czwartek, 16 maja 2013

15. Humorki

5 miesięcy później 
Ronnie
Morgan przeprowadziła się do nas i razem ze mną przechodziła do wszystko. Ja byłam już w szóstym miesiącu, a ona ósmym. Chodziłyśmy po sklepach znowu kupując dziecięce akcesoria. Oczywiście prasa już wiedziała, więc cały świat też. Nie obchodziło mnie to. Musiałam przyznać że teraz miałam jeszcze większe humorki. Louis tylko koło nas chodził z Benem i robił to co chcemy. To był na prawdę dziwny widok, mój syn był strasznie posłuszny
Louis
Stałem w kuchni i miałem za zadanie zrobić szarlotkę  Dla mnie ten przepis był po chińsku więc zawołałem Bena Młody po chwili był już w kuchni.
- Masz to i to i rób ciasto- podałem mu kartkę i fartuch.
- Czy ja przypominam kucharkę?- zapytał
- Kucharza synu. Robisz to dla własnego dobra. Dasz radę. Wspieram cię duchowo.
- Tato no co ja niby mam z tym zrobić?
- No piec nie? Masz literki i cyferki no i produkty... a ja idę do Antosia.
- A nie możemy kupić tej szarlotki?- krzyknął za mną.
- Rób nie gadaj...- wyszedłem do z kuchni. W salonie na dywanie bawił się moimi spinkami od koszul?
To dzieckiem zadziwiało mnie coraz bardziej.
- Synu możesz mi powiedzieć co ty robisz!
- Bawię się w prezydenta
- Jak to się bawisz w prezydenta? Ronni o czym on mówi?
- No prezydentem chce być.- odpowiedziała mi żona.
- Boże zwariuje w tym domu...
- To nie ty jesteś w ciąży znowu
- No to mówię, że zwariuje. Mam na głowie dwie ciężarne dziecko bawiące się dziwnymi rzeczami syna idiotę i córkę siedzącą w szkole. W ogóle gdzie jest mój zięć?
- W pracy Tatusiu.- odpowiedziała Morgan
- Kurwa ...- burknąłem.
Bo ja to nie mam pracy. Czuje się jak w tym filmie ojciec panny młodej. No zwariować idzie. One dwie mają zajebiste humorki. Jednej miałem masować stopy. Drugiej o pierwszej w nocy jechać po kremówki bo Morgan zaczęła płakać. Przynieś to, kup to. One się nade mną znęcają i do tego jeszcze jestem opiekunką.
- Tatusiu daj mi tecke!
- Jaką teczkę synku?
- No taką jak pan plezydent.- odpowiedział mi chłopiec.
- Ale ja nie man takiej teczki prezydentem nie jestem
- A tatuś Flanka ma taka tecke - posmutniał.
- Zaraz coś wymyślony chodź zapytamy mamy ona ma dużo fajnych rzeczy
- Czekaj ciekaj najpielw obiadek- poleciał do kuchni. 
- Tatoo plecy mnie bolą- jęknęła Morgan
- To niech ci twój mąż pomasuje ja muszę znaleźć teczkę dla Antka
- Ty mnie nie kochasz- załkała
- Kocham córeczko- odpowiedziałem -O to raczej wy mnie nie kochacie
-My? My cię bardzo kochamy. No weź ...
Miałem ochotę z nią pobeczeć
-Kochanie co ugotowales na obiad bo głodni jesteśmy?- zapytała Ronni
- Ben działa w kuchni
-Tato ale ja miałem tylko szarlotkę zrobić! Weź go bo płacze że mu obiadu nie ugotowałem. Noo mały cicho!
- Ja po pizzę pojadę. Antek jedziesz ze mną?
- Nie ja ce ciastko! On mi nie ce dać! Glupek kletyn ...
- Antek prosiłem cię żebyś tak nie mówił chodź kupię od razu ci teczkę prezydenta
- Tato kup mi ja wynegocjuje ciastko!
- Dobrze kupię ci.
- Kotku jakbyś mógł jeszcze mydło pachnące kupić to...
- Tak dla ciebie wszystko kochanie.- przerwałem jej. 
Pocałowałem moją żonę i wyszedłem. Usłyszałem jeszcze tylko:
- Dzięki!
- Tak a ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę- odparłem i wychodząc
To była wspaniała perspektywa. Wsiadłem do auta odjeżdżając stamtąd jak najszybciej jadąc do Nialla. Potrzebuje męskiego towarzystwa bo świra dostanę. Jednak się nieco zestarzałem. Kobiety zostaną kobietami i tyle. Zaparkowałem pod jego posesja i wszedłem do domu chłopaka. Miałem ochotę przytulić się do Nialla z radości. Cisza spokój żadnego płaczu i marudzenia
-Stary ja kocham twój dom- jęknąłem jednak się do niego tuląc. Na pewno pomyślał że do reszty mi  odwaliło.
- Dobra, Lou pijany ty jesteś czy co?- zapytał odsuwając mnie od siebie.
- Nie jestem pijany. Wreszcie mam święty spokój...
- Ronni i Morgan żyć nie dają?- bardziej stwierdził niż zapytał
- One to istny koszmar jeszcze Antek kandyduje na prezydenta to już w ogóle
- Zabawnie masz
- Jak cholera. Ty on nawet dzisiaj użył słowa wynegocjuje
- Geniusz, ciesz się Ben taki mądry nie był
- Czy ja wiem? Dobra mniejsza ...o to. Czekaj telefon mi dzwoni
Spojrzałem ba wyświetlacz, dzwoniła Ronni.
- Louis wybierz się do przedszkola
- Po co kochanie za stary jestem żeby do niego uczęszczac
- Ej ty kretynie. Pani z grupy Antka do mnie dzwoniła. Chcę z jednym z nas pogadać, więc wypadło na ciebie.
- dobra pojadę.- zgodziłem się bo nie miałem innego wyjścia.
- To dobrze i wracaj do domu
- Jasne skarbie będę niedługo
- Pa- i się rozłączyła
Spojrzałem na przyjaciela i miałem ochotę się rozpłakać  Ja nie chciałem wracać do domu
- No jedź do tego przedszkola- powiedział
- Ale ja nie chce.
- Weź no Louis jesteś ojcem 5 dzieci i dwójki w dro ...ups. Nie słyszałeś
- czego?
- Niczego. Jedź już bo Ronni zabije i mnie i ciebie.
- Nialla radzę ci gadaj bo nie reczę za siebie.
- No nie. Jedź już
- Niall kurwa o czym ty mi nie mówisz?
- Noo nie ważne. Jak Ronni będzie chciała to ci powie. Stary to załamiesz się. Oszczędzić ci chce
- Czego? Ja chce wiedzieć. Czemu ty wiesz, a ja nie?
- Bo ty byś już sfiksował jakbyś wiedział.
- Mów bo ci przyłożę.- zagroziłem
- Rozumiem że masz takie napięcie w domu że musisz się wylądować. Dobra dawaj dla przyjaciela przyjmę każdy cios.
- Niall kurwa gadaj w końcu o co chodzi
- Gratuluję bliźniaków
Usiadłem na jego kanapie. Słabo mi się jakoś zrobiło. Ja...Bliźniaki. Moja psychika pójdzie w cholerę. Dwójka i jeszcze jak mi się trafi taka parka jak Ala i Ben. Tylko z mostu skakać
- No także tego...- odezwał się Niall
- Gdyby nie to że prowadzę z chęcią bym się czegoś napił
- No tak ale musisz jechać do przedszkola więc szerokiej drogi i cześć
- cześć
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do tego przedszkola. Nie wiem po co ale dobra. Zaparkowałem pod budynkiem i poszedłem szukać wychowawczyni mojego synka
- Dzień dobry panie Tomilnson- uśmiechnęła się gdy ją znalazłem
- Dzień dobry ponoć chciała pani o czymś z nami rozmawiać.
- Oczywiście o Antka. To bardzo zdolne dziecko i dotychczas grzeczne ale coś się zmieniło. Zaczął ustawiać swoich rówieśników w rzędzie i wydawał im rozkazy mówić że to on jest głowa państwa. Myślałam się się bawi ale do nas też się tak zwracał.
- Nasz Antoś, nie wiedziałem, to bardzo dobre dziecko, ale na pewno z nim porozmawiam.
- To dobrze bo to naprawdę dziwne aby 5 latek nami rządził. A pan aby na pewno sobie radzi?
- Tak ja mam wszystko pod kontrolą
- Mam nadzieję.
- Tak radzę sobie świetnie.
Pożegnałem się z nią i miałem wracać do domu kiedy dostałem telefon że szkoły Alice, która nadal w niej była. Podobno się z kimś pobiła. 
Moja Alice no normalnie nie wierzę, zdenerwowany pojechałem do szkoły. 
Od razu wpadłem do gabinetu dyrektora gdzie przebywała z jeszcze jakąś dziewczyną
