wtorek, 7 maja 2013

12. Strach rodzica

Ronni
Byłam już ubrana, Lou czekał w samochodzie, a Ben z Antosiem w salonie na kanapie.
- Ben pilnuj jego. On jest szalony.
- Dobra mamo, przecież ci obiecałem. Zajmę się młody.
- To dobrze. 
Zostawiłam obu urwisów w salonie i wyszłam z domu. Pojechaliśmy do lekarz, niby to tylko badania profilaktycznie ale i tak się denerwowałam. Louis od razu to zauważyła.
- Kotku za każdym razem wyniki masz dobre to i tym razem tak będzie. 
- Tak wiem, ale i tak muszę się podenerwować.
- Wiem słoneczko.
Zajechaliśmy pod klinikę, jak zwykle były korki. Mieliśmy już wysiadać kiedy zadzwonił mój telefon.
- Tak Ben.
- Mamo ja tylko poszedłem mu po picie, ja nie chciałem, żeby mu coś się stało.- zaczął spanikowany Benjamin.
- Spokojnie. Ben co się stało?- zapytałam.
- Wszedł na domek i spadł.
- O matko. Zadzwoniłeś po karetkę? 
- Tak, zabrali go już, ale ja nie mogłem z nim jechać. Mamo ja na prawdę nie chciałem.
- Dobra, my z tatą pojedziemy do szpitala. Zdzwonię do Phila niech po ciebie zajedzie. Ben to nie twoja wina.
- Przepraszam mamo, miałem go pilnować, do niczego się nie nadaję.
Tony
Bawiłem się z Benem w ogrodzie, chciało mi się pić więc mój brat poszedł do domu. Zacząłem wspinać się po szczebelkach do mojego domu. Tata z wujkami mi go zbudowali. Stałem już na górze. Ben wrócił z piciem. Pomacałem mu i się przewróciłem. Bolała mnie rączka.
Louis
Dojechaliśmy do szpitala po kilkunastu minutach. Nie wiem nawet jak prowadziłem bo ręce mi się całe trzęsły. Mój synek... Dokładnie nie wiedziałem co się stało. Ronni kiepsko szło tłumaczenie jak była zdenerwowana. Zaparkowałem samochód na parkingu przed budynkiem i wysiedliśmy  Ja kiedyś pourywam łby tym moim synom- pomyślałem patrząc na roztrzęsiona żonę. Miałem na myśli tych starszych. Miałem wrażenie, że winda którą jechaliśmy robi nam na złość i specjalnie jedzie tak wolno. Objąłem moją żonę ramieniem i próbowałem jakoś uspokoić. Nic to nie dało. Moje kochanie zaczęło płakać.
- Ej skarbie nie płacz. Na pewno nic się nie stało- wyszeptałem.
- Tak. Nie krzycz na Bena to nie jego wina.- zaczęła bronić naszego starszego syna.
-Boże co on znowu zrobił?
- Nic nie zrobił, tylko poszedł po sok dla Antosia. I tak się obwinia- odpowiedziała.
Wyszliśmy na korytarz i teraz to i ja byłem zdenerwowany.
- Benjamin tłumacz to bo wyjdę z siebie.
- Tato, bo Tony chciał pić, więc poszedłem do kuchni. Nie wiedziałem, że on wejdzie do domku na drzewie.
- Jak wszedł? No ale on nie raz wchodził o czym ty mówisz?
- No wszedł sam, pomachał mi i stracił równowagę.- odpowiedział
- Kurwa.
- Louis nie przeklinaj- upomniała mnie żona
- Świętemu się zdarza. 
- Dobra, dobra. Chodź trzeba poszukać lekarza. 
- Ben a gdzie Philip?
- Pojechał coś tam w pracy.
- A wiesz może coś?
- Nic mi nie chcą powiedzieć, jestem nieletni. 
- Idź ty bałwanie - dałem mu lekko w głowę.
- Co ja takiego zrobiłem?- zapytał dotykając głowy.
- Nic. Na zapas dostałeś.
- Ronni poszła po lekarza ja nadal rozmawiałem z synem 
- Na zapas- zaśmiał się.- Wy mnie chociaż kochacie?- zapytał
- Coś tam kochamy.- odpowiedziałem mu.
- Chyba tylko z przymusu.- stwierdził
- No wiesz nie planowany byłeś.- powiedziałem.
- No tak a Alice planowana.
- No takie złote dziecko.
- To ja się przeprowadzę do któregoś z wujków
- Dobra już. - poczochrałem mu włosy.
- Czyli jednak mnie kochacie
- No mówiłem ci że tak troszkę dzwońcu ty..
- Już myślałem, że będę musiał mieszkać u wujka Nialla.
- Do niego cię nie puszczę. Ale wiesz jakbyś tak chciał zamieszkać sam lub ze swoją dziewczyną jeżeli w ogóle któraś chcę w co wątpię.
- Tato przecież umawiam się z Amy.
- Wiem i Boże drogi jak ona z tobą wytrzymuje.
- Poczekaj, to ja mógłbym z nią zamieszkać?
- Już dziś.- powiedziałem z sarkazmem.
- Ale fajnie.- chłopak zaczął się ciszyć jak głupi.
- Tylko musisz mieć gdzie.- jego zapał nieco ostygł.
- No kupilibyście z mamą mi mieszkanie jak Philipowi.- powiedział po chwili zastanowienia.
- Dobra stary ci coś z prezentuje.- stwierdziłem.
- A przekonasz jeszcze wujka Zayna?
- Nie mam do czego. Na pewno się zgodzisz.
- Tato pamiętasz, że jestem jeszcze niepełnoletni?
- Niestety -burknąłem- zapytał
- Czyli nie mogę zamieszkać z Amy?- zapytał smutny
- Możesz. Twojego starego ojca olśniło
- Taa, a w czym dokładnie?- on wszystko musi wiedzieć
- Dobudówkę zrobimy.- odpowiedziałem.

