sobota, 11 maja 2013

14. Zebranie rodzinne

 Alice.
Wróciłam do domu jak rodzice siedzieli z Philipem wściekli salonie
- Cześć.- przywitałam się.
- Cześć...- opowiedział mi Phil
- Jezu co się znowu stało?- zapytałam
-Twój brat się stał- odparł tata chodząc po pokoju z rękami w kieszeniach.
- Ben. Ja pójdę do niego. Tatusiu wyluzuj on już taki jest.- stwierdziłam.
- Wyluzuje. Już nie długo wyjedzie i będzie święty spokój.- powiedział.
- Gdzie wyjedzie? Tato co wymyśliłeś?- zapytałam.
- Wojsko- wtrąciła mama.
- Przecież mu się coś może stać. W wojsku wysyłają gdzieś tam i broń. On sobie krzywdę zrobi.
- No to załatwię mu kontrakt sportowy zagranicą i też wyjedzie.
- Chcecie się go po prostu pozbyć.- jęknęłam niezadowolona.
- Niech będzie samodzielny. Poza tym przecież jest siatkarzem.
Tak wiem, ale ja nie chcę, żeby wyjeżdżał. Jest wkurzający, ale to mój brat i twój też Philip.
- No tak ale przecież będziemy jeździć na mecze- dodał chłopak.
- Mecze. Philip to nie to samo. Patrz to jakby Morgan przeprowadziła się na drugi koniec świata.
- No, ale on nie będzie zagranicą, tylko no nie wiem Niemcy, Libia.
- To nadal będzie zagranicą. 
- Przeżyjesz to są jego marzenia
- Wy nic nie wiecie o jego marzeniach. Nie znacie go wcale
- Alice, oni mają rację. Chcę być siatkarzem.-z góry zszedł Ben uśmiechnięty.
- To sobie jedź.- powiedziałam wściekła.
- O co ci chodzi młoda? Kurde co ja umieram?!
- Nie umierasz. Jedź sobie, mało mnie to obchodzi.
- Ja z nią zwariuje. Jak ona ma tak truć to ja zostanę tatusiu...co?
- I będziesz dalej uprzykrzał nam życie.- jęknął tata.
- Wy naprawdę mnie nie kochacie. Kurde chyba w każdym domu są bunty nastolatków a ja nie jestem jeszcze taki zły. No nie mów że z Philipem tego nie przechodziliście, a poza tym miałeś mi wybudować dom.
- Ale ty przechodzisz ludzkie pojęcie, nawet Philip nie był taki.
- Nie prawda- obruszył się- Philip to zawsze święty w trójcy.
- Nie święty. Pamiętasz rozwalił mi samochód. Ty jesteś ze trzy razy gorszy.
- Święty. On, Morgan i Alice. Trójca jedyna.
- Ben, oni nie są święci. 
- To wyjaśnij mi tato czemu nie? No błagam Alice? Mniszka poetka, Philip elegant pod krawatem, Morgan grzeczna dziewczynka.
- Ben...
- No odpowiedz mi.- powiedział wzburzony.
- Philip, ciągle chodzi na kacu, Morgan hmm...
- No właśnie i wymyśl coś jeszcze na nią- wskazał na mnie- to będzie koniec świata- prychnął.
- Imprez, nie dopilnowała Antka.- wtrąciła mama
- Alice? TO była moja wina, ona to tylko zrzuciła na siebie, żebym ja nie oberwał.
- Wiemy.
- No właśnie. Dobra możemy skończyć tą rozmowę czy zostałem wymeldowany z domu?
- Nie zostałeś.- powiedział tata.
- To fajnie- uśmiechnął się i poszedł do siebie.
Kilka tygodni później
Ronni 
Siedziałam w łazience, dawno nie było mi tak niedobrze.Boże czułam się tak okropnie, a dzisiaj Antek miał jakieś przedstawienie w przedszkolu. Stanęłam przed lustrem i chyba ducha z
obaczyłam a nie siebie. Znowu klęczałam na przeciwko toalety i zwracałam wczorajszy posiłek.
-Ronni...kochanie nie przeszło ci?- do łazienki wszedł Louis przytrzymując mi włosy.
- Nie.- opowiedziałam.
- Jezu,a tobie co znowu? wymiotujesz jak Morgan, ale ona jest w cią...ży?
- Nie, nie to nawet nie mogło być możliwe.- jęknęłam
- Ronni chcesz mi coś powiedzieć?
- Co, mam ci powiedzieć?- zapytałam rozdrażniona
- Jesteś w ciąży?- wydukał.
- Skąd ja mam wiedzieć. Przecież to nie możliwe.
