje. Szlaban na dwa miesiące i jutro sprzątniecie to wszystko. Reszta przyjedzie wam pomóc już rozmawiałem z Niallem i Zaynem. Ruszyć tyłki do swoich pokoi.
Louis
Usiadłem na kanapie, wściekły do granic możliwości. Wziąłem w ręce poduszkę prawie ją niszcząc. Ronni również nie kryła swojego niezadowolenia.
- Patrz jakie nieodpowiedzialne mamy dzieci, kto to wymyślił. Już nigdy nie zostawimy ich samych, tylko zabawa im w głowie, a dom poszedł by w cholerę. Nerwicy idzie dostać. Ta w ciąży, a ci rozwalają dom.
Ronni usiadła mi na kolanach. 
- Nikt nie powiedział, że rodzicielstwo będzie łatwe. Za bardzo się przejmujesz.
- Ty to byś ich po głowie głaskała. 
- W końcu ja. Zawsze robiłeś to ty. No nie denerwuj się bo ci żyłka pęknie.
- Wiesz, to na pewno nie była Alice. 
- Wiem. Już spokojnie. 
- Jak mam być spokojny. Ronni kochanie, ale my mamy jeszcze jedne dziecko.
- Antoś. 
Ronni zerwała się z moich kolan i pobiegła na górę. Poszedłem w jej ślady. Moje kochanie było w pokoju naszego synka. Spojrzała na mnie przerażona. Nie było go tam. Przeszukaliśmy każde pomieszczenie.
- Do jasnej cholery jak mogliście być tak nieodpowiedzialni.- krzyknęła na Bena i Alice.- On ma 5 lat, a wy zostawiliście go samego. Było zawieźć go do Morgan czy do któregoś z wujków. 
- Mamo gdzieś musi być.- moja córka była bliska łez.
- Dobra, jeszcze raz przeszukamy dom. Nie jest on aż tak ogromny. Gdzieś Tony na pewno jest.
Znowu zaczęliśmy szukać, byłem w salonie i spojrzałem przez szklane drzwi. Chłopiec bawił się w piaskownicy. Wyszedłem do ogrodu.
- Tato patrz jestem piratem.- powiedział.
Ulżyło mi. Byłem na nich wściekły, ale Ronni była gotowa ich zabić.
- Piratem? Ale fajnie. Tony, ale wiesz już późno, piraci też muszą spać.
Wziąłem go na ręce. W salonie były bliźniaki.
- Radzę zejdźcie mamie z oczu, bo dzisiaj was po prostu zabije.
Ze spuszczonymi głowami poszli na górę. 

Miał być jutro ale napisałam dla was wcześniej i dodaję go od razu. Mam nadzieję, że się podobał Mile widziane komentarze i do następnego. Ps. Następny w piątek.

