niedziela, 17 marca 2013

Czterdzieści pięć

Louis
Wszystko było już przygotowane. Do bagażnika wrzuciłem torbę z rzeczami Ronni i Philipa. Wróciłem do domu po Morgan. Musiałem ją jeszcze przekonać, że Lu z nami nie jedzie.
- Tatusiu, ale czemu Lu też chce poznać Philipa.- powiedziała wykrzywiając swoje małe usteczka w podkówkę.
- Ale do szpitala nie można króliczkom.
- To Lu poczeka w samochodzie.- stwierdziła.- Tatusiu proszę, weźmy go ze sobą.
- No dobrze, ale zaczeka w samochodzie.
- Dobrze tatusiu.
Ale ze mnie ojciec, jedno spojrzenie i się uginałem. Zapiąłem ją w foteliku, do samochodu wsadziłem jeszcze nosidełko dla mojego synka i pojechaliśmy. Ronni poszła się ubrać, a ja ubierałam Phila. Kiedy już dobrze ubrany smacznie spał w swoim nosidełku z łazienki wyszła Ronni. DO sali weszła pani doktor.
- Proszę wypis, za dwa tygodnie zapraszam na kontrol.
- Dziękujemy pani doktor.- powiedziałem. 
W końcu mogłem zabrać ich do naszego nowego domu. Mam nadzieję, że roni się ucieszy. 
- Tatusiu gdzie jedziemy?- zapytała Morgan jak minęliśmy nasz stary dom.
- Do domu.- odpowiedziałem. 
- Tato, ale my już minęliśmy nasz dom.- powiedział.
- Tak, ale mam dla was niespodziankę. 
Zaparkowałem na podjeździe naszego nowego domu. Morgan wypadła z samochodu jak burza. Odpiąłem Philipa i wziąłem go na ręce. Klucze od domu, które odebrałem od pani architekt kilka dni wcześniej podałem Ronni. 
Ronni
Weszliśmy do pięknego salonu. Białe kanapy, kominek i duże, szklane drzwi na taras. Razem z Morgan szłyśmy dalej za Louisem. Otworzył pierwsze drzwi na piętrze, za którymi był pokój Morgan. Mała od razu pobiegła do zabawek. Szliśmy dalej, następny był pokój Philipa. Niebieskie ściany, ciemnobrązowe meble. Na półkach było mnóstwo pluszaków. Lou podszedł do łóżeczka stojącego pod ścianą i położył w nim naszego synka. 
- Lou jak tu jest ślicznie.- powiedziałam.
- To jeszcze nie koniec.
Za kolejnymi białymi drzwiami kryła się nasza sypialnia. Z wrażenia usiadłam na wielkim łóżku. Następne pomieszczenie to była nasza łazienka. Później zobaczyłam kuchnię i jadalnię
- Teraz zamknij oczy.- powiedział mi wprost do ucha Louis.
Zrobiłam to co mi kazał. Zamknęłam oczy i dałam mu się prowadzić. Poczułam lekki powiew wiatru.
- Możesz już otworzyć oczy.
Pierwsze co zobaczyłam to nasi przyjaciele stojący na trawniku, później dopiero nasz wspaniały taras. Każdy po kolei mnie przytulał. Przyjechali nawet rodzice Louisa i dziewczynki.
PARĘ DNI PÓŹNIEJ
Lou poszedł na jakiś wywiad, Morgan bawiła się w ogrodzie, a ja próbowałam uspokoić Philipa.
- Phil no nie rób mi tego.- płakał od 5 minut odkąd obudził go samochód mający głośny klakson. 
Usłyszałam pukanie, z salonu przeszłam do drzwi. Otworzyłam, za nimi stała kobieta i jej synek.
- Dzień dobry.- powiedziała.- Chcieliśmy przywitać nowych sąsiadów, ale to chyba nie odpowiedni moment.- dodała patrząc na mojego synka który ciągle płakał.
- Nie zapraszam, jeżeli nie przeszkadza wam płacz. Jestem Ronni.
Weszliśmy do środka, do salonu wpadła Morgan.
- O to nie tatuś.- jęknęła niezadowolona. 
Lou obiecał jej, że zrobią latawiec, ale dopiero jak ona posprząta w pokoju. Całą godzinę układała swoje zabawki.
- Morgan przywitaj się ładnie.
- Cześć pobawisz się ze mną?- zwróciła się do chłopca.
- Mamo mogę?- zapytał.
- Nie wiem czy pani nie będzie przeszkadzać.
- Oczywiście, że nie. - powiedziałam z uśmiechem. 
W końcu mój synek się uspokoił. Włożyłam go do wózka.
- Kawy, herbaty a może coś zimnego?
- Kawy.- odpowiedziała.- Jestem Katherin.
- Miło mi poznać.
Usiadłyśmy na tarasie i patrzyłyśmy jak nasze dzieci się bawią. Syn Katherin, Adrian miał 6 lat. Morgan go polubiła. Zdążyłyśmy wypić kawę kiedy do domu wrócił Lou.
- Kochanie wróciłem.- powiedział.- Mam coś dla ciebie.
Zanim zobaczyłam męża, moim oczom ukazał się bukiet różowych róż. Lou chyba nie zauważył naszej sąsiadki.
- Dzień dobry.- powiedziała.
- Dzień dobry.
- Louis to nasza sąsiadka, Katherin, a tam jest jej syn Adrian.- wytłumaczyłam.
- Bardzo miło mi poznać, jestem Louis.
- Katherin.- powiedziała ściskając jego rękę.
- Tatuś.- krzyknęła Morgan spostrzegając Louisa. Podbiegła do nas.- Posprzątałam pokoik zrobimy latawiec i mam nowego kolegę.
- Tak to super, sprawdzimy pokój i zrobimy latawiec.
- TO może my nie będziemy przeszkadzać.
Najpierw spojrzałam na kobietę, później na chłopca, który był smutny.
- Adrian, a może chcesz zrobić z nami latawiec?- zapytał Lou, widział to samo co ja, czyli smutną buźkę chłopca.
- Mogę?- zapytał.
- Oczywiście.
Całą trójką zniknęli w domu. Spojrzałam na moją rozmówczynię.
- Mój mąż jest wojskowym, pół roku temu wyjechał na misję, jest uznany za zaginionego.- powiedziała.
- Strasznie mi przykro Kathy.