- Dlaczego nie możliwe?
- No tak przypuszczam. 
- Wiesz wszystko jest możliwe, a my się już od dawna nie zabezpieczaliśmy poza tym w naszej szafce nie ma gu...Ben!- krzyknąłem.
- Błagam nie kłuć się teraz z nim. Mógłbyś za to pójść do apteki.
- Nie mam zamiaru się z nim kłócić. Tylko niech pyta jak bierze. Czemu ja?- skrzywił się.
- Bo możesz po części być winny. Ja już odbębniam swoją karę
- A mogę poprosić Alice?
- Możesz.- zgodziłam się.
- Dzięki.
Louis
Ona w ciąży? Jak no jak? Kurwa...Poszedłem do pokoju córki nawet nie pukając.
Siedziała na łóżku i rozmawiała przez telefon.
- Możesz się rozłączyć?
- Mogę, ale po co?- zapytała.
- Bo mama źle się czuje i chciałaby abyś coś jej kupiła.
- Dobra. A ty iść kupić nie możesz?
- Nie, idź kup ten test ciążowy i nie mów nikomu.
- Test ciążowy? Nie rób sobie ze mnie jaj.
- Tak test ciążowy.- powtórzyłem
- Dobra idę, daj pieniądze.
- Masz- podałem jej jakąś tam kwotę i chciałem wrócić do żony, ale zatrzymał mnie antek.
- Tato pozczysz mi klawat?
- Po co ci synku krawat
- Do koszuli- oburzył się.
- Poczekaj, już ci jakiś dam
- Dzięki. Fajny jesteś, bo Ben powiedział, że on klawatu nie ma, bo tylko sztywniacy takie noszą, no to ja ce być stywniakiem i nosic klawat.
- Ben się nie zna. Karwaty noszą fajni goście
- Tak!- zgodził się, a ja wyjąłem z szafy jakiś tam i podałem małemu- Tatusiu a jak się to wiąże?
- Już ci pokazuje
- Louis ty nie umiesz wiązać krawatów!- z łazienki dobiegł mnie znudzony głos Weronici.
- Umiem. Ronni się nie znasz.
- No to umiesz czy nie umiesz?- Tony założył ręce na klatce piersiowej.
- Nie umie synku!
- To je ce, żeby mama mi zawiązała.
- Brat ci zawiąże. Nie wchodź do mamy, bo mama jest chora. Proszę, masz krawat i idź do Bena- pocałowałem go w czoło.
- Dobla.- posłusznie zgodził się Antek
Kurde po co mu krawat jak ona ma metr dziesięć wzrostu? Zapukałem do drzwi łazienki.
- Wchodź- usłyszałem.
Moja ukochana siedziała na podłodze, chyba płakała.
- Dlaczego płaczesz?- zapytałem.
- Bo jeżeli jestem w ciąży. Lou przecież to głupie. My sobie z Benem nie radzimy a co powiedzieć kolejne dziecko.
- Ben już się uspokoił trochę, a dziecko to nie katastrofa- pocałowałem ją w czoło.
- Tak i będzie w tym samym wieko co nasz wnuk.
- Przesadzasz. Kochanie po prostu nasze dzieci się za szybko chcą w rodziców bawić i tyle. a my nie jesteśmy jeszcze jakimiś dziadkami. Ja mam tylko 42 lata.
- Tak. Louis przytul mnie.
Objąłem ją ramieniem i razem siedzieliśmy na zimnych kafelkach w łazience.
- Jestem!- usłyszeliśmy naszą córkę.
Do łazienki weszła Alice. Podała Ronni pudełko. Oboje czekaliśmy, aż nasza córka wyjdzie.
- No co?- spojrzała na nas ledwo powstrzymując się od śmiechu- Ale wy to tak serio? 
- Na serio, a teraz wypad.
- Czekaj, czekaj a wy nie jesteście za starzy?
- Nie jesteśmy.- warknąłem
- Spokojnie tato...ale to ...dziwne- wykrzywiła się i wyszła.
- Widzisz Louis to dziwne.- stwierdziła Ronni.
- No bo dla nich jest dziwne, przyzwyczaili się że są najmłodsi oprócz Antka. Dobra sprawdzaj.
Już po kilku minutach Ronni wiedziała, a ja nadal nie. Trochę się denerwowałem.
- Możesz mi w końcu powiedzieć?
- Gratuluję- mruknęła.
- Co? Wynik jest pozytywny?
Pokazała mi go. Nie raz już widziałem, więc orientowałem się.
- Kochanie- pocałowałem ją w policzek delikatnie przytulając