niedziela, 14 kwietnia 2013

6. Kawał

Morgan
Weszłam do łazienki, czas zacząć mój plan. Z torebki wyjęłam test ciążowy. Przy pomocy Ness mój kawał się powiedzie. Usidłam na podłodze trzymając w rękach kawałek plastiku. Zaczęłam płakać. Długo nie musiałam czekać do łazienki wszedł Adi. Usiadł obok mnie i przytulił.
- Kochanie co się stało?- zapytał.
- Patrz.- powiedziałam pokazując mu test na którym był napis ciąża.
- Ale czemu płaczesz kochanie? Przecież to naturalne, kiedyś dzieci powinniśmy mieć.
Zamurował mnie, on się cieszył, a ja go wrabiałam w tak wredny sposób. Wzięły mnie wyrzuty sumienia.
- Nie płacz.- powiedział i otarł moje łzy.- Chodź zrobię ci śniadanie.
Zamiast pójść się do pracy, wybrałam się do lekarza. No przecież jakoś muszę to odkręcić. Ja i moje durne pomysły. Jedyne dobre wyjście z tego to zajść w ciąże.
- Morgan Thomson.- zawołała mnie pielęgniarka.
- Co panią do mnie sprowadza?- zapytała lekarka.
- Chciałabym zajść w ciążę.- powiedziałam.
- Proszę się położyć, zaraz wszystko zobaczymy.
Nie cierpię badań ginekologicznych, ale jakaś kara za moje kretyńskie zachowanie powinna być. 
- Tylko, że pani jest w ciąży.
To mnie zaszokowało. W ciąży, ja jestem w ciąży. Czyli tak  naprawdę go nie okłamałam. Ze zdjęciem i receptą na witaminy wyszłam. Siedziałam w samochodzie i wpatrywałam się w czarno- białe zdjęcie. Zadzwonił mój telefon.
- I jak udał ci się kawał?- zapytała Vanessa
- Wzięły mnie wyrzuty sumienia i poszłam do lekarza. Ness ja jestem w ciąży. Rozumiesz będę mamą.- mówiłam coraz szybciej.
- Morgan ty się boisz?- bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Jak cholera.
Ronni
Szykowałam się na kolejny spacer po plaży. Mój Louis wciąż mnie zaskakiwał i nadal zachowywał się jak dzieciak. 
- Kochanie ile można się stroić?- zapytał wchodząc do łazienki.
- Tyle ile trzeba by wyglądać ładnie.- odpowiedziała.
- Ronni, najukochańsza zawsze wyglądasz bardzo pięknie. Jesteś najpiękniejsza.
- Och jakiś ty słodki.- podeszłam i pocałowałam go w usta.- A teraz proszę cię daj mi się ubrać.
Wygoniłam go z łazienki i ubrałam się w fioletowe bikini. Założyłam jeszcze krótką, letnią sukienkę i wyszłam. 
- No nareszcie.- stwierdził mój mąż.
Siedziałam na plaży na gorącym piasku. Podszedł do mnie Louis i wziął na ręce. 
- Lou co ty wyprawiasz?- zapytałam jak wbiegł do wody.
- No idziemy popływać. Wiesz, że przez te wszystkie lata praktycznie nic się nie zmieniłaś nadal jesteś leciutka jak piórko.
- Ta jasne ty kłamco.- zaśmiałam się.
- Ja kłamca.- oburzył się i mnie puścił. Wylądowałam w wodzie.
- Louis.- warknęłam.
- Nazwałaś mnie kłamcą.- pokazał mi język.
Wstałam i wyszłam z wody. Nie zwracałam uwagi na wołanie Louisa. Szłam prosto do domu. Podbiegł do mnie i złapał w tali. Zaczął kręcić. Przerzucił mnie sobie przez ramię i zaniósł do środka.
- Lou postaw mnie.- nic nie robił sobie z moich protestów.
