Louis
Dojechaliśmy do domu. Antos poszedł się przespać a my usiedliśmy w salonie.
- Dobra, a teraz Louis tłumacz się.- rozkazała mi żona.
-Ja? Nie mam z czego.- powiedziałem z miną niewiniątka.
- Tak, ty nigdy nie masz z czego. Bo wyciągnę to z Bena, a on jest przekupny.
-Nie przekupisz go bardziej niż ja to zrobiłem. Uwierz kochanie.- powiedziałem z siebie jak najbardziej zadowolony.
- Przekupiłeś go Louis to tylko mój przywilej.- stwierdziła niezadowolona.
- Przekupiłem dla naszego spokoju.
- Naszego spokoju? Louis co ty znowu wymyśliłeś?
- Patrz- wskazałem płynnym gestem przed siebie- Ja, ty i Antoś. Sami w domu. Cisza spokój.
- A Ben i Alice?
- A Ben i Alice w domu za ścianą obok.- odpowiedziałem
- Masz zamiar zbudować drugi dom? Lou może to ty spadłeś z tego domku.
-Nie cały dom, a taki mniejszy. Nie stać mnie, aby aż tak rozpieszczać naszego Bena, ale że Alice ma z nimi zamieszać to może jednak postaram się o większy metraż.
- Dobra, wariat jesteś, ale i tak cię kocham. A z tym domem to jeszcze pomyślimy.
- No nie...boo..
- Co?
- Synu idź za spacer, bo ja teraz będę używać swojego argumentu w praktyce.- powiedziałem do Bena
- Wiedziałem.- spojrzałem na niego groźnie.- Już idę. Tato dasz mi na kino?
-Oczywiście tato zbuduj dom, daj samochód..-wyjąłem pieniądze- Proszę- mrugnąłem do niego.
- Dzięki tatku. Wrócę wieczorem.
- Czeeeekaj! Antka weź!
- Już, zapomniałem o nim.
- No tak, właśnie zauważyłem dzisiaj w szpitalu.
- Nie chcący, będę go pilnować.
- Ja myślę i synu gdzie jest Alice?- rozejrzałem się po salonie.
- Na randce.- powiedział.- Rozbieranej.- dodał po chwili namysłu.
-Żartujesz?!- zapytałem wściekły
- Nie.- odpowiedział poważnie.
-Ja jej dam rozbieraną randkę. Ronni gdzie ja rzuciłem te pieprzone kluczyki?!
- Mówiłam ci nie przeklinaj. Nie wiem gdzie są te kluczyki. Louis uspokój się, Ben tylko żartuje.
-Nie przeklinam, to nie było przekleństwo- wyjąłem z kieszeni telefon.
- Gdzie dzwonisz?
- Do córki- wybrałem numer i połączyłem.
- Hej tato coś się stało?- zapytała
- Hey gdzie jesteś i co robisz?
- W kawiarni, jem ciasto. Tato po co ci to wiedzieć?- zapytała.
- Tak po nic. Wiesz, że mam dla ciebie p[prezent ale żeby go dostać musisz spać dzisiaj u któregoś z wujków.
- Dobra wybieram wujka Liama
- On wyjechał, masz jeszcze 3 innych.
- Tak wiem, ale Andre jest.- Ona też musi mnie wyprowadzać z równowagi?
- Ale to nie twój wujek. Córcia ja cię proszę już twój brat mnie dzisiaj wkurzył.
- Standardowo.- stwierdziła śmiejąc się- Dobra, pójdę do Morgan, może być. To moja siostra.
- Możesz, może. To cześć, pa, dobranoc.
- Papa tato.
Rozłączyłem się i tylko wskazałem Benowi drzwi. Antoś już na niego czekał. CO dziwne nawet mnie posłuchał, chyba musiałem groźnie wyglądać. On mnie kiedyś wykończy. Jeden syn mi się nie udał, a myślałem, że Phil pobił rekord wkurwianiu mnie
- Grrr.... chcę mieć córki.- jęknąłem
- Masz aż dwie.- odpowiedziała mi żona.
- I dwóch przygłupich synów. Dzięki.
- Wiesz sam chciałeś jednego syna, ten drugi gratis wyszedł. Jak zamierzasz mnie przekonywać
- No są sposoby- wziąłem ją na kolana i zacząłem całować po szyi.
- Tak twoje sposoby.- zaśmiała się
- Nie pasują ci?- zapytałem zdejmując z niej bluzkę, kiedy usłyszałem kroki w salonie.
- Zapo...mniałem telefonu- wyjąkał ben.
- Radzę ci znikaj bo zabiję.
- Syna? Tego kochanego? Tatuś.
- Spadaj bo wyślę cię do szkoły wojskowej.
- Nie wyślesz, zbyt byś tęsknił...- podszedł do komody wziął komórkę
- Tęsknił, syneczku możesz się łudzić. Teraz spadaj do tego kina
- A może ja jednak zobaczę. Po praktykuje trochę.- powiedział
- Chyba na mózg ci coś padło. Antka masz pilnować, a nie praktykować
- Antek jest u wujka Harry'ego bo go spotkałem- przedłużał.
- To idź do Amy, tylko spadaj i niech ci się nawet nie mażą takie praktyki
-A szkoda. Od takiego ojca jak ty tatusiu. Ty to prawdziwy przykład.
- Benjaminie.- warknąłem- Spłodziłem ciebie.
- No to mówię że cudne dzieci. Może coś tam źle włożyłeś i nie wyszedłem,
- No to wiesz może mama dobrze ją nosiła ale to twoja wina.