ZNOWU PARĘ DNI PÓŹNIEJ HIHI
Adrian był częstym gościem u nas w domu. Szczególnie kiedy Kathy była w pracy. Miałam trochę czasu dla siebie bo Lou zajmował się Philipem, a Morgan i Adrian bawili się na trawie. Czytałam książkę, co raz zerkając na tę dwójkę. W pewnej chwili Adrian dał mojej córeczce kwiatka zerwanego z łąki. Ta dwója była taka słodka. Dosiadł się do mnie Louis. Zabrał mi książkę.
- Patrz na swojego przyszłego zięcia.- powiedziałam.
- Co?- zdziwił się Louis patrząc w kierunku tej dwójki.
- No nie widzisz nasza Morgan ma wielbiciela.
- Ale, że moja córeczka. Niech on sobie nie pozwala.
- Louis, Louis. Ona na pewno kiedyś dorośnie.
- Tak ale nie teraz.- pokręciłam głową i oparłam się w mojego męża.- Chociaż lepszy on niż ktoś kogo nie będziemy znać.
Zaczęłam się śmiać, do ogrodu wpadła Kathy. Spokojnie mogłam nazywać ją przyjaciółką.
- Cześć.- powiedziałam.
- Mam prośbę.
- Tak?
- Mógłby Adrian u was zostać, zadzwonili do mnie z armii i mój mąż się znalazł. Muszę polecieć do Irlandii.
- Oczywiści.- zgodziliśmy się z Louisem




Tak o to ostatni rozdział mojego kochanego opowiadania. Jest mi strasznie smutno. Chyba zaraz się płaczę. Ale wszystko jest dobrze. Lou postawił się Morgan i już nie robi wszystkiego co mu córeczka każe, wszystko przez taką jedną. O tobie mowa Alu ( Sky fall girl) Ale dobrze, że jest asertywny bo by za bardzo ją rozpieścił. Wystarczy, że robią to wujkowie. Ronni ma kolejną przyjaciółkę, a Morgan chłopaka. Hihi. Niedługo dodam epilog.

5 komentarzy:

  1. Ojoju ojoju taki słodki rozdział że awww. No wreszcie asertywność! Tak doczekałam się, co prawda w ostatnim rozdziale ale okay.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że to już będzie koniec ale rozdział jest świetny;) Czekam na epilog

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę przeżyć że to już ostatni rozdział:( EEeeeeeeeee beczy!!!!!
    Zastanawiam się co teraz napisać i nie wiem. Normalnie nie mogę się skupić. Cieszę się że wszystko skończyło się dobrze, że Morgan ma takiego adoratora i że Louis postanowił troszkę się postawić swojej córeczce:) Będę bardzo, ale to bardzo tęsknić za Tym opowiadanie. Oczywiście będę do niego wracać z przyjemnością. Bo ta historia bardzo mnie urzekła. Najbardziej ze wszystkich Twoich opowiadań, ta wywarła na mnie szczególne wrażenia. Choć historia Cass również. Można powiedzieć że ta dwa opowiadania są moimi najbardziej ulubionymi. Nie mogę się doczekać epilogu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że to już ostatni. Przyzwyczaiłam się do tego opowiadania.
    Od razu przepraszam za to, że nie komentowałam ostatnich rozdziałów, ale życie prywatne mi na to nie pozwalało. Po prostu miałam czas tylko na przeczytanie. Rozdział jest genialny. Morgan ma adoratora. Lou stal się asertywny. Nareszcie chociaż jeden wychowa swoje dziecko z jakimiś regułami, bo wujkowie to tylko ją rozpieszczają i dają zły przykład. Na pewno będę wracać do tej historii ponieważ mnie urzekła.
    Czekam na epilog.
    Pozdrawiam.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. sliczny ^^ szkoda ze juz prawie koniec :( - patrysia

    OdpowiedzUsuń

Clary G internetowy spis