- Alice co się stało?- zapytałem córkę
- Wkurzyła mnie. Obraziła ciebie i mamę.
- Co?
-No zaczęła wyzywać was i moje rodzeństwo i coś o waszym wieku że dziadkami zostaniecie, a znowu zrobiłeś bachora. Cytuje.
- No nie. Wiesz, ale to nie powód do bicia.- odpowiedziałem próbując być spokojnym. Słabo mi to wychodziło.
- Tak? A ja już miałam dość. Wiesz trochę się tego nazbierało. Jestem scierwa, głupią dziwka która pieprzy się ze wszystkimi po kątach a jeszcze to dziś i ..
- Co no nie, żeby tak o moim dziecku mówić. CO za nie wychowane dziecko.- przerwałem jej wściekły
- Taa pan gwiazda się odezwał- burknela wytapetowana blondynka
- Zamknij się gówniaro
-Bo co? No co mi pan zrobi? Pan się nawet do wychowania swoich dzieci nie nadaję jak pan takie coś zrobił- wskazała na Ali- I śpiewać tez pan nie umie.
- A ty umiesz?! Moja córka jest sto razy lepsza od ciebie
- Tak?! Nie sądzę...
- Nie będę się kłócić z małolatą
- Tak tak... Jeju niech pani dyrektor ją stąd wydali i będzie święty spokój. Nikt jej tu nie chce.
- A ciebie chce. Ala poczekaj idę do pani dyrektor
-Nie zostawiaj mnie z nią tatą bo wyrwę jej te kudły zaraz...
No nie żeby moja mała córeczkę obrażać wściekły wszedłem do gabinetu dyrektorki. Pierwszy raz byłem tu w sprawie Alice. Z Benem to norma
-Dzień dobry panie Tomilnson- uśmiechnęła się do mnie znana mi kobiet
- Dzień dobry- odpowiedziałem ale nie odwzajemniłem uśmiechu
-Przyszedł pan pewnie w sprawie Ali?
- Tak, Ben dzisiaj w domu więc na pewno nic nie zrobił
- Yhym no cóż nie wątpliwie pańska córka wszczęła bójkę.
- Tak, ale według niej tamta dziewczyna zaczęła ja obrażać
-Może tak może nie.
- Ala to spokojną dziewczyna bez powodu by nie zaczęła bójki
-Nie wiemy tego. Jeśli nawet została obrażona nie powinna tak reagować. Poza tym nie raz już do czegoś takie doszło i ignorowała uwagi na swój temat.
- Ale ile można ignorować?
-Proszę pana wtedy idzie się do psychologa szkolnego pani pedagog.
- Tak i to na pewno pomaga. Dzieci się biją, to normalne
- Nie .Na pewno nie dziewczyny i nie w naszej szkole. Śmiem wątpić w pana wychowanie dzieci . Jak się zachowuje Ben co robił Philip a teraz Alice
- Wychowuję swoje dzieci najlepiej jak potrafię. Jakoś Morgan i Philip wyszli na ludzi. Ben i Ala na pewno też
-Być może. Radziłabym się udać do jakiegoś specjalisty od problemów młodzieżowych.
- Nie widzę potrzeby ciągania moich dzieci po psychologach.
- Niestety nasi nauczyciele widzą.
- Co wiedzą? Ala nie ma żadnych problemów z nauką,a Ben no cóż nie każdy może być geniuszem
- Ma siedzi na lekcji i robi zupełnie co innego. Tak jest od 5 miesięcy
- Przepraszam ale dlaczego nikt nas nie powiadomił?
- Bo każdy pokładał nadzieję w Ali i liczył na poprawę
- Ale do jasnej cholery pp kilku miesiącach ktoś powinien nas powiadomić. Nie mam możliwości sprawdzenia wszystkiego. Ona jest praktycznie dorosła nie będę siedział nad nią i sprawdzał lekcji jak w podstawówce
-No nie tylko że siedzi na lekcjach i albo coś pisze albo rozmyśla. No nie wiem ostatnio sporzadzała listę zakupów
- Listę zakupów.- powtórzyłem.
-Tak.
Moja córcia ma przeze mnie kłopoty za dużo zwaliłem na jej głowę. 
Będę musiał z nią porozmawia ć. To jednak mądre dziecko. 
Tylko jeszcze jakoś udobruchać te głupia dyrektorkę.
-Niech pani da jej szansę. Wie pani że to mądra dziewczyna. Porozmawiam z nią.
- ostatnia szansa panie Tomilnson
- Dziękuję- wyszedłem stamtąd i zabrałem córkę do domu.
Po drodze zajechaliśmy po pizzę. 
Z naszym obiadem wróciliśmy do męczarni. 
Panowało tam małe zamieszanie, pomyśleć że za te kilka miesięcy dołączy do naszej szurniętej rodzinki jeszcze dwóch członków.
- Co się dzieję ?- zapytałem
- Ben upiekł wspaniała szarlotkę.
- To znaczy?
- No jest wspaniała i zadzwonił po Nialla, zjechała się reszta i wiesz panuje tu mały chaos
-Aha. To super. Obiad przywiozłem. Proszę ja idę się położyć i proszę nie wołajcie mnie, nie proście o nic, nie ma mnie dziś bo inaczej po prostu wyjdę i nie wrócę. Dziękuję- pokiwałem głową i poszedłem na górę do sypialni.
Położyłem się na łóżku i patrzyłem w sufit. Ręce i nogi mi odmawiały posłuszeństwa. Czułem się chyba gorzej niż kobieta w w ciąży, siedem dzieci. Siedem.- powtórzyłem w myślach
Ronni
Trochę martwiłam się o tego mojego męża. Jakiś dziwny był. W sumie to czym on był tak zmęczony- zastanawiałam się.
- Alice idź do ojca.- poprosiłam młodą
- Już mamo.
Alice
Poszłam na górę od razu kierując się do sypialni taty. Nie pukałam bo odpowiedzi celowo mógłby mi nie udzielić tylko od razu weszłam. Leżał na łóżku bezczynnie . 
- Czemu nie zejdziesz na dół?- zapytałam grzecznie.
- Bo jestem zmęczony
- Czym znowu?- jęknęłam siadając obok taty
- Wiesz trochę dużo mam do zrobienia teraz. Pokój dla dzieci, mama i Morgan
- Dziecka. A no i kupiłeś ta teczkę dla Tony'ego ?
- Boże zapomniałem
-No widzisz a on już sobie biały dom jak w Ameryce zaczął budować. Uznał że będzie Obama.
- Dobra, zaraz pojadę kupić tą teczkę. Ala powiedz mi co ze szkołą
-Co ma być? Nie lubią mnie ,a to że teraz będę miała jeszcze jednego członka w rodzinie to już w ogóle. Jak można być tak nie odpowiedzialnym rodzicem. Cytuję mamy koleżanek.
- Chcesz zapiszę cię do innej szkoły
- Chcę, bo jeżeli moje rodzeństwo i wy macie być obrażani to
- To co pojadę kupić teczkę i zaraz poszukamy liceum do, którego będziesz chciała chodzić.
- Tato ale nie zapiszesz mnie do szkoły w której dzieci są z takich rodzin jak my? Chcę do zwykłej.
- Do zwykłej?
- No zwykłej nie tej dla dzieci sławnych rodziców
- Dobrze, córcia będziesz chodzić do zwykłej szkoły.
- Super. Serio nie masz takiej teczki ? Nie nosiłeś nigdy takiej do menedżera.
- Poczekaj może się zaraz coś znajdzie.
-Ja nie mam na co czekać ale młody...-przerwało mi wejście Antosia
-Tatoooo
- Tak syneczku?
- Tecke ce! Chodź pokazie ci mooj bialy domek
Louis
- Chwilka Antoś.- powiedziałem do syna. W szufladzie szukałem jakiejś zwykłej teczki.- Mam ją. krzyknąłem.
Wziąłem go na ręce i poszliśmy do jego pokoju. Dopiero teraz się zorientowałem że...



Więc tak jest nowy rozdział i nie wiem jak to będzie dalej bo ja mam szlaban. Bania z fizyki. Okropność. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.

4 komentarze:

  1. TAAAK! Kurde kocham jak piszemy razem te dialogi haha. Swietnie too..

    OdpowiedzUsuń
  2. hehe swietny :)super, ze beda blizniaki :D czekam na nn :) - patrysia

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebisty! Boże jak ja kocham to opowiadanie! Mam nadzieję, że szlaban szybko Ci minie, bo ja czekam na nexta. Muszę wiedzieć o co chodziło Louisowi. Biedny on, same problemu i jeszcze bliźniaki no, no gratulacje Panie Tomlinson.

    OdpowiedzUsuń
  4. BOże ja kocham twojego bloga. Dziś czytając go sikałam prawie. Kocham cię <3

    OdpowiedzUsuń

Clary G internetowy spis