- Ben kurwa spadaj stąd bo wpakuję cię do jednego pokoju z Antkiem. Tam będziesz zapraszał kolegów i dziewczyny. Nie jestem pewien, czy tego aby na pewno chcesz.
- Czego ty mnie ojcze uczysz?- zapytał
- Życia, młody życia.- odpowiedziałem nieźle już wkurwiony
- Przekleństw nie ładnie tak.
- Czego ty młody dokładnie ode mnie jeszcze chcesz?
- Właśnie testuje twoja wytrzymałość bo jestem ciekaw czy ja też tak długo wytrzymam jak już się po...- przerwałem mu.
- Spadaj, zrobię co zechcesz tylko zleź mi z oczu.
- Co zechce?- zapytał, a ja już żałowałem swoich słów.
- Tak
- Kupisz mi nowe lamborghini i dom będzie duży, a i Alice będzie częściej opiekować się Antkiem
- Ponegocjujemy jeszcze , ale później. Po cholerę ci lamborghini
- No żeby wozić mają 18 obok siebie.
- Dobra kupię ci
- Wow 300 000. Funtów za seks. Gratuluję- zaczął wychodzić
Będę ci częściej przeszkadzał to się willi dorobię .
- Mogę się jeszcze rozmyślić
-Nie wytrzymasz. Usiadłbym na kanapie a ty byś patrzył na swoją żonę bez bluzki.
- Ben bo ci cofnę szlaban,a my z ojcem sobie gdzieś pojedziemy i z tego wszego domu będzie nici.- do akcji wkroczyła Ronni.
-Oj oczywiście mamusiu. To pa i czekam na czarne lamborghini z alufelgami!
- Ty sobie z nim lepiej radzisz.- zauważyłem
-Oj tam. On po prostu wykorzystuje to że go bardziej rozpieszczałeś i że pozwoliłeś mu bez skrupułów gadać o seksie z tobą.
- Jeśli mowa o tym, to wiesz na czymś tam skończyliśmy
Zaśmiała się, a ja wróciłem do całowania jej. Podniosłem się z kanapy i poszedłem do naszej sypialni. Położyłem moją księżniczkę na łóżku i zacząłem rozbierać z reszty garderoby. Całowałem ją wszędzie. Zdjęłam ze mnie koszulkę i spodnie, spam pozbyłem się bokserek. Wszedłem w nią delikatnie, czułem jak wbija paznokcie w moje plecy, nie przejmowałem się tym zbytni.
- To ja się będę pytać dlaczego jest taki bałagan. Jak to mama zobaczy zabije i ciebie,i mnie
- O weź nie przesadzaj- mruknął w poduszkę.
- Ja nie przesadzam rusz się do sprzątania. Żeby taki syf zrobić samemu. To przechodzi ludzkie pojęcie.- warknąłem.
-Nie samemu ...
- To z kim?- zapytałem oburzony.
- Z chłopakami. Alan,Philip i moi koledzy.- odpowiedział.
- Co wyście robili że raki bałagan jest?
- No wiesz jak się już nie ma kasy żeby grać to trzeba zadania wykonywać.
- Hazard w moim domu. Gdzie ten drugi idiota?- zapytałem
- Śpi na kanapie. Nie przesadzaj to tylko męski poker. Philip miał po ciebie iść ale zrezygnował w połowie drogi.- no dobrze, że zrezygnował.
- Jeżeli nie chcecie żeby mama się o tym dowiedziała radzę szybko to sprzątnijcie. Jak nie to wam da popalić.
-Dobra stary odpuść
- Ja mam odpuścić. To chodź zapytamy co twoja mama sądzi i męskim pokerze.
- No to się zapytaj. Masz problemy.- stwierdził, a ja miałem ochotę go rozszarpać. Co za gówniarz.
- To się pytam i coś mi się zdaje że nie przeżyjesz tego. Jaką chcesz trumnę?- zapytałem
- Wal się- burknął idąc do łazienki
- Gówniarzu, co żeś powiedział?- miałem nadzieję, że się przesłyszałem.
- Odczep się.
- Ta jasne z 5 minut widzę na dole ciebie i twoich koleżków jako ekipę sprzątającą, a jak nie to sobie możesz marzyć o jakimkolwiek aucie
-Obiecaleś więc się nie wymiguj.
- Tak kupię ci auto, właściwie wezmę od Antosia
- Jasne. Dobra stary już nie pierdol głupot bo mi łeb rozsadza- powiedział z łazienki.
Z wściekłości walnąłem w ścianę, zszedłem ba dół ogarnąć tego drugiego idiotę.
- Tatuś daj mi spokój.
- Tatusiu zaraz będzie mamusiu.
-O j nie od czepisz się?- zapytał otwierając oczy.
- Nie. Kto wam cholera pozwolił pić w moim domu o do tego go jeszcze go demolować?- zapytałem
- Ty.- odpowiedział
- Ja?- zdziwiłem się.- Ta na pewno. Kto ci takie bajki sprzedał?
- Ty- znowu ta sama głupia odpowiedź
- Ja na nic takiego się nie zgadzałem.-Wyjaśniłem.
- Tak.- stwierdził chyba mało zadowolony.
- Częściej jego słuchaj a na pewno dobrze na tym wyjdziesz. Wy za sprztanie się bierzcie, a ja udobrucham mamę
- Dobrze.- chodź jeden się mnie słucha.
Wstał i zaczął chodzić w kółku. Tak się zastanawiałem co on odwala.