Położył mnie na łóżku i zaczął się uśmiechać. Oj ja już dobrze znałam ten uśmiech. Usiadł obok mnie i zaczął całować. 
- Tutaj nikt nam nie przeszkodzi.- Powiedział i szybko rozwiązał górę od mojego bikini.- Jesteś taka piękna.
Znowu zachłannie wpił się w moje usta. Był tak delikatny jak za pierwszym razem. 
Leżałam przykryta tylko białym prześcieradłem. Jak się obudziłam obok mnie nie było mojego męża. Nie chciało mi się wstawać. Do pokoju wszedł Lou za śniadaniem.
- Dzień dobry kochanie.- powiedział całując mnie w nos.
- Dzień dobry. 
Vanessa 
Zaparkowałam na podjeździe pod domem Morgan i bez pukania weszłam do środka. Od paru dni jedna myśl nie dawała mi spokoju.
- Adrian jest może Morgan?- zapytałam chłopaka siedział w kuchni nad książkę kucharską.
- Nie jeszcze nie wróciła z pracy. Siadaj.- zrobiłam to co powiedział.- Ness co ci jest?
- Nic.- skłamałam.
- Może mogę pomóc.
- Wiesz chodzi o Jake. Adi jakby Morgan była na moim miejscu, a ty na miejscu Jake. Nie wiem dlaczego on tak postępuje, czemu udaje?
- To proste Ness.
- Proste?
- Tak Vanessa to bardzo prost. Jake cię kocha, dlatego to robi. 
- Mówisz, że Jake mnie kocha?
- Tak Ness. On cię kocha, tylko czy ty kochasz go? Vanessa kochasz Jake. Zastanów się. 
Adrian, wrócił do studiowania przepisu.
- Właściwie co ty robisz?
- Obiad dla mojej żony.- odpowiedział.- Słabo mi idzie.
- Daj pomogę ci.
Adrian to kiepski kucharz, zrobiłam ten obiad. Zostało nam czekać na Morgan. 
- Co tak pięknie pachnie.- powiedziała od progu.
- Ness pomogła zrobić mi obiad.
Boże oni byli tacy szczęśliwi. Adi podszedł do swojej żony i delikatnie pocałował. Zazdrościłam im tego szczęścia. Zjadłam z nimi obiad i pojechałam do Jake. Teraz mieszkałam u niego.
Morgan
- To co dzwonię do mamy i im powiem?- zapytałam się Adriana.
- Tak.- zgodził się a ja wybrałam numer.
- Cześć córuniu.- w słuchawce rozbrzmiał głos mojego taty.
- Cześć tatusiu. Jest tam gdzieś mama?
- Tak siedzi obok mnie. Coś się stało?
- Chciałam wam powiedzieć, że zostaniecie dziadkami.
Tata, przez dłuższą chwilę się nie odzywał. Przestraszona patrzyłam na Adriana.
- Morgan przecież wy jesteście tacy młodzi. Dopiero co wzięliście ślub.
- Dokładnie trzy miesiące temu. Już się stało, i nie mam zamiaru tego zmieniać.
- Daj mi porozmawiać z Adrianem.
Niechętnie podałam telefon mojemu mężowi. Przez dobre pięć minut rozmawiał z moim tatą, jak skończył minę miał dosyć dziwną.
- Co on ci nagadał?
-Zostałem ochrzaniony za nieodpowiedzialność i za to, że zniszczyłem ci karierę. Czasem boję się twojego ojca.
- Nie przejmuj się nim.
Usiadłam mu na kolana i wdychałam jego perfumy. 
Louis
Chodziłem po salonie zdenerwowany. Przecież ona jest taka młoda. Dziecko? Moja mała córeczka. Podeszła do mnie Ronni.
- Co się stało?
- Będziemy dziadkami.- powiedziałem po cichu.
- Ben czy Philip?- zapytała.
- Morgan.- poprawiłem ją.
- To czemu się wkurzasz. Oni są małżeństwem. Ja myślałam, że to Phil. Lou wyluzuj.- zaśmiała się.




Ale długi mi wyszedł. Mam nadzieję, że się podobał. Następny w czwartek bo mam dużo nauki. Okropność. Mile widziane komentarze i do następnego.

wtorek, 9 kwietnia 2013

5. Czemu szpital


Jake
Opierałem się o framugę drzwi pokoju Ness. Patrzyłem jak spokojnie śpi. Zastanawiałem się, czy to co do niej czuję aż tak widać. Morgan bardzo szybko się domyśliła.
- Jake połóż się obok.- z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki.
Podszedłem do łóżka i położyłem się obok niej. Ruda wtuliła się we mnie.
- Pojedziesz jutro ze mną?- zapytała.
- Tak. Wcześniej kończę zajęcia.
- Dziękuję. Na prawdę jesteś super przyjacielem.
Najśmieszniejsze jest to, że już nie chcę być tylko przyjacielem. Wsłuchiwałem się w jej miarowy oddech.Zasnęła tuląc się do mnie. Sam zasnąłem myśląc tylko o Ness.
- Jake wstawaj.- ktoś mnie budził z mojego pięknego snu, w którym miałem pocałować Vanesse.- Wstawaj bo spóźnisz się na zajęcia.
Otworzyłem oczy, a przede mną siedziała Ness. Lekki siniak znajdował się na jej policzku. Zielone oczy skrzyły się radośnie, a uśmiech malował się na jej twarzy.
- Wstawaj, ciuchy są w łazience i przestań się tak mi przyglądać.
Vanessa
Nie wiem czemu, ale od rana uśmiech nie schodził mi z twarzy. Może to to, że obudziłam się obok Jake. Jakoś ostatnio czułam się przy nim inaczej. Poszłam pod prysznic do łazienki na korytarzu. Ubrałam się w sukienkę <klik>. Dużą ilością podkładu zakryłam siniaka na mojej twarzy. Ubrana zeszłam na dół robić śniadanie. Jake mnie jednak wyręczył. Tosty leżały na stole.
- Jesteś wspaniały.- powiedziałam jak postawił pod moim nosem kubek z gorącą kawą.
Z nim wszystko był takie proste, nieskomplikowane. Czemu nie mogę być z kimś takim jak on? Po zjedzonym posiłku wstawiłam wszystkie naczynia do zmywarki. Jake podwiózł mnie do centrum handlowego bo  chciałam pozwiedzać sklepy. Kilka toreb stało obok mojego krzesła, a ja popijałam kawę w kawiarni, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Vanessa gdzie ty jesteś?- usłyszałam głos Jonathana 
- W kawiarni.- odpowiedziałam spokojnie.
- A czemu nie u mnie. Umawialiśmy się do jasnej cholery.- warknął.
- Mało mnie to już interesuje.
- Jeżeli za 10 minut nie pojawisz się u mnie kiepsko się to dla ciebie skończy.- zagroził.
- Zostaw mnie w spokoju.- powiedziałam i się rozłączyłam.
Drżącymi rękoma wyjęłam z portfela i zapłaciłam za moją kawę. Wzięłam swoje torby i skierowałam się do wyjścia z centrum. I szlak trafił mój dobry humor. Szłam sobie normalnie, nagle zaczęłam tracić ostrość widzenia, a po chwili wszystko zaczęło się kręcić i zamazywać. Nogi się pode mną ugięły i chyba zemdlałam. 
Jake
Od dziesięciu minut próbuję się dodzwonić do Ness, ale nie odbiera. Zaczynam się denerwować. W końcu odebrała.
- Ness a ty gdzie jesteś.
- Przepraszam, ale pani Payne leży w szpitalu.
- A jakim?- zapytałem.
- Św. Patryka.
Jadąc na miejsce w głowie miałem tylko jedne scenariusz. Ten skurwiel zrobił jej krzywdę. Pielęgniarka pokierowałam nie na odpowiedni oddział. Na korytarzu już on był. Niewiele myśląc podszedłem do niego i z zaskoczenia strzeliłem go po gębie. Nawet mi nie oddał.
- Co kobiet nie boisz się bić, ale z równym sobą nie będziesz.
Zamachnąłem się drugi raz i znowu go uderzyłem. Tym razem zareagował. Szarpaliśmy się, aż rozdzielili nas ochroniarze.
- Jeżeli się nie uspokoicie będziemy zmuszeni wezwać policję.- powiedział lekarz.
Opatrzyli mi rozwalony nos i mogłem wejść do Vanessy. Leżała skulona na szpitalnym łóżku.
- Ness co się stało?- zapytałem podchodząc do niej.
Spojrzała na mnie mokrymi od łez oczami. Jakiś dziwny grymas przeszedł przez jej twarz widząc mój kiepski stan.
- Mi możesz powiedzieć wszystko.- zapewniłem, łapiąc jej dłoń i mocno ściskając.
- Jestem w ciąży.- powiedziała zanosząc się płaczem.
- To jeszcze nie koniec świata. Uważam, że będziesz dobrą mamą.
- A Jonathan ojcem. Jake ja nie chcę, żeby on miał jakiekolwiek prawa do dziecka.
- Nie musi być. Wystarczy, że w akcie urodzenia wpiszesz kogoś innego. Vanessa to jest czas aby z tym skończyć.
- Tak skończę to.- powiedziała.- Tylko co z ojcem dla maleństwa. Przecież rodzice. Oni będą chcieli poznać go.
- O to się nie martw. Pomogę ci.



Dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że się wam podobał. Miel widziane komentarze i do następnego.

sobota, 6 kwietnia 2013

4. To musi się skończyć

Przyjaźń jest podstawą każdej miłości 

Vanessa
Po cichu otworzyłam drzwi, nie chciałam, żeby rodzice mnie zobaczyli. Zaczęłam wchodzić po chodach kiedy światło w salonie się zapaliło. Spodziewałam się taty, albo mamy, ale nie Morgan. Przyjaciółka podeszła do mnie i spojrzała na moją twarz.
- Nadal z nim jesteś?- zapytała.
- Chciałam to skończyć, ale cię boję.
- A nie boisz, że kiedyś pobije cię do takiego stopnia, że trafisz do szpitala?- z cienia wyszedł Jake.
- Ness musisz to w końcu skończyć, bo powiemy twoim rodzicom.
- Ale ja się boję.- bezradnie usiadłam na schodach i schowałam twarz w dłoniach. 
Morgan usiadła z jednej strony, Jake z drugiej. Wiedziałam, że błędem było spotykanie się z Jonathanem. Przytuliłam się do Jake i zaczęłam płakać. Poczułam jak mnie podnosi i niesie do mojego pokoju.
Morgan
Widziałam jak Jake na nią patrzy i byłam też pewna, że i dla Ness on nie było obojętny. Tylko ugrzęzła w tym chorym związku z facetem starszym o 15 lat. Nie obchodziła mnie różnica wieku, ale  on ją bije. To przecież nie do pomyślenia.
- Zostanę z nią.- powiedział.- Wracaj do męża Morgan.
- Proszę przemów jej do rozsądku.
- Tylko, że ja nie wiem jak.- jęknął.
- Jake powiedz jej co czujesz, to da jaj kopa.
Wyszłam i pojechałam do siebie. Adi siedział na kanapie, a na jego kolanach Tony bo rodzice pojechali na małe wakacje. Usiadłam obok mojego męża.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś taki jaki jesteś.- powiedziałam łapiąc go za rękę.
- Kochanie co się dzieje?- zapytał patrząc na mnie.
- Ness nadal jest z tym palantem, a Jake ją kocha. Zastanawiam się dlaczego on jej nie powie.
- Bo się boi.- odpowiedział mi.
- Skąd to niby wiesz?
- Bo sam byłem w tej sytuacji. Wiesz zawsze jest możliwość, że im się nie uda i stracą przyjaźń.
- Ale nam się udało. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.
- Ja bez ciebie też kochanie. Jake powie jej, prędzej czy później.- pocałował mnie w czoło.- Położę Tony'ego.
Ronni
Wakacje we dwoje to coś czego nam było trzeba. Dzieci dobrze to sobie wymyśliły, nas pozbędą się z domu, a sami zrobią imprezę. Z Louisem udawaliśmy, że nic nie wiemy. 
- Wino dla mojej żony.- powiedział Louis.
- Dziękuję kochanie.
- Myślisz o tym czy nasz dom nadal stoi?
- Przetrwał Morgan i Philipa to i przetrwa nasze bliźniaki.
- Tak oczywiście. Mam nadzieję.- powiedziałam przytulając się do niego.
Przeniosłam wzrok z mojego męża na granatowe niebo pełne gwiazd. Louis zabrał mój kieliszek i odstawił go na szklany stół.
- Tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał.- powiedział Lou, a jego usta zaczęły błądzić po mojej szyji.

Dzisiaj to tyle, mam nadzieję, że się wam podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.




Jake Sing- 25 lat student prawa.

Ps. Mam coś dla was. Wspaniały blog mojej Sky fall girl zapraszam.. http://mylife-with-one-direction.blogspot.com/

czwartek, 4 kwietnia 2013

3. Wychowanie

Louis 
Pocałowałem moją żonę i poszedłem na górę do syna. Czeka mnie ciężka rozmowa, nie umiem jakoś do niego dotrzeć. Wszedłem do pokoju, a tam szok. Mój synek pali. Chyba padło mu na mózg.
- Ben co ty do jasnej cholery wprawiasz?- nawet nie starał się ukrywać.
Przypomniał mi się sposób jak Zayn oduczył Alana palić. 
- Nawet nie waż mi się ruszyć z pokoju.- powiedziałem poważnie i wyszedłem.
- Już?- zapytała Ronni jak zeszedłem na dół.
- Nie. Muszę iść do sklepu.- odpowiedziałem i wyszedłem.
Kupiłam kilka paczek papierosów i wróciłem. Moja żona patrzyła na mnie zaszokowana.
- Chce palić to niech pali.- stwierdziłem.
- Tylko otwórz okno i nie zabij go.
- Kochanie ja z nim porozmawiam po męsku.- z uśmiechem poszedłem na górę.
Rzuciłem na biurku wszystkie paczki. Ben spojrzał na mnie.
- Ty będziesz palił ja mówił. Bierz.- rozkazałem.- Zacznijmy od tego jak traktujesz mamę. Prze 9 miesięcy nosiła cię pod sercem, a ty jej się tak odpłacasz.
- O ile wiem to nie tylko mnie.
- Ty pal a nie pyskujesz.
Po paczce zrobił się zielony na twarzy. Skończyłem swoją gadkę. 
- Zrozumiałeś coś z tego co do ciebie mówiłem?
- Tak tato.- powiedział.
- Będziesz nadal palił?
- Nie. Obiecuję więcej nie zapalę.
- I co masz jeszcze zrobić?
- Przeprosić mamę i Amelię.
- Mądrego mam syna. No i oby to był ostatni raz.- wstałem z łóżka wziąłem pozostałe papierosy i już miałem wychodzić.
- Tato.
- Tak Ben?
- A dałbyś mi na kwiatki.
Pokręciłem głową, ale z portfela wyciągnąłem pieniądze.
- Tylko ładne mają być.- dodałem i wyszedłem
Sophie
Weszłam do domu wujka Zayna. Amy siedziała na kanapie, była smutna. Usiadłam obok dziewczyny.
- Co Ben zrobił?- zapytałam.
- Nie chciałam iść na mecz, trochę się pokłóciliśmy.- odpowiedziała.
- Wszystko się jakoś ułoży. - przytuliłam ją, w tym samym momencie wszedł Ben z kwiatami.
- Amy możemy porozmawiać?- zapytał.
- Ja was zostawię.
Korzystając z okazji poszłam na górę. Z pokoju Alana wydobywały się wspaniałe dźwięki. Ustałam w progu i zaczęłam słuchać.



Spadam, spadam w dół
Chcę zacząć, ale nie wiem jak
Dać ci znać o tym co czuję
Mam dużą nadzieję, że wygram
Nie pozwolę Ci odejść, teraz wiesz
Szalałem za tobą cały ten czas
Trzymałem to dla siebie mając nadzieję
Z płonącym sercem
Płonącym sercem
Ręka w rękę błyszczącymi oczami
Dni są jasne tak jak i noce
Bo kiedy jestem z Tobą
Jestem uśmiechnięty
Raz schrzaniłem
Teraz wygram
Nie pozwolę ci odejść teraz wiesz
Szalałem za tobą cały ten czas
Trzymałem to dla siebie mając nadzieję
Z płonącym sercem
Płonącym sercem
Pozwól mi iść przez życie z Tobą
Wszyscy marzą o posiadaniu
Tego co my mamy
Jak toczący się piorun
Podnosisz mnie z dna
Nie pozwolę Ci odejść teraz wiesz
Szalałem za tobą cały ten czas
Trzymałem to dla siebie mając nadzieję
Z płonącym sercem
Płonącym sercem
- Podobało się?- zapytał odstawiając gitarę.
- Bardzo.- posłałam mu szeroki uśmiech.
- Sophie bo ja mam pytanie.
- Tak?
- Umówiłabyś się ze mną?- zaszokował mnie tym.- To głupie. Przepraszam.
- Czemu głupie. Z chęcią się z tobą umówię.- zgodziłam się.
- Naprawdę? O Jezu jak super.- porwał mnie w ramiona.
Śmiałam się. Jego czekoladowe oczy były takie roześmiane. Odgarnął mi z twarzy kosmyki włosów i pocałował. Świat usuną mi się spod nóg. Czułam się jak rażona piorunem.

