Louis
Pomagałem mojemu zięciowi przyszykować pokój dla mojego wnuczka. Będę miał wnuka.
-Sami sobie nie poradzimy- westchnąłem kiedy po raz kolejny skręciliśmy nie to co trzeba.
- Zadzwonić po resztę?- zapytał
- Taa. Kurde dom muszę wybudować.
- Tato, ale sam nie masz zamiaru go budować?
Spojrzałem na niego jak na idiotę. Na prawdę faceci w tej rodzinie to kompletni idioci.
- Niee. Ja i Ben to idealny team. Wystarczy.
- Dobra, jakby co zawsze możesz na mnie liczyć.- on chyba na prawdę myślał, że sam będę go budował.
- O przestań. Zamówię ekipę. Trochę kasy chyba mama.
- Nie wiem, przecież nie pilnuję twojego stanu konta.
- Jeden porządny.
- No nieźle chodź raz na mnie nie narzekasz.
- No widzisz... jak się postarasz to może plusa zarobisz.
- Dobra ja dzwonie po resztę, bo zanim my to złożymy to mi się dziecko urodzi.- powiedział podnosząc się z ziemi
- Ha ha ha. A stary słyszałeś? Mam bliźniaki!- moja Ronni nadal mi nie powiedziała, ale to tylko mały szczegół
- Bliźniaki?- zdziwił się
- No nie trojaczki.
- Zabawy będzie z nimi.- stwierdził
- Taa chyba przejebane.
- Z jednymi sobie poradziłeś i z drugimi dasz radę.- optymista
- Nie poradziłem sobie. Ben ... to jest Ben. On mi nawet prezerwatywy kradnie
- Ja swoje wiem. Udało ci się wychować Philipa to i Bena też.
- Philip jest normalny. Nie porównuj go do tego diabła.
- Problem jest w tym, że od razu zakładasz, że Ben jest ten gorszy.
- Bo jest. Gorszego nie będzie. Młody nie przeginasz?
- Chcę pomóc. Nie porównuj ich i tyle.
- Dobra. Nie ważne. No i jak to skręcasz?
- Według instrukcji.- odpowiedział
- No chyba nie. Straciłeś fragment półki z łóżeczkiem.
- Mój błąd.
-Twój twój. Naprawiaj ja idę się napić.
- Przydało by się naprawdę czegoś napić.
- No a o czym ja mówię?- westchnąłem ciężko
Boże faceci w tej rodzinie to jacyś idioci. Może to jest zaraźliwe. Mam nadzieję że nie. Poszedłem do kuchni po coś mocniejszego. W lodówce znalazłem piwo. Na trzeźwo tego nie ogarnę.Nie ja tego za nic nie ogarnę Kurwa na stare lata ojcem. Bliźniaków na dodatek. Może mi się poszczęści i będę miał dwie córki. Tak na pewno, marzenia ściętej głowy.
- Jesteśmy !- usłyszałem dzieci moich przyjaciół i swoich synów
- To dobrze, bo ktoś musi pomóc przy składaniu mebli.
- Pomóc? To znaczy zróbcie za mnie- odezwał się Philip
- Nie. Macie pomóc. Przyda ci się jak sam dorobisz się dziecka.- Oby nie jak najszybciej.
- Nie doczekasz się- prychnął.
- Nie.
Philip od razu podszedł do lodówki i wyją kilka piw. Ben nawet nie zwracając na mnie uwagi wziął jedno.
- Pełnoletni jesteś?- zapytałem zabierając mu butelkę.
- No prawie.
- Prawie robi większą różnicę. Weź sobie soczek.
Ronni
Głupio się czułam oszukując Louis, ale jak mu powiem, że to bliźniaki to się biedny załamie. Siedziałam u siebie w gabinecie i kreśliłam plany dobudówki. Jak dobrze, że jednak Louis namówił mnie na tę architekturę. Jęknęłam odchylając się do tyłu. Moje biedne plecy. W końcu udało mi się je skończyć. Schowałam je do teczki. Teraz to naprawdę trzeba będzie pogadać z Louisem. Zeszłam na dół do salonu gdzie leżała Morgan.
- Zamawiam chińszczyznę, chcesz coś?
- Tak, to co zwykle. Amy i Alice są na górze ich zapytaj.
Z kwaśną miną poczłapałam na górę. Zapukałam do pokoju mojej córki.
- Zamawiam chińszczyznę, chcecie coś?
- To co zwykle mamo razy dwa.- odpowiedziała mi córka.
Alice
Leżałyśmy z Amy na łóżku. Przyjaciółka chodziła ostatnio strasznie przygnębiona.
- Dziwnie tak uczyć się bez ciebie.- stwierdziła.- Muszę znosić Bena.
- No właśnie. Co z tobą i Benem?
- Co ma być Alice? Zdradził mnie.
- Ale nadal ci na nim zależy.
- Zależy, ale jestem wściekła na niego. Ben jest Benem i nigdy się nie zmieni.
- Tak. Może mu kiedyś wybaczysz. Trzymam kciuki, idę po naszego kurczaka.
Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie na kanapie siedziała jakaś blondynka. Morgan nie byłą zadowolona z jej obecności.
- Dzień dobry.- powiedziałam stając w progu.
We trzy spojrzały na mnie. Morgan miała łzy w oczach tak samo zresztą mama.
- Coś się stało?
- Alice poznaj Kristin.
- Miło mi. Dobra powie mi któraś z was o co chodzi.
- To moje siostra.
- Słucham? Które z rodziców zrobiło skok w bok?
- Żadne.- odpowiedziała mi Morgan.- Louis nie jest moim tatą.
- Poczekajcie, bo słabo rozumiem. Mój tata, