Louis
Szczerze miałem nadzieję, że to tylko koszmar, ale jak otworzyłem oczy, Ronni obok mnie nie było. Do pokoju wszedł Harry.
- Dzwoniła pani doktor, dzisiaj będziesz mógł zobaczyć Ronni.
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Szybki prysznic, ubrałem się w czyste ciuchy i zszedłem na dół.
- Chodź zjesz i zawiozę cię do szpitala.- powiedział Harry, bo miałem zamiar już wychodzić.
- Harry.- jęknąłem
- Ty mi nie marudź idziesz jeść.
Powlokłem się do kuchni i szybko zjadłem jedną kanapkę, czułem się jak w szkole. W końcu pojechaliśmy do szpitala. Najpierw poszedłem do pani doktor.
- Witam panie Tomilnson.
- Dzień dobry. Co z nimi?- zapytałem od razu.
- Z żoną jest już znacznie lepiej, synek jest na razie w inkubatorze. Za jakiś tydzień maksymalnie dwa będę mogła wypuścić oboje do domu.
Z radości miałem ochotę ucałować panią doktor, ale się powstrzymałem. Zaprowadziła mnie pod salę w której leżała Ronni. Najpierw założyłem zielone wdzianko i dopiero wszedłem. Moje kochanie spało. Usiadłem na krześle obok i patrzyłem na Ronni. Teraz musiało być dobrze.
- Lou.- powiedziała otwierając swoje zielone oczy.
- Tak kochanie?- złapałem ją za rękę.
- Co z maleństwem?
- Wszystko dobrze, nie widziałem go jeszcze, ale pani doktor mówi, że to silny chłopak.
- Pójdziesz go zobaczyć?
- Tak. Niedługo wrócę.
Poszedłem na oddział wcześniaków. Mój synek leżał w inkubatorze, był jeszcze mniejszy niż Morgan.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Tatusiu, chodź bo ja chce zobaczyć mamusie i braciszka.- powiedziała Morgan.
Dopiero dzisiaj może ich zobaczyć. Ja już nawet raz trzymałem mojego synka na rękach.
- Już.
Morgan siedziała zapięta w foteliku z tyłu, ja prowadziłem. Pół godziny później byłem już pod szpitalem. Najpierw poszliśmy zobaczyć braciszka. Podniosłem ją i przez szybę mogła go zobaczyć.
- Tatusiu, a jak go nazwiemy?
- Jeszcze nie wiem.
- A może Philip jak z tej bajeczki?
- Ładnie, chodź zapytamy mamę.
- A on się sam nie boi być sam?
- Nie jest sam, ma kolegów.
- To dobrze.- powiedziała.- Papa braciszku.
Ronni
Do sali wszedł Louis z Morgan. Mała podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Mamusiu, nazwiemy braciszka Philip?- zapytała od razu.
- Mówisz Philip, a co na to tatuś.
- Mówił, że trzeba zapytać ciebie.
- Dla mnie idealnie.
- To będzie Philip.- powiedział Lou pochylając się i delikatnie mnie całując.
- Mamusiu, a kiedy wrócisz do domku?
-Niedługo skarbie.- odpowiedziałam, w tej samej chwili do sali wszedł lekarz.
- Mam dobre wieści, za dwa dni panią i synka będę mogła wypisać.
- Na prawdę, to cudownie.- ucieszyłam się.
Szczerze miałem nadzieję, że to tylko koszmar, ale jak otworzyłem oczy, Ronni obok mnie nie było. Do pokoju wszedł Harry.
- Dzwoniła pani doktor, dzisiaj będziesz mógł zobaczyć Ronni.
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do łazienki. Szybki prysznic, ubrałem się w czyste ciuchy i zszedłem na dół.
- Chodź zjesz i zawiozę cię do szpitala.- powiedział Harry, bo miałem zamiar już wychodzić.
- Harry.- jęknąłem
- Ty mi nie marudź idziesz jeść.
Powlokłem się do kuchni i szybko zjadłem jedną kanapkę, czułem się jak w szkole. W końcu pojechaliśmy do szpitala. Najpierw poszedłem do pani doktor.
- Witam panie Tomilnson.
- Dzień dobry. Co z nimi?- zapytałem od razu.
- Z żoną jest już znacznie lepiej, synek jest na razie w inkubatorze. Za jakiś tydzień maksymalnie dwa będę mogła wypuścić oboje do domu.
Z radości miałem ochotę ucałować panią doktor, ale się powstrzymałem. Zaprowadziła mnie pod salę w której leżała Ronni. Najpierw założyłem zielone wdzianko i dopiero wszedłem. Moje kochanie spało. Usiadłem na krześle obok i patrzyłem na Ronni. Teraz musiało być dobrze.
- Lou.- powiedziała otwierając swoje zielone oczy.
- Tak kochanie?- złapałem ją za rękę.
- Co z maleństwem?
- Wszystko dobrze, nie widziałem go jeszcze, ale pani doktor mówi, że to silny chłopak.
- Pójdziesz go zobaczyć?
- Tak. Niedługo wrócę.
Poszedłem na oddział wcześniaków. Mój synek leżał w inkubatorze, był jeszcze mniejszy niż Morgan.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Tatusiu, chodź bo ja chce zobaczyć mamusie i braciszka.- powiedziała Morgan.
Dopiero dzisiaj może ich zobaczyć. Ja już nawet raz trzymałem mojego synka na rękach.
- Już.
Morgan siedziała zapięta w foteliku z tyłu, ja prowadziłem. Pół godziny później byłem już pod szpitalem. Najpierw poszliśmy zobaczyć braciszka. Podniosłem ją i przez szybę mogła go zobaczyć.
- Tatusiu, a jak go nazwiemy?
- Jeszcze nie wiem.
- A może Philip jak z tej bajeczki?
- Ładnie, chodź zapytamy mamę.
- A on się sam nie boi być sam?
- Nie jest sam, ma kolegów.
- To dobrze.- powiedziała.- Papa braciszku.
Ronni
Do sali wszedł Louis z Morgan. Mała podbiegła do mnie i mocno przytuliła.
- Mamusiu, nazwiemy braciszka Philip?- zapytała od razu.
- Mówisz Philip, a co na to tatuś.
- Mówił, że trzeba zapytać ciebie.
- Dla mnie idealnie.
- To będzie Philip.- powiedział Lou pochylając się i delikatnie mnie całując.
- Mamusiu, a kiedy wrócisz do domku?
-Niedługo skarbie.- odpowiedziałam, w tej samej chwili do sali wszedł lekarz.
- Mam dobre wieści, za dwa dni panią i synka będę mogła wypisać.
- Na prawdę, to cudownie.- ucieszyłam się.
Szczęśliwa rodzinka Louisa, ma nowego członka, jak się wam podoba Philip Edward Tomilnson. Normalnie dwa rozdziały jednego dnia. Dobrze macie ze mną. DO następnego, mile widziane komentarze
Szczęśliwa jeju kocham!! No myślałam że już im coś zrobisz, albo co nie wiem ty lubisz wymyślać, ale to jest świetne.
OdpowiedzUsuńKOcham Cię za to:* Ale słodki rozdział:*
OdpowiedzUsuńAwwwww! Świetny rozdział ;)Czekam na next!
OdpowiedzUsuńUff wszystko skończyło się dobrze:)
OdpowiedzUsuńRozdział taki słodki i fantastyczny że normalnie nie mogę, skaczę z radości:) Awwwwwww!!
Dziękuje Ci za tak wspaniałe rozdziały :) KOOOOOCHAM!
cudowny *.* czekam na next ;* - patrysia
OdpowiedzUsuń