- Louis to nieodpowiedzialne z naszej strony. Boże jak my damy sobie radę. Ja my im to powiemy.
 -Jesteśmy dorośli hey. Poradzimy sobie to będzie dwójka dzieci na głowie, bo ja serio im dom wybuduję, a powiemy im normalnie. Ubierz się ja idę zdzwonić do nich.
- A jak to będą bliźniaki?- zapytała, a mnie aż przeraziło.
- Oo to też możliwe- zacząłem masować nerwowo kark- No to też sobie poradzimy.
Wyszedłem dzwoniąc Philipa. Chłopak odebrał po kilku sygnałach.
- Halooo?
- Młody mógłbyś przyjechać do nas chcemy coś wam powiedzieć.
- Co znowu? Zebranie rodzinne...- jęknął.
- Tak, Musimy wam coś z mamą powiedzieć. 
- Boże i że w takiej chwili- jęknął chyba ubierając się.
- W jakiej chwili?- zapytałem.
- Tato...- już sobie wyobrażałem w czym im przeszkodziłem
- Co?
- Jakbyś nie wiedział.
- Już ja sobie wyobrażam, co ty robiłeś. A zebespieczyliście się chociaż?
- Takk? Bo wiesz my jesteśmy ODPOWIEDZIALNI,
- Ta to dobrze.- stwierdziłem.
- No już jadę.
- Okej.
Rozłączyłem się i zadzwoniłem do Morgan. Też przyjechała. Całą rodziną siedzieliśmy w salonie
- No więęęęc?- zapytał Philip znudzonym głosem, a Alice posłała nam zaskoczone spojrzenie.
- Będziecie mieć dodatkowe rodzeństwo.- powiedziałem, bo Ronni nie mogła nic z siebie wykrztusić
- Że co proszę?!- wykrzyknął Ben.
- Żartujecie?- odezwała się Morgan- Mamo..?
- Tak.- jęknęła Ronni
- Super!- powiedział Philip
- Chodź jeden zadowolony.
- Ja też- powiedziała Morgan i Alice- tylko nas zaskoczyliście.
- Sami siebie zaskoczyliśmy. Wiecie to na pewno było nie planowane
- Spoko, luz, fajnie- odparł Benjamin.
- Antek a ty co na to, że będziesz miał młodsze rodzeństwo?
- Suuuper, będe chodził na spacelki i o nie dbał i uczył glać w piłkę.
- No i gitara.- stwierdziłem przytulajac żonę
- Haha..ale że wy hahaha no taka dobrze użyłeś tego argumentu- Ben z Philipem wybuchli śmiechem
- Wiecie zaraz spóźnimy się na przedstawienie
- Tak? jest o 16, a ty tato się wymigujesz, a do mnie to dzwoni podczas...- dodał Phil i znów zaczęli się śmiać
- Nie oznajmicie mi z Emili, że zostanę babcią. Harry by się wściekł.
- Tatooo ja ce wiedzieć skąd się biolą dzieci! Nie powiedziałes mi co zrobiłeś ze będe miał rodzeństwo!- odezwał się tony.
- No tato tłumacz- Ben zagestykulował zasłaniają usta ręką i przełykając śmiech
- Eee... Morgan pamiętasz jak ja ci to tłumaczyłem.- zwróciłem się do córki.
- Tak tato, ale wiesz ja posłucham bo zapomniałam jak się robi dzieci- i ona też musiała ze mnie żartować.
- Ta zapomniałaś, za to Adrian nie.- mruknąłem pod nosem
- Tatoo- upomniał się Antek.
- No dobra, wiesz bo... no... - nie miałem żadnego pomysłu jak mu to wytłumaczyć.
- No Louis tłumacz dziecku
- Ale ja nie wiem jak.
- Jak tato możezz nie wiedzieć jak będę miał rodzeństwo?
- No wiesz, ja kocham mamę i ona mnie. No i wtedy pojawia się taki mały brzdąc.
- A ja kocham was i co?- zapytał
- Jesteś za mały na dzieci.- wyjaśniłem.
- Ben kochasz Alice?
- Tak.- odpowiedział mu
- No to?
- Oni są rodzeństwem nie mogą mieć razem dzieci. 
- Ben kochasz Amy?- zapytał, matko co on się tak uczepił tego Bena.
- Tak kocham Amy
- No to czemu tatuś oni nie mają dzieci?
- Synku bo to trzeba inaczej się kochać, oni jeszcze się tak nie kochają. Mam taką nadzieję.
- Jak?
- Tak, wiesz bardzo bardzo mocno.
- Kochasz Amy bardzo bardzo mocno Ben?
- Tak bardzo bardzo mocno kocham Amy.
- No i?
- Poczekaj, muszę pogadać z twoim bratem.- zwróciłem się do Bena.- Nie mów mi, że ty i Amy, kochacie się bardzo mocno