No i napisałam kolejny. Louis wziął się za syna. Mam nadzieję że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

2.Trochę młodsi

Alice 
Szykowałam się na moją pierwszą randkę z Andre. Z szafy wyjęłam jedną z nielicznych moich sukienek, do tego jeansowa kurtka i niebieskie trampki <klik>. Włosy zostawiłam rozpuszczone, oczy pomalowałam tylko mascarą. Wzięłam swoja niebieska torebkę i gotowa zeszłam na dół.
- Tato jak wyglądam?- zapytałam wchodząc do kuchni.
- Ślicznie Al, ale gdzie się wybierasz myślałem że pooglądamy razem filmy tak jak zawsze.
O cholera zapomniałam o wieczorze filmowym. Popcorn był już gotowy.
- Na randkę.- powiedziałam po cichu.
- Moja córka wystawia mnie dla Marko.
- Nie tato dla Andre idziemy na pierwszą randkę.- albo mnie oczy mylą, bo mój tata się uśmiechną.
- To idź, ale następnym razem ci nie odpuszczę.- stwierdził tata i pocałował mnie w czoło.
- Dziękuje tato, ale i tak ja wybieram film.
Ze śmiechem wyszłam z dom pod którym już czekał na mnie Andre, w ręku trzymał piękną białą różę.
- To dla ciebie.- powiedział i pocałował mnie w policzek.
Ronni
Zeszłam na dół, w domu panowała cisza. Nawet Tony'ego nie było w domu bo Phil i Emilii zabrali go do kina na bajkę. W salonie przed telewizorem siedział Louis.
- A dzisiaj nie oglądacie z Alice filmów?- zapytałam siadając obok męża.
- Nasza córka poszła na randkę.- powiedział.
- I ty jej na to pozwoliłeś? Myślałam, że nie lubisz Marko.
- Bo nie lubię, ale ona umówiła się z Andre.- odpowiedział mi Louis, a mnie zatkało
- Z naszym Andre?
- Tak kochanie, z naszym Andre.- odpowiedział mi Lou.- Kochanie jesteśmy sami w domu, pamiętasz kiedy ostatnio to było?
- Nie pamiętam.- odpowiedziałam mu.
- Ja też.- mój mąż zaczął mnie całować, ale tę wspaniałą chwilą przerwał Ben i Amy.- Ta i tyle z naszej samotności.- stwierdził, a ja zaczęłam się śmiać.
- Sam chciałeś dzieci.
- Wiem.- odpowiedział.
Amy i Ben się kłócili.
- Jesteś idiotą, nawet nie wiem dla czego się z tobą spotykam.
- No ja też nie wiem.- podniósł głos Ben.
- O co poszło?- zapytałam.
- Nie twój interes.- warknął do mnie syn.
- Benjamin jak ty się zwracasz do mamy.- zareagował Louis.
- Tak jak mi się podoba.
- Ben do swojego pokoju.- rozkazał Louis takim tonem, że siedemnastolatek bał się sprzeciwić ojcu.
Z naszych dzieci tylko ben był nieposłuszny. Phil i Morgan sobie dogryzali, Alice ciągle zapisywała kolejne zeszyty, a Ben był nieokiełznany.
- Amelio co się stało?- zapytała dziewczynę, która stała smutna.
- Ja sama nie wiem, nie chciałam iść na durny mecz i on zaczął się kłócić. Ciociu ja już pójdę.- powiedziała i wyszła.
- Ten twój syn jest okropny.
- Jak Ben coś nawywija to zaraz jest tylko moim synem.
- Dobra, ale charakterek ma po tobie. Pogadam z nim.
- Tylko spokojnie.- poprosiłam.
- Z nim się tak nie da.
- Louis postaraj się.
- Dla ciebie wszystko skarbie.


Po pierwsze przepraszam, że mnie tak długo nie było. Po drugie przepraszam, że taki krótki, a po trzecie przepraszam, że taki straszny. Nie wyszedł mi :(. Mile widziane komentarze i do następnego.
Clary G internetowy spis