- Synu masz coś z głową nie tak? Piwo już wypaliło wszystkie szare komórki?- zapytałem.
- We łbie mi się kręci i oceniam swój ból. Czyli to wszystko trzeba posprzątać? Miałeś iść do matki to idź...
- Idę.- stwierdziłem- Wiesz zagoń tych gówniarzy do pracy.- podpowiedziałem mu.
- Już was matoly nie dorobione widzę ba dole łącznie z przyglupen numer jeden!-wrzasnal, a ją walnalem ręką w czoło.
- Ta, ty też jesteś nie dorobiony. Matka pewnie też już nie spi
- No to ją czymś tatuśku zajmij.- powiedział
- Idę, idę ją czymś zająć.- uśmiechnąłem się pod nosem
- Żebym ją ojca bajerować uczył
- Ty nie przegianj, bo mogę wam jeszcze zafundować bilskie spotkanie z wśiekłą mamą
- Nie ma za co być wściekła. A na pewno nie na swojego pierworodnego synka. Raczej na tego wyrodnego
- I tak by ci się dostało.
- Mi? Nie. Mama nigdy nie jest zła jak się budzi po....- zmrozilem go wzrokiem
- Sprzątaj.- rozkazałem.
-Sprzątaj sprzątaj bla bla bla ...
- Ty gaduło orientuj się.- rzuciłem w jego stronę jedną z walających się puszek
Zasmialem się i wszedłem po schodach. W sumie to ja nawet nie miałem tak głupich pomysłów jak granie w pokera na zadania a najpierw na kasę.
Kurcze w promykach słońca jest jeszcze ładniejsza. A w ogóle już mnie gardło bolało od darcia się n nich
- Cześć, co u nasz robi Philip?- zapytała.
- Skąd wiesz że u nas jest ten idiota?- zapytałem.
- No przedchwilką się darł.
- A no może. Nie słyszałem-Tak geniuszu. Świetna wymówka.
- Starzejesz się Lou. Ogłuchłeś jak nic. Wiesz co głodna jestem
- Nie! Nie jesteś ... Dobrze ci było w nocy?- ja mam dzisiaj dzień trafnych pytań
- Bardzo dobrze. Lou ja na prawdę jestem głodna, chodźmy na dół trzeba zrobić śniadanie.
-Nie trzeba. Skorzystajmy z tego że jesteś naga a dzieci nie ma...
- Louis.- jęknęła Ronni.
- Ja.
- Ty zwariowałeś, trzeba wstać, bo zaraz Ben pewnie wparuje.
- Nie wparuje- usiadlem na łóżku
- Dobra, a powiesz mi czemu mam nie schodzić na dół?
- Boo ... bo będziemy się kochać?- tak Louis jesteś geniuszem.
- Tak, na prawdę? Louis nie ma innego powodu?
- Niee.- odpowiedziałem i zacząłem ją całować.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- stwierdziła Ronni.
- Dobra, czemu ty mnie tak rozpieszczesz?- zapytała.
- Nie tylko ciebie kotku. Nie wiesz ilu osobom teraz życie ratuje. Tyle cennych dusz do wojska się na da.
- Nie wiem o co chodzi i chyba nie chcę wiedzieć. Idę wziąć moją długą kąpiel
- Tak tak. - wyszedłem z sypialni i zbieglem na dół szukając wzrokiem mojego synka bo w jego pokoju go nie było.
Po chwili na korytarzu pojawił się Ben
- Po pierwsze ogarnales się już i resztę domu? Po drugie zrób śniadanie. Po trzecie ..a tego ci nie powiem
- Co? Czemu ja to wszystko mam zrobić.
- Jeszcze się pytasz ?
- No pytam się. Czemu ja, sam sobie rób śniadanie.
- No nie wkurwiaj mnie. Nie mi a nam wszystkim. Szacunku miej do rodziców. Ktoś ci te zasrane pieluchy zmieniał.
- Ja cię o to nie poprosiłem.
- A ja cię proszę więc rusz cztery litery i idź zróbmy śniadanie
- Czyli sam go nie będę robić. Na to mogę się zgodzić.
- No nie. Zrobisz z Philipem. zejdz mi z oczu. Mama się kapie a ja jadę bo Tony'iego.
- Jasne idę robić to głupie śniadanie.- powiedział i ze spuszczoną głową poszedł do kuchni.
Co się z nim dzieję?- zapytałem siebie w myślach. Wziąłem kluczyki od mercedesa i pojechałem po Tony'iego.
- Tak całe One Direction ci się podpisało. - zaśmiałem się biorąc chłopca na ręce
- Nie cale- zrobił zmutną minkę.
- No tak, kto się ci jeszcze nie podpisał?
- Już się podpisuje. Weźmiemy tylko od wójka Harry'ego marker.
- Dzięki tatusiu- uśmiechnął się. Jaki on był słodki i kochany.
- No już, podpisane.- powiedziałem odkładając marker
- Kocham cię tatuś.- powiedział przytulając mnie.
- Ja ciebie też, bardziej niż tych kretnów.
- Jakich kletynów tato?
- Twoich braci. Tylko błagam nie mów przy mamie kretynów.
- Dobzie nie będę. A to ładne słowo? I ciemu mam blaci kletynów?
- Nie łądne. No tacy wyszli nie przejmuj się to nie zaraźliwe
-Tatku a tak wogóle to czemu ja byłem w tym domku cio było duzio dzieci a was nie było?
- Bo synu my o tobie wtedy nie wiedzieliśmy. Teraz już zawsze będziesz z nami.
- Na pewno?- zapytał
- Na pewno. Przecież jesteś naszym synkiem
-Dobzie. Wlacajmy do domku bo ja ce do mojego zajebistego domku na drzewie.
- Antek skądy ty takie słowa znasz?- Ronni mnie zabije.
- No wujek Hally tak powiedział, że zbudował mi zajebisty domek a ja z niego spadłem.- odpowiedział
- Dobra przy mamie tego też nie mów.
- Tatusiu- szepnął mi do ucha- Bo ja się wczolaj zapytałem ujka Hallego skąd są dzieci a on powiedział, zie ty lepiej wiesz.
- Chyba zabiję Harry'ego.- stwierdziłem.
- No powiedz mi plioseee.
- Za młody jesteś zapytaj za pięć lat to ci odpowiem
- Ale jesteś... Zapytam Bena
- Tak zapytaj Bena.
- Dobrze. On mi powie.- stwierdził pokazując mi język.
Jak on mu wytłumaczy, to ja będę miał przechlapane. Jak ja cholera to Morgan tłumaczyłem. Kurwa, ona miała króliki. Łatwiej było. Grrr. Może jak mu kupię królika to da spokój z tymi durnymi pytaniami. Jak wytłumaczyć pięciolatkowi skąd się dzieci biorą.
-
- Chcę wiedzieć. Wujek Hally powiedział, że pozbawiasz mnie wiedzy i mądrości.
- Jak wujek taki mądry to piwnien sam ci wytłumaczyć.
- Powiedział, że od tego są tatusiowie
- Dojedziemy do domu to ci wytłumaczę.- powiedziałem zrezygnowany.
- Supel... to jedź szybiciej, bo wleczesz się jak żółw.
- Jadę przepisowo
- Eh to też ujek Hally mówił. że jak będe ciał pojeżdzić to żebyś do niego zadzwonił
- Czemu? Ze mną nie możesz jeździć?
- No ale ujek Hally to tak fajnie jeździ i hamuje zajebiście na zakrętach.
- Mówiłem ci, żebyś nie używał tego słowa
- Nooo!
- No widzisz tata też tak umie.
- No dobla, a mówiłeś że jeździsz jakoś tam...
- Przepisowo synku. Tak bezpieczniej. Ale szybko też umiem.
- Dobla.- machnął zdrową rączką. Już nie długo potem byliśmy w domu, gdzie w salonie stała Ronni wściekła i darła się na Bena, a Philip prawie turlał się ze śmiechu.
Dojechaliśmy do domu. Antos poszedł się przespać a my usiedliśmy w salonie.
- Dobra, a teraz Louis tłumacz się.- rozkazała mi żona.
-Ja? Nie mam z czego.- powiedziałem z miną niewiniątka.
- Tak, ty nigdy nie masz z czego. Bo wyciągnę to z Bena, a on jest przekupny.
-Nie przekupisz go bardziej niż ja to zrobiłem. Uwierz kochanie.- powiedziałem z siebie jak najbardziej zadowolony.
- Przekupiłeś go Louis to tylko mój przywilej.- stwierdziła niezadowolona.
- Przekupiłem dla naszego spokoju.
- Naszego spokoju? Louis co ty znowu wymyśliłeś?
- Patrz- wskazałem płynnym gestem przed siebie- Ja, ty i Antoś. Sami w domu. Cisza spokój.
- A Ben i Alice?
- A Ben i Alice w domu za ścianą obok.- odpowiedziałem
- Masz zamiar zbudować drugi dom? Lou może to ty spadłeś z tego domku.
-Nie cały dom, a taki mniejszy. Nie stać mnie, aby aż tak rozpieszczać naszego Bena, ale że Alice ma z nimi zamieszać to może jednak postaram się o większy metraż.
- Dobra, wariat jesteś, ale i tak cię kocham. A z tym domem to jeszcze pomyślimy.
- No nie...boo..
- Co?
- Synu idź za spacer, bo ja teraz będę używać swojego argumentu w praktyce.- powiedziałem do Bena
- Wiedziałem.- spojrzałem na niego groźnie.- Już idę. Tato dasz mi na kino?
-Oczywiście tato zbuduj dom, daj samochód..-wyjąłem pieniądze- Proszę- mrugnąłem do niego.
- Dzięki tatku. Wrócę wieczorem.
- Czeeeekaj! Antka weź!
- Już, zapomniałem o nim.
- No tak, właśnie zauważyłem dzisiaj w szpitalu.
- Nie chcący, będę go pilnować.
- Ja myślę i synu gdzie jest Alice?- rozejrzałem się po salonie.
- Na randce.- powiedział.- Rozbieranej.- dodał po chwili namysłu.
-Żartujesz?!- zapytałem wściekły
- Nie.- odpowiedział poważnie.
-Ja jej dam rozbieraną randkę. Ronni gdzie ja rzuciłem te pieprzone kluczyki?!
- Mówiłam ci nie przeklinaj. Nie wiem gdzie są te kluczyki. Louis uspokój się, Ben tylko żartuje.
-Nie przeklinam, to nie było przekleństwo- wyjąłem z kieszeni telefon.
- Gdzie dzwonisz?
- Do córki- wybrałem numer i połączyłem.
- Hej tato coś się stało?- zapytała
- Hey gdzie jesteś i co robisz?
- W kawiarni, jem ciasto. Tato po co ci to wiedzieć?- zapytała.
- Tak po nic. Wiesz, że mam dla ciebie p[prezent ale żeby go dostać musisz spać dzisiaj u któregoś z wujków.