- Noo ale w jakim sensie? Bo ja bardzo mocno kocham Amy a ona mnie. Całym serduszkiem i całą sobą i w ogóle całaaa ją.- on mnie ma ochotę wyprowadzić z równowagi.
- Ale wiesz w jakim sensie mi chodzi
- No wytłumacz mi bo zgłupiałem...
- Benjaminie, czy wy ze sobą spicie?- zapytałem prosto z mostu
- No.
- Co? A ty za młody na to nie jesteś?
- Mógłbym ci zadać to samo pytanie ale zmieniłbym jedno słowo.
- Dobra skończmy temat. 
- Spoko, tato ona leży obok, ja obok i takie to spanie. Z wujkiem Harry'm za ścianą inaczej się nie da a ty nie lepszy.- zastanawia mnie czemu oni nocują u Harry'ego.
- Uff. Chyba mi ulżyło. 
- Ne lubię cię tato. Nie chcesz mi wytłumaczyć. Ben powiedz mi!- rozkazał mały.
- No wiesz, trzeba się całować z dziewczyną. To feee
- No fee i tylko tyle? Bo ty się całowałeś z Amy
- Ale wiesz bardzo długo i nie każdy może dostać dzicko.
- Ahaaa... nic nie lozumiem. Ja jednak się zapytam ujka Hallego.
- Nie!- wszyscy krzyknęliśmy równo.
- Dobla, nie zapytam wujka
- Dzięki- odetchnąłem z ulgą- synku, żeby mieć dzieci trzeba być po ślubie i tyle. Temat skończony idziemy na przedstawienie. Oddasz mi już krawat smyku?
- Nie bo ja w nim idę.- oznajmił.
- Jak to idziesz w moim krawacie? Dziecko on jest za duży.
- Ale ja ce krawat
- Ale nie ma krawatów dla maluchów.- dobra są ale to szczegół.
- Ale ja bym chciał krawat. powiedział smutny.
- Ronni weź mu coś powiedz.- poprosiłem, bo mi zaraz się on rozpłacze.
- Synku, krawaty naszą tylko nudziarze. Lepiej jak pójdziesz tylko w koszuli. Będziesz super wyglądać.
- Tata mówił co innego.
- Tata mało się zna. - stwierdziła.
- Tak ja nic nie wiem mnie nie pytaj.
- Dobra nie marudź kochanie. Idę się ubrać.- dostałem całusa od mojej żony 
Razem pojechaliśmy do przedszkola.
Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie, no przecież nasz syn występował. Trzymałem Ronni za rękę. Co raz spoglądałem na moją piękność.
- Dobrze się czujesz?- szepnąłem.
- Tak, przeszło mi
- Uff.
Przedstawienie zaczęło trwać, kiedy przyszła pora na Antka. On miał śpiewać już pod sam koniec. Mój synek w koszuli, no i bez krawata stał na scenie. Kurczę miał dosyć trudną piosenkę, bo to nie była żadna pioseneczka dla przedszkolaków a sam Robbie Williams. Ale jakoś dał radę. Dumny biłem brawo na koniec występu. Wszyscy biliśmy. Ja, Philip, Ben, Ronni, Morgan i Alice.
Chłopiec zszedł ze sceny, od razu wziąłem go na ręce.
- Mój kochany. Brawo- pocałowałem go w policzek,
- Właśnie, wspaniały byłeś młody.- powiedział Ben i przybił z nim piątkę.
- Tatusiu ale ja już nie będę fajny jak będzie moje małe lorzeństwo?
- Będziesz fajny. Zawsze będziesz
- Na pewno? No ale będą mniejsi
- No i co. Synku, my będziemy cię kochać tak samo
- No tak ale będziesz wtedy zajęty innymi
- Dla ciebie też znajdę czas tak jak dla Bena, Morgan czy Philipa
- Ekhem..- Alice odkaszlnęła
- Dla ciebie też córeczko
- No właśnie. Wracamy do domu.
- Tak do domu, a zjemy lody?
- Tak!- Ben i Philip chyba się ucieszyli najbardziej
- To jedziemy na lody.- oznajmiłem
I tak zrobiliśmy, a przy okazji dołączyli do nas paparazzi.Oni żyć ludziom nie dają
- Alice jesteś w ciąży?- to pytanie mnie z  nóg zacięło.
- Nie.- odpowiedziała moja córka.
- TO po co kupowałaś test?
- Moja sprawa, a wam nic do tego.
- No a ty Louis. Zadowolony jesteś że Ali jest w ciąży