- Super. Gorzej będzie z mamą, ona chyba lubi wygląd naszego domu.
- Dobra dobra przerobi się dom na większy. Przekonam ją pewnym sprytnym argumentem.- powiedziałem.
- Chyba nie chcę wiedzieć jakim.- stwierdził.
- No nie mówię jakim czynem a argumentem.- Boże czy on tylko o tym myśli
-  Dobra, a jakim?
- Hmm cały dom tylko dla nas i Antka ale on to nic nie kuma. Boo weźmiesz do siebie kochaną siostrzyczkę.
- Co mam mieszkać z Alice?- zapytał oburzony
- A czy ją mówię po chińsku?- skąd ja mam tak tępego syna.
- Nie ale z nią nudno będzie.- jęknął.
- Dlaczego? Teraz też mieszkasz z nią.
- Tak ale w różnych pokojach i mało spędzamy że sobą czasu
- Tam też będziecie mieć osobne pokoje i się zbliżycie.Co ty do niej masz?!
- Nic to moja siostra ale ona ciągle tylko pisze i pisze, a jak nie pisze to spędza czas z Andre.- wyjaśnił niezadowolony.
-Bywa. Pisze bo jest uzdolniona. O wydamy jej książkę. Doobra gdzie jest mój syn?
- Stoję tu.- odpowiedział mi Ben
- Ty to wiesz...
- Co mam wiedzieć? O mama idzie.- powiedział widząc moją Ronni
- Że ty to się nie liczysz w tej chwili. No i co kochanie?
- Tylko złamana ręką i kilka zadrapań możemy go zabrać do domu. Jest tu w sali.
- No to już- wszedłem do pomieszczenia-Moje słoneczko..
- Tatuś.- uciszył się mój mały synek
- Boli cię bardzo?- ukucnąłem przy nim.
- Troszkę.- odpowiedział i uważnie zaczął się przyglądać swojej rączce.- Patrz Ben można po nim rysować.- stwierdził zadowolony.
-No synu możesz mu coś tu maznąć.- dobrze, że Ben chociaż rysować umiał, jakiś talent po matce odziedziczył.
- Dziękuje za pozwolenie tato. Jak wrócimy to coś ci namaluje.
- Dzięki! Tatuś na laczki!
- Już skarbie. Teraz jesteś cięższy.- stwierdziłem biorąc go na ręce.
- Kofam cię tatuniu.
- No ja ciebie też kocham mój syneczku.
- Wracajmy już -mruknął Ben-Sorry mały.
- Tato może mnie Ben nieść?- zapytał pięciolatek.
- Czemu?- zapytałem
- Bo chce tatusiu proszę.
- Proszę cię bardzo-podałem małego chłopakowi, a Ronni wziąłem za rękę. Ben nie mów nic o domu, nie mów nic o domu- błagałem w myślach.
- Kofam cię brat.- powiedział Antos.
- Ty wszystkich kochasz smyku.Nawet drzewa.
- Tak drzewa.- stwierdził radośnie.
- No i zabawki
Pieski też kocham
-Mówię że wszystko a tato i właśnie przedstawiam ci Batmana-wskazał na moje auto. Moje auto nazwali batman?!
- Kto je tak nazwał? Zapytałem
- On.- obydwoje wskazali jeden na drugiego
- Wy bo więcej nie będzie kreskówek o komiksów.
- No ale taki calny melecedes a batman cialny byl.
- Ta zgadza się synku- przyznała mu rację Ronni.
- No tato to kiedy wcielisz w życie swój argument. - Benjamin uśmiechnął się cwaniacko.