- Dobra wybieram wujka Liama
- On wyjechał, masz jeszcze 3 innych.
- Tak wiem, ale Andre jest.- Ona też musi mnie wyprowadzać z równowagi?
- Ale to nie twój wujek. Córcia ja cię proszę już twój brat mnie dzisiaj wkurzył.
- Standardowo.- stwierdziła śmiejąc się- Dobra, pójdę do Morgan, może być. To moja siostra.
- Możesz, może. To cześć, pa, dobranoc.
- Papa tato.
Rozłączyłem się i tylko wskazałem Benowi drzwi. Antoś już na niego czekał. CO dziwne nawet mnie posłuchał, chyba musiałem groźnie wyglądać. On mnie kiedyś wykończy. Jeden syn mi się nie udał, a myślałem, że Phil pobił rekord wkurwianiu mnie
- Grrr.... chcę mieć córki.- jęknąłem
- Masz aż dwie.- odpowiedziała mi żona.
- I dwóch przygłupich synów. Dzięki.
- Wiesz sam chciałeś jednego syna, ten drugi gratis wyszedł. Jak zamierzasz mnie przekonywać
- No są sposoby- wziąłem ją na kolana i zacząłem całować po szyi.
- Tak twoje sposoby.- zaśmiała się
- Nie pasują ci?- zapytałem zdejmując z niej bluzkę, kiedy usłyszałem kroki w salonie.
- Zapo...mniałem telefonu- wyjąkał ben.
- Radzę ci znikaj bo zabiję.
- Syna? Tego kochanego? Tatuś.
- Spadaj bo wyślę cię do szkoły wojskowej.
- Nie wyślesz, zbyt byś tęsknił...- podszedł do komody wziął komórkę
- Tęsknił, syneczku możesz się łudzić. Teraz spadaj do tego kina
- A może ja jednak zobaczę. Po praktykuje trochę.- powiedział
- Chyba na mózg ci coś padło. Antka masz pilnować, a nie praktykować
- Antek jest u wujka Harry'ego bo go spotkałem- przedłużał.
- To idź do Amy, tylko spadaj i niech ci się nawet nie mażą takie praktyki
-A szkoda. Od takiego ojca jak ty tatusiu. Ty to prawdziwy przykład.
Jeszcze dzieci takie cudowne
spłodziłeś- Benjaminie.- warknąłem- Spłodziłem ciebie.
- No to mówię że cudne dzieci. Może coś tam źle włożyłeś i nie wyszedłem,
taki jak powinienem.
- No ale, Ala wyszła w porządku.- No to wiesz może mama dobrze ją nosiła ale to twoja wina.
- Ben kurwa spadaj stąd bo wpakuję cię do jednego pokoju z Antkiem. Tam będziesz zapraszał kolegów i dziewczyny. Nie jestem pewien, czy tego aby na pewno chcesz.
- Czego ty mnie ojcze uczysz?- zapytał
- Życia, młody życia.- odpowiedziałem nieźle już wkurwiony
- Przekleństw nie ładnie tak.
- Czego ty młody dokładnie ode mnie jeszcze chcesz?
- Właśnie testuje twoja wytrzymałość bo jestem ciekaw czy ja też tak długo wytrzymam jak już się po...- przerwałem mu.
- Spadaj, zrobię co zechcesz tylko zleź mi z oczu.
- Co zechce?- zapytał, a ja już żałowałem swoich słów.
- Tak
- Kupisz mi nowe lamborghini i dom będzie duży, a i Alice będzie częściej opiekować się Antkiem
- Ponegocjujemy jeszcze , ale później. Po cholerę ci lamborghini
- No żeby wozić mają 18 obok siebie.
- Dobra kupię ci
- Wow 300 000. Funtów za seks. Gratuluję- zaczął wychodzić
Będę ci częściej przeszkadzał to się willi dorobię .
- Mogę się jeszcze rozmyślić
-Nie wytrzymasz. Usiadłbym na kanapie a ty byś patrzył na swoją żonę bez bluzki.
- Ben bo ci cofnę szlaban,a my z ojcem sobie gdzieś pojedziemy i z tego wszego domu będzie nici.- do akcji wkroczyła Ronni.
-Oj oczywiście mamusiu. To pa i czekam na czarne lamborghini z alufelgami!
- Ty sobie z nim lepiej radzisz.- zauważyłem
-Oj tam. On po prostu wykorzystuje to że go bardziej rozpieszczałeś i że pozwoliłeś mu bez skrupułów gadać o seksie z tobą.
- Jeśli mowa o tym, to wiesz na czymś tam skończyliśmy
Zaśmiała się, a ja wróciłem do całowania jej. Podniosłem się z kanapy i poszedłem do naszej sypialni. Położyłem moją księżniczkę na łóżku i zacząłem rozbierać z reszty garderoby. Całowałem ją wszędzie. Zdjęłam ze mnie koszulkę i spodnie, spam pozbyłem się bokserek. Wszedłem w nią delikatnie, czułem jak wbija paznokcie w moje plecy, nie przejmowałem się tym zbytni.
Obudziłem się pierwszy. Ronni naga leżała w moich ramionach. Uśmiechała się przez sen.
Wyglądała słodko i uroczo. Dla mnie nadal była piękna. Zostawiłem ją i zacząłem się ubierać Miałem zamiar zrobić śniadanie.wyszedłem na korytarz i się prawie przewróciłem. Taki bałagan... BEN!