- Przecież ona wam mówi, że nie jest w ciąży.  Do jasnej cholery przyczepcie się do kogoś innego

- Dobra. Kamery na Louisa. Czy chcecie powiedzieć coś fanom
- Nie.- odpowiedziałem
- Dobra tylko tego się ukryć nie da.- stwierdził jeden z dziennikarzy.
- Czyli czego? Nie mam niczego do oznajmienia.
- Ciąży.
- Czyją? Mam ochotę spędzić czas z rodziną dajcie nam spokój.- powiedziałem rozdrażniony.
- Antosiu jak poszedł ci występ?- oni mnie po prostu ignorują
- Nie mogę lozmawiać z obczymi.- jakiego ja mam mądrego synka.
- Ale są rodzice więc
- I tak nie mogę.
- Czemu mały?
- Bo pana nie lubię
- O szkoda smyku- odezwała się inna dziennikarka chyba koleżanka tego.
- Pani też nie lubię
- Ale mnie nie znasz jeszcze kochanie
- I nie będę z panią rozmawiać. Tatusoiu chodźmy na te lody ploszę
- ZEJDŹCIE MI Z OCZU JUŻ!- 
wrzasnąłem

Dziennikarze
 od razu odeszli. Moja rodzinka spojrzała na mnie zaskoczona.
- No co znowu? - 
zapytałem
- Nic, ależ ty dzisiaj poddenerwowany
-Cholera. Idźcie na lody na ciastka i do kina ale ja muszę iść- powiedziałem smutny.
- Gdzie musisz iść?- zapytała mnie Ronni
- Mam próbę.- odpowiedziałem.
- A to leć.- pocałowała mnie  na pożegnanie
- Dzięki.
Mieliśmy pierwszą próbę od dawna. Chcieliśmy znowu zagrać. 
Brakowało mi tego, tylko jak ja to wszystko pogodzę. 