- Cicho siedź.
- Czemuuu? Żonie swojej nie powiesz?-on mnie zaraz całkowicie pogrąży.
- Co masz mi powiedzieć Louis?- zapytała Ronni 
- On pierdoli jakieś głupoty.- stwierdziłem nie odrywając wzroku od drogi.
- Głupoty, Ben o co chodzi?
- O dom.- odpowiedział jej.
- Dom? Przecież nadal stoi. Kotku on od słońca gada trzy po trzy.- stwierdziłem, a jak wrócę to zamiast domu będzie mu potrzebna trumna.
- Tatusii co to znaczy pieldoli?- zapytał Antoś.
- Mówiłam ci żebyś nie przeklinał.- upomniała mnie żona.-Teraz tłumacz dziecku co to znaczy.
- Mama ci wytłumaczy słonko ją kieruję.- wymigałem się.
- Mamo co to znaczy? Proszę powiedz.- prosił pięciolatek.
- Kochanie to brzydkie słowo nie używaj go.- wyjaśniła mu Ronni
- Dobla mama.- zgodził się.
- Dzięki ci, a ty Ben się już nie odzywaj- pogroziłem.
- A co z tego będę miał?- zapytał, no cholera kogo ja spłodziłem.
- Ty... wężu ty na piersi wyhodowalem węża. Dom będziesz miał!
- Tak to super, ja już będę siedział cicho.
- Haha no w końcu.- odetchnąłem z ulgą.
- Dobra oboje się będziecie tłumaczyć ale w domu.- stwierdziła moja ukochana
- Nie.
- Co nie?- zapytała murążąc wśiekle zielone oczy.
- No nie.
- Będziecie się tłumaczyć z tego co wykombinowaliście.- stwierdziła.
- No nie.
- Lou kotku nie dyskutuje że mną.
- Grr wkopałeś mnie synu.- powiedziałem do Bena.
- Sorry tato.
- No to się pozajmujesz bratem jak ją będę mamę przekonywał.
- Haha dobrze pójdziemy do kina na bajkę.- stwierdził i coś czuję, że ja będę funadatorem tego kina.
- No. Jaki kumaty chociaż
- Po tobie tato
- Już się nie podlizuj.
- Ja tylko fakty stwierdzam.




No i napisałam kolejny. Mam nadzieję, że się wam podobał. Alu dziękuję za pomoc, bez ciebie nie wiem co bym napisała. Mile widziane komentarze i do następnego.

4 komentarze:

  1. Kocham to opowiadanie,jest jednym z moich ulubionych.Sorry,że nie komentuje,ale nie ma zbytnio dużo czasu:) Zajrzyj do mnie,proszę: http://never-give-up-for-this-love.blogspot.com/ i http://unusuallovefromlondon.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. haha rozmowa Louisa z Benem mnie rozwaliła haha. Świetny rozdział, czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie ze moglam ci pomoc i pisac dialog. Hehe sama sie smieje bo ich rozmowa mnie roxwala. Swietny rozdzial i wirm ze juz piszess nastepny. Dlatego czekam na cd i na pociag a no i odkrylam ze mam darnowy ibternet dlatego komenatrz z komorki. Kocham bardzo opowidanie i ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. hehe świetny :D czekam na nn :D - patrysia

    OdpowiedzUsuń

Clary G internetowy spis