No nie ja go zabije, zaraz będzie ze szczotką tańczył. Poszedłem do jego pokoju.Leżał na łóżku z ręką spuszczona na podłogę.
Poszedłem do jego łazienki i w miskę nalałem wody. Od razy zafundowałem mu prysznic
- Co?Jak? Tato dlaczego?!- To ja się będę pytać dlaczego jest taki bałagan. Jak to mama zobaczy zabije i ciebie,i mnie
- O weź nie przesadzaj- mruknął w poduszkę.
- Ja nie przesadzam rusz się do sprzątania. Żeby taki syf zrobić samemu. To przechodzi ludzkie pojęcie.- warknąłem.
-Nie samemu ...
- To z kim?- zapytałem oburzony.
- Z chłopakami. Alan,Philip i moi koledzy.- odpowiedział.
- Co wyście robili że raki bałagan jest?
- No wiesz jak się już nie ma kasy żeby grać to trzeba zadania wykonywać.
- Hazard w moim domu. Gdzie ten drugi idiota?- zapytałem
- Śpi na kanapie. Nie przesadzaj to tylko męski poker. Philip miał po ciebie iść ale zrezygnował w połowie drogi.- no dobrze, że zrezygnował.
- Jeżeli nie chcecie żeby mama się o tym dowiedziała radzę szybko to sprzątnijcie. Jak nie to wam da popalić.
-Dobra stary odpuść
- Ja mam odpuścić. To chodź zapytamy co twoja mama sądzi i męskim pokerze.
- No to się zapytaj. Masz problemy.- stwierdził, a ja miałem ochotę go rozszarpać. Co za gówniarz.
- To się pytam i coś mi się zdaje że nie przeżyjesz tego. Jaką chcesz trumnę?- zapytałem
- Wal się- burknął idąc do łazienki
- Gówniarzu, co żeś powiedział?- miałem nadzieję, że się przesłyszałem.
- Odczep się.
- Ta jasne z 5 minut widzę na dole ciebie i twoich koleżków jako ekipę sprzątającą, a jak nie to sobie możesz marzyć o jakimkolwiek aucie
-Obiecaleś więc się nie wymiguj.
- Tak kupię ci auto, właściwie wezmę od Antosia
- Jasne. Dobra stary już nie pierdol głupot bo mi łeb rozsadza- powiedział z łazienki.
Z wściekłości walnąłem w ścianę, zszedłem ba dół ogarnąć tego drugiego idiotę.
Serio spał na kanapie a wokół niego walały się butelki po piwie.
On też nie myśli. Wychowałem idiotów. Podszedłem
- Wstawaj idioto.- powiedziałem
do niego i potrzasnałem.
- Tatuś daj mi spokój.
- Tatusiu zaraz będzie mamusiu.
-O j nie od czepisz się?- zapytał otwierając oczy.
- Nie. Kto wam cholera pozwolił pić w moim domu o do tego go jeszcze go demolować?- zapytałem
- Ty.- odpowiedział
- Ja?- zdziwiłem się.- Ta na pewno. Kto ci takie bajki sprzedał?
- Ty- znowu ta sama głupia odpowiedź
- Ja na nic takiego się nie zgadzałem.-Wyjaśniłem.
- Aha.- zaczął się nad czymś zastanawiać.
- No jak bym pozwolił to bym się nie darl i wywiózł mamę.
- Doobra.-Usiadł na kanapie i zaczął rozglądać się po salonie.
- Sluchałeś Bena?- zapytałem.- Tak.- stwierdził chyba mało zadowolony.
- Częściej jego słuchaj a na pewno dobrze na tym wyjdziesz. Wy za sprztanie się bierzcie, a ja udobrucham mamę
- Dobrze.- chodź jeden się mnie słucha.
Wstał i zaczął chodzić w kółku. Tak się zastanawiałem co on odwala.
- Synu masz coś z głową nie tak? Piwo już wypaliło wszystkie szare komórki?- zapytałem.
- We łbie mi się kręci i oceniam swój ból. Czyli to wszystko trzeba posprzątać? Miałeś iść do matki to idź...
- Idę.- stwierdziłem- Wiesz zagoń tych gówniarzy do pracy.- podpowiedziałem mu.
- Już was matoly nie dorobione widzę ba dole łącznie z przyglupen numer jeden!-wrzasnal, a ją walnalem ręką w czoło.
- Ta, ty też jesteś nie dorobiony. Matka pewnie też już nie spi
- No to ją czymś tatuśku zajmij.- powiedział
- Idę, idę ją czymś zająć.- uśmiechnąłem się pod nosem
- Żebym ją ojca bajerować uczył
- Ty nie przegianj, bo mogę wam jeszcze zafundować bilskie spotkanie z wśiekłą mamą
- Nie ma za co być wściekła. A na pewno nie na swojego pierworodnego synka. Raczej na tego wyrodnego
- I tak by ci się dostało.
- Mi? Nie. Mama nigdy nie jest zła jak się budzi po....- zmrozilem go wzrokiem
- Sprzątaj.- rozkazałem.
-Sprzątaj sprzątaj bla bla bla ...
- Ty gaduło orientuj się.- rzuciłem w jego stronę jedną z walających się puszek
Zasmialem się i wszedłem po schodach. W sumie to ja nawet nie miałem tak głupich pomysłów jak granie w pokera na zadania a najpierw na kasę.
Lepiej się grało w rozbieranego, szczegulnie z dziewczynami.
Dobra ja nie miałem glupszych pomysłów a lepsze i niech tak zostanie. Przeszedłem przez to pobojowisko do sypialni ale tam nie było lepiej bo wszędzie walaly się nasze ubrania.
Moje kochanie, lerzało wśód białej pościeli. Nie spała już.
-Cześć- wydusilem z siebie.Kurcze w promykach słońca jest jeszcze ładniejsza. A w ogóle już mnie gardło bolało od darcia się n nich
- Cześć, co u nasz robi Philip?- zapytała.
- Skąd wiesz że u nas jest ten idiota?- zapytałem.
- No przedchwilką się darł.
- A no może. Nie słyszałem-Tak geniuszu. Świetna wymówka.
- Starzejesz się Lou. Ogłuchłeś jak nic. Wiesz co głodna jestem
- Nie! Nie jesteś ... Dobrze ci było w nocy?- ja mam dzisiaj dzień trafnych pytań
- Bardzo dobrze. Lou ja na prawdę jestem głodna, chodźmy na dół trzeba zrobić śniadanie.
-Nie trzeba. Skorzystajmy z tego że jesteś naga a dzieci nie ma...
- Louis.- jęknęła Ronni.
- Ja.
- Ty zwariowałeś, trzeba wstać, bo zaraz Ben pewnie wparuje.
- Nie wparuje- usiadlem na łóżku
- Dobra, a powiesz mi czemu mam nie schodzić na dół?
- Boo ... bo będziemy się kochać?- tak Louis jesteś geniuszem.
- Tak, na prawdę? Louis nie ma innego powodu?
- Niee.- odpowiedziałem i zacząłem ją całować.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- stwierdziła Ronni.
Mieliśmy cudowną powtórkę z rozrywki.
No normrmalnie ile ja robię, żeby ratować tyłek dla tych niewdzięczników.
Ale takie rzeczy mogę robić.
- No to ja idę zrobić śniadanie a ty weź dluuuuga kąpiel.
Było już koło dwnastej i chyba bezpiecznie można byłe zejść na dół.
- Dobra, czemu ty mnie tak rozpieszczesz?- zapytała.
- Nie tylko ciebie kotku. Nie wiesz ilu osobom teraz życie ratuje. Tyle cennych dusz do wojska się na da.
- Nie wiem o co chodzi i chyba nie chcę wiedzieć. Idę wziąć moją długą kąpiel
- Tak tak. - wyszedłem z sypialni i zbieglem na dół szukając wzrokiem mojego synka bo w jego pokoju go nie było.
Olśniło mnie, że Harry wziął Antka do siebie.
Dobra. Uff ale tak się zastanawiałem czy rzeczywiście nie wysłać Bena do wojska..trochę dyscypliny.
- Benjamin wylaź stamtąd gdzie jesteś!- krzyknalem kiedy szukanie go nie przyniosło skutków.
Mielibyśmy w końcu święty spokój. Mószę się na tym zastanowić.
Po chwili na korytarzu pojawił się Ben
- Po pierwsze ogarnales się już i resztę domu? Po drugie zrób śniadanie. Po trzecie ..a tego ci nie powiem
- Co? Czemu ja to wszystko mam zrobić.
- Jeszcze się pytasz ?
- No pytam się. Czemu ja, sam sobie rób śniadanie.
- No nie wkurwiaj mnie. Nie mi a nam wszystkim. Szacunku miej do rodziców. Ktoś ci te zasrane pieluchy zmieniał.
- Ja cię o to nie poprosiłem.
- A ja cię proszę więc rusz cztery litery i idź zróbmy śniadanie
- Czyli sam go nie będę robić. Na to mogę się zgodzić.
- No nie. Zrobisz z Philipem. zejdz mi z oczu. Mama się kapie a ja jadę bo Tony'iego.
- Jasne idę robić to głupie śniadanie.- powiedział i ze spuszczoną głową poszedł do kuchni.
Co się z nim dzieję?- zapytałem siebie w myślach. Wziąłem kluczyki od mercedesa i pojechałem po Tony'iego.
Mój mały syneczek bardzo ucieszył się na mój widok. Miał masę autografów na swoim gipsie.
- Tatuś, telaz mam autoglafy gwiazd!- Tak całe One Direction ci się podpisało. - zaśmiałem się biorąc chłopca na ręce
- Nie cale- zrobił zmutną minkę.
- No tak, kto się ci jeszcze nie podpisał?
- Już się podpisuje. Weźmiemy tylko od wójka Harry'ego marker.
- Dzięki tatusiu- uśmiechnął się. Jaki on był słodki i kochany.
- No już, podpisane.- powiedziałem odkładając marker
- Kocham cię tatuś.- powiedział przytulając mnie.
- Ja ciebie też, bardziej niż tych kretnów.
- Jakich kletynów tato?
- Twoich braci. Tylko błagam nie mów przy mamie kretynów.
- Dobzie nie będę. A to ładne słowo? I ciemu mam blaci kletynów?
- Nie łądne. No tacy wyszli nie przejmuj się to nie zaraźliwe
- A to dobrzie, ale ja nie moge być kletynem bo nie jesteś moim pladziwym tattą, ale jesteś moim tatusiem.
- Tak jestem twoim tatusiem. Co jedziemy do mamusi?-Tatku a tak wogóle to czemu ja byłem w tym domku cio było duzio dzieci a was nie było?
- Bo synu my o tobie wtedy nie wiedzieliśmy. Teraz już zawsze będziesz z nami.
- Na pewno?- zapytał
- Na pewno. Przecież jesteś naszym synkiem
-Dobzie. Wlacajmy do domku bo ja ce do mojego zajebistego domku na drzewie.
- Antek skądy ty takie słowa znasz?- Ronni mnie zabije.
- No wujek Hally tak powiedział, że zbudował mi zajebisty domek a ja z niego spadłem.- odpowiedział
- Dobra przy mamie tego też nie mów.
- Tatusiu- szepnął mi do ucha- Bo ja się wczolaj zapytałem ujka Hallego skąd są dzieci a on powiedział, zie ty lepiej wiesz.
- Chyba zabiję Harry'ego.- stwierdziłem.
- No powiedz mi plioseee.
- Za młody jesteś zapytaj za pięć lat to ci odpowiem
- Ale jesteś... Zapytam Bena
- Tak zapytaj Bena.
- Dobrze. On mi powie.- stwierdził pokazując mi język.
Jak on mu wytłumaczy, to ja będę miał przechlapane. Jak ja cholera to Morgan tłumaczyłem. Kurwa, ona miała króliki. Łatwiej było. Grrr. Może jak mu kupię królika to da spokój z tymi durnymi pytaniami. Jak wytłumaczyć pięciolatkowi skąd się dzieci biorą.
-
Synek chcesz królika?- zapytałem, ale zaprzeczył.
- A może pieska?
- Niet.- zaczął jeszcze kręcić główką.
- Zółwia, rybki, a może chomika?- zapytałem z nadzieją.
- Nie ce zwierząt!
- A co chcesz skarbie?- Chcę wiedzieć. Wujek Hally powiedział, że pozbawiasz mnie wiedzy i mądrości.
- Jak wujek taki mądry to piwnien sam ci wytłumaczyć.
- Powiedział, że od tego są tatusiowie
i że ty jesteś mądlejszy
- Dojedziemy do domu to ci wytłumaczę.- powiedziałem zrezygnowany.
- Supel... to jedź szybiciej, bo wleczesz się jak żółw.
- Jadę przepisowo
- Eh to też ujek Hally mówił. że jak będe ciał pojeżdzić to żebyś do niego zadzwonił
- Czemu? Ze mną nie możesz jeździć?
- No ale ujek Hally to tak fajnie jeździ i hamuje zajebiście na zakrętach.
- Mówiłem ci, żebyś nie używał tego słowa
-Przy mamie...
- Nie używaj go wcale. O tak hamuje?- zapytałem przyspieszając przed zakrętem i po chwili hamując- Nooo!
- No widzisz tata też tak umie.
- No dobla, a mówiłeś że jeździsz jakoś tam...
- Przepisowo synku. Tak bezpieczniej. Ale szybko też umiem.
- Dobla.- machnął zdrową rączką. Już nie długo potem byliśmy w domu, gdzie w salonie stała Ronni wściekła i darła się na Bena, a Philip prawie turlał się ze śmiechu.
- Kletyni!- krzyknął Antoś i pobiegł do siebie na górę.
- To Harry go nauczył tego słowa, nie patrz tak na minie.
- Yh nie ważne. Powiedz mu coś bo cholery dostanę! uważa że może robić co chce!
- Co? Nie może robić co chce. Mówię ci musimy wysłać go do wojska.
-Ja się zgadzam! Nie mam już siły. Dzisiaj zapytał mnie czy jesteś dobry...- mało tam nie padłem ze zdziwienia.
- Cholera. Gówniarzu radzę ci iść się już pakować.
- Boże uwzięliście się na mnie, a mama przesadza. To nie było tak! Wyrwane z kontekstu no Philip - spojrzał błagalnie na brata.
- Ja ci tyłka młody ratować nie będę. Sam ich wkurwiłeś, sam się ratuj.- odpowiedział mu Phil.
-Dzięki- uśmiechnął się ironicznie- Bo to ja zbiłem wczoraj wazon, wazę, ramkę na zdjęcie. Ja, oczywiście...
-
Uwierz mi odwdzięczę się.- pogroził mu.- Mamo, ja nie chciałem. Odkupię wszystko.
- Nie odwdzięczysz się, bo nic już nie mam na sumieniu! No dobra mam, ale tato nie chcesz wiedzieć.
- Nie chcę wiedzieć. Do swojego pokoju natychmiast.- podniosłem głos.
-Czemu? To on zbił to wszystko, ja nic nie zrobiłem oprócz tych gumek.
- Jakich gumek?- zapytałem nie wiedząc czy chcę znać odpowiedź.
- Nic, nie ważne- mruknął i skierował się na schody.
No jestem znowu. Długi był ten rozdział. CHyba pobiłam własny rekord. Mam nadzieję, że się wam podobał. Wielkie podziękowania dla mojej Ali za pomoc. Mile widziane komentarze i do następnego.
Tak zdecydowanie pobiłaś swój rekord. Staram ci się pomóc jak mogę. W sumie to tak fajnie jest jak ja jedna pisze coś druga do pisuje, bo nie polega się tylko na sobie. Czytam to jeszcze raz co napisałyśmy i się śmieję. Ze mnie. Z tekstów. Lubię być benem ^_^ haha. No super już czekam na cd.
OdpowiedzUsuńKlaudynko moja kochana! Rozdział zajebiście długi i zajebiście fajny! Przeszłaś samą siebie. Ty to wiesz jak mnie zadowolić, kocham!
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty! :* Rozmowa Louisa z Benem, kiedy wrócił się po telefon genialna:D:*
OdpowiedzUsuńCzcekam na kolejny:)
rozmowa Louisa i Toniego mnie powaliła hehe :D zajebisty, czekam na next - patrysia
OdpowiedzUsuń