Na pewno dam radę. Są starsze dzieci to pomogą. 
Nie miałem zamiaru jeszcze nic mówić chłopakom. Zrobimy to razem z Ronni. 
Wszedłem na salę witając się z przyjaciółmi
- Ale masz minę. Coś się stało?
- Co? Jaką minę?
- No jakby nie wiem co się stało. Ben znowu daje wam w kość.- wyjaśnił Harry.
- Nie.- odpowiedziałem, Ben wyjątkowo nie uprzykrzał nam 
- To gadaj co się stało.
- Nie mogę. Mieliśmy ćwiczyć.- powiedziałem.
- To ćwiczymy
I tym się zajęliśmy. Przez dwie godziny mieliśmy próby kiedy na salę wpadła moja rodzina a Tony przyczepił się do Harry'ego i coś mu szeptał do ucha.
- Rodzeństwo. Tony, ty dobrze się czujesz, czy może Ben cię wkręca?- zapytał go Harry
- Dobzie. No móje ci ujku zie będę miał blaciszka.
- Ta jasne? Zamieracie adoptować jeszcze jakiegoś malucha?
- Nie - pokręciłem głową.
- To co on gada?- zapytał zdezorientowany Harry.
- No ujku bo tatuś kocha bardzo mocno mamusię i długo się caluja i są maszenstwem i dlatego zlobili dzidzie.
- Naprawdę? Louis no moje gratulacje, znowu.- zaśmiał się.
- Skąd wiedziałeś  Słuchaj ją cię zabije. Wiesz ile ja mu tłumaczyłem jak się dzieci robi?!
- Pewnie dosyć długo.- ja go kiedyś zabiję, że przez te 20 lat tego nie zrobiłem.
-Ale i tak nic nie zlozumialem- Antos posmutnial- ciesz mi ujku wytłumaczyć ?
- Harry nawet się nie waż
- Czekaj czekaj. No więc ...
- Hazza zamknij się, on jest za młody na takie rzeczy.- odezwał się Liam.
- No przecież mu nie będę tłumaczył jak się wkłada! Ups...
- Co się wkłada?- zapytał zaciekawiony pięciolatek.
- Tatuś ci wytłumaczy on jest mądry wspaniały i się na tym zna.
- Ty głupi idioto ja się z tobą policzę
- No nic nie zrobiłem...nie denerwuj się bo ci żyłka pęknie.
- Harry ty mnie przestań irytować.- warknąłem, dosyć kiepski miałem dzień.
-No mówię że nic nie robię, a i wisisz mi parę gumek bo twój syn ode mnie pożyczał więc...
- Który?- zapytałem przerażony.
- No Ben kretynie.
- On i ode mnie podbiera.- stwierdziłem ręką przeczesując włosy
- No i dlatego będziesz mieć następnego bachorka. A i on ci pewnie wmawia że nie spał z Amy.
- Poczekaj to Ben sypia z moją córką?- zapytał Zayn
- Yyy- ja się zaciąłem.
- Nie sypiają ze sobą.- zaczął Harry
- Tak? 
- Przed chwilą mówiłeś co innego.- wtrąciłem
- Wkopujesz własnego syna.- powiedział do mnie Harry.
- Jakoś mi go nie szkoda. Sam mnie oszukał- szepnąłem do Harry'ego.
- Straszny z ciebie ojciec.- powiedział.
- A ty jesteś gorszy. Ciekaw jestem jak swojemu dziecku tłumaczyłeś na czym polega seks.
- Któremu?
- No a ile masz dzieci matole?- Zapytałem.
- Jedno, ale to Julie jej wytłumaczyła. 
Wiesz że Zayn się wkurzy?- 
szepnął do mnie Styles
- Wiem, sam byś się wściekł na jego miejscu. Jakby Alice zaczęła sypiać z Andre.
- No. Ale nie sypia- uspokoił mnie Liam.
- Wiem.- przecież moja córcia by mnie nie okłamała.
- Benjamin Tomilnson! Do mnie!
- CO ja znowu takiego zrobiłem.- jęknął chłopak.
- Czy ty się przespałeś z moja córką ?!
- Nie wujku.- kłamał jak z nut.
- Harry mówi co innego po co kłamiesz?!
- Żeby ratować własny tyłek.- jęknął 
- Tak to wspaniały pomysł zaprzeczać faktom synu- odezwałem się.
- Cholernie pomocny jesteś tato.- stwierdził
- Okłamałeś mnie. No i wujka, a Harry wam na to pozwalał bez naszej wiedzy!
- Przecież się zabezpieczamy.- ten małolat niczym się nie przejmuje.
- Ale cholera sypiacie ze sobą. Louis weź mi kurwa powiedz jak ty go wychowujesz?- warknął Zayn. Mulat był nieźle wkurwiony.
- Normalnie, tak jak resztę, ale mi nie wychodzi.- odpowiedziałem
- Z nim? Zauważyłem.
- To przegrana sprawa.- dodałem.
- Tak. Ciebie to w szpitalu podmienili- Zayn zwrócił się do Bena-O Alan z tobą pogada- to był strzał w czułe miejsce mojego syna.
- Wujku ja przepraszam.- teraz przeprasza.
- Nie. Zayn zadzwoń po Alana-poparłem przyjaciela
- Tato.- jęknął nastolatek.
- Co tato?! Przecież jesteś już tak dojrzały że chyba nie boisz się Alana?!
- On mi walnie wykład gorszy niż wy wszyscy razem wzięci, albo coś jeszcze gorszego.- podobała mi się ta perspektywa.
- No i bardzo dobrze. Nie będę się z tobą męczył gowniarzu- odparłem.
- Tato no proszę, proszę
- O cześć wujek!- na salę wszedł Alan witając się z Niallem
- Cześć Alan.- odparł blondynek.
- Oo Cześć ciociu, cześć Tony. Siemka Philip. Jak tam Alice oo Ben młody- poklepał chłopaka po plecach
- Cześć stary.- odpowiedział niepewnie Ben
- Co takie miny macie. Ojciec?
- No wiesz, Ben i ...
- I co?- spojrzał na mnie.
- Nic, stary,- wtrącił Ben.
- No jak nic to czemu mój ojciec ma napięte mięśnie i jest wkurzony, a ty nie lepiej wujku.
- Bo oni zawsze są spięci. Słyszałeś wieści będę miał młodsze rodzeństwo
- Gratulacje.- odezwał się chłopak.
- Alan musimy pogadać- 
powiedziałem
- Jasne wujku.
Wziąłem na bok i przedstawiłem sytuację
- I mam go nieco opieprzyć? Przecież Amy jest praktycznie dorosła niech robią co chcą.- powiedział
- Ale możesz trochę go postraszyć i tak nieźle daje nam w kość a jak się ciebie poboi to się uspokoi.- poprosiłem.
- Okej.- zgodził się.
- Dzięki ci. A i mam nadzieję że to że Ronni jest w ciąży zostanie tylko między tymi co tu są i jest i resztą naszych bliskich.
- Dobrze wujku
- To idź z nim pogadaj ja ogarnę...Antka- wskazałem na scenę na której biegał, tańczył i śpiewał naszą piosenkę.
- Wspaniały mały, wujku będzie jeszcze wspaniałym piosenkarzem
- Zapewne. Antos! Chodź do taty!
- Juz tato.- powiedział i wpadł mi w ramiona.

