sobota, 16 marca 2013

Czterdzieści cztery

Louis
Szczerze miałem nadzieję, że to tylko koszmar, ale jak otworzyłem oczy, Ronni obok mnie nie było. Do pokoju wszedł Harry.
- Dzwoniła pani doktor, dzisiaj będziesz mógł zobaczyć Ronni.
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Szybki prysznic, ubrałem się w czyste ciuchy i zszedłem na dół.
- Chodź zjesz i zawiozę cię do szpitala.- powiedział Harry, bo miałem zamiar już wychodzić.
- Harry.- jęknąłem
- Ty mi nie marudź idziesz jeść.
Powlokłem się do kuchni i szybko zjadłem jedną kanapkę, czułem się jak w szkole. W końcu pojechaliśmy do szpitala. Najpierw poszedłem do pani doktor.
- Witam panie Tomilnson.
- Dzień dobry. Co z nimi?- zapytałem od razu.
- Z żoną jest już znacznie lepiej, synek jest na razie w inkubatorze. Za jakiś tydzień maksymalnie dwa będę mogła wypuścić oboje do domu.
Z radości miałem ochotę ucałować panią doktor, ale się powstrzymałem. Zaprowadziła mnie pod salę w której leżała Ronni. Najpierw założyłem zielone wdzianko i dopiero wszedłem. Moje kochanie spało. Usiadłem na krześle obok i patrzyłem na Ronni. Teraz musiało być dobrze. 
- Lou.- powiedziała otwierając swoje zielone oczy.
- Tak kochanie?- złapałem ją za rękę.
- Co z maleństwem?
- Wszystko dobrze, nie widziałem go jeszcze, ale pani doktor mówi, że to silny chłopak.
- Pójdziesz go zobaczyć?
- Tak. Niedługo wrócę.
Poszedłem na oddział wcześniaków. Mój synek leżał w inkubatorze, był jeszcze mniejszy niż Morgan. 
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Tatusiu, chodź bo ja chce zobaczyć mamusie i braciszka.- powiedziała Morgan.
Dopiero dzisiaj może ich zobaczyć. Ja już nawet raz trzymałem mojego synka na rękach.
- Już.
Morgan siedziała zapięta w foteliku z tyłu, ja prowadziłem. Pół godziny później byłem już pod szpitalem. Najpierw poszliśmy zobaczyć braciszka. Podniosłem ją i przez szybę mogła go zobaczyć.
- Tatusiu, a jak go nazwiemy?
- Jeszcze nie wiem.
- A może Philip jak z tej bajeczki?
- Ładnie, chodź zapytamy mamę.
- A on się sam nie boi być sam?
- Nie jest sam, ma kolegów.
- To dobrze.- powiedziała.- Papa braciszku.
Ronni
Do sali wszedł Louis z Morgan. Mała podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Mamusiu, nazwiemy braciszka Philip?- zapytała od razu.
- Mówisz Philip, a co na to tatuś.
- Mówił, że trzeba zapytać ciebie.
- Dla mnie idealnie. 
- To będzie Philip.- powiedział Lou pochylając się i delikatnie mnie całując.
- Mamusiu, a kiedy wrócisz do domku?
-Niedługo skarbie.- odpowiedziałam, w tej samej chwili do sali wszedł lekarz. 
- Mam dobre wieści, za dwa dni panią i synka będę mogła wypisać.
- Na prawdę, to cudownie.- ucieszyłam się.



Szczęśliwa rodzinka Louisa, ma nowego członka, jak się wam podoba Philip Edward Tomilnson. Normalnie dwa rozdziały jednego dnia. Dobrze macie ze mną. DO następnego, mile widziane komentarze

5 komentarzy:

  1. Szczęśliwa jeju kocham!! No myślałam że już im coś zrobisz, albo co nie wiem ty lubisz wymyślać, ale to jest świetne.

    OdpowiedzUsuń
  2. KOcham Cię za to:* Ale słodki rozdział:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Awwwww! Świetny rozdział ;)Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. Uff wszystko skończyło się dobrze:)
    Rozdział taki słodki i fantastyczny że normalnie nie mogę, skaczę z radości:) Awwwwwww!!
    Dziękuje Ci za tak wspaniałe rozdziały :) KOOOOOCHAM!

    OdpowiedzUsuń
  5. cudowny *.* czekam na next ;* - patrysia

    OdpowiedzUsuń

Clary G internetowy spis