Przytuliłem
 go i pocałowałem w czółko  Zebraliśmy się i wróciliśmy do domu. Ben był blady. 
Chciało mi się śmiać, ale nauczy się może w końcu.

- Nigdy więcej nie gadam z tym mięśniakiem.
- Nieźle ci nagadał.- stwierdziłem zadowolony.
- Boże jedyny. Nogi z dupy nu powyrywa jak ją skrzywdzę albo zrobię bachora.
- Najpierw ja się z tobą policzę.- pogroziłem młodemu.
- Ale że już na zapas?
- No na zapas, żebyś od razu wiedział co cię czeka.
- To co ty chcesz mi zrobić?- byliśmy w jego pokoju
- Ja nic, może nieco pogadać.- odpowiedziałem.
- O Boże.- jęknął.-  To weź mi przypieprz tylko nie pierdol bo tego nie wytrzymam.
- To ja sobie pogadam.- lubiłem się nad nim znęcać.
- Weź wyjdź . Mama cię chyba wola wiesz?
- Nie woła. Ben ja po prostu nie chcę, żebyś narobił głupot.
- Yhy .. bo ty się akurat martwisz.- zakpił.
- Martwię się, jesteś moim synem.
- No tak oczywiście.
- Ben zacznij brać na poważnie to co się do ciebie mówi.  Co zrobisz jak zrobisz jej dziecko.- 
- Nie zrobię jej dziecka ...
- Tak, każdemu zdarzają się wpadki. Patrz na mnie i mamę

Akurat w ogóle to jesteście ewenementy.- mrukną pod nosem.

- Tak wiemy. Ben nie skrzywdź jej.
- Nie skrzywdzę, a dziecko można usunąć albo oddać - wzruszył ramionami.
- Ben do jasnej cholery zacznij brać życie na poważnie. Jakbyś się poczuł gdybyś się dowiedział, ze hipotetycznie chcieliśmy cię oddać, albo mama myślała nad usunięciem ciąży - on mnie dobijał swoim podejściem.
- Zastanawiał bym się czemu. Tego nie zrobilibyście bo zawsze macie jakiś problem więc.
- Odpowiedź jest prosta, bo jesteś naszym dzieckiem i ciebie kochamy.
- No a ja nie wiem czy bym kochał to coś.
- To coś? Benjamin to byłoby twoje dziecko
- Ej. Idź sobie.
- Tak, najlepiej powiedzieć. Później nie przychodź z problemem do mnie.
-Nie będę miał dziecka z Amy bo z nią już nie jestem! Odwal się ode mnie już.
- Co?- zdziwiło mnie to.
- Co co?
- Jak to już nie jesteś?- zapytałem.
- No nie jestem i już.
- Dobra, nie jesteś przecież mówiłeś, że ją kochasz jeszcze dzisiaj rano
- No bo ją kocham.
- To czemu, z nią nie jesteś?
- Bo ją zdradziłem i zostaliśmy przyjaciółmi.
- Zdradziłeś ją, miałeś jej nie skrzywdzić.- podniosłem głos.
- Mówiłem daj spokój. Nie wiedziałbyś i byłoby dobrze
- Ben pogadajmy jak ludzie.- powiedziałem spokojnie.
- Słucham..
- Może ona ci wybaczy. Przecież się kochacie.
- Idź stąd noo.- powiedział.
- No dobra.- poddałem się.
- Jezu wreszcie!- ucieszył się.
- Nie myśl że ci odpuszczę, wiesz jak się postarasz to ona może ci wybaczyć, zależy od  tego jak bardzo ją kochasz. Zastanów się Ben, nie jesteś głupi
- Kto to mówi ...
Dalej nie słyszałem bo byłem już na korytarzu. Poszedłem szukać mojej żony. Znalazłem ją w łazience.
- Niedobrze mi.- oznajmiła.
- Moje ty biedactwo.


No i jest kolejny, znowu taki długi, no normalnie  ale wy macie dobrze. Jak się wam podoba ten mały zwrot akcji. No mam nadzieję, że tak. Mile widziane komentarze i do następnego.

4 komentarze:

  1. Ronni w ciąży? Szok, ale pozytywny. Cieszę się. Mam nadzieję że Benowi się jakoś ułoży. No proszę niech mu się ułoży. Louis znowu zostanie ojcem! Oo Yeah. Rozdział zajebisty i taki mega długi. Czekam na następny, pozdrawiam Asiek :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha dzięki, że znó mogłam pomóc i nie zmieniłaś pomysłu. Świetnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj,
    jeśli interesuje Cię pisanie "na poważnie", chcesz doskonalić swój warsztat, być może wydać swoją pierwszą książkę zap­raszam ser­decznie do dołącze­nia do Klu­bu Młodych Pi­sarzy lub Klu­bu Kreatyw­ne­go Pi­sa­nia. Więcej in­for­mac­ji tu­taj: http://www.literaryartinstitute.com/

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. hehe fajnie ze kolejny dzidzius bedzie :D rozdział zajebiscie dlugi i zajebiscie fajny :D czekam na nn :D - patrysia

    OdpowiedzUsuń

Clary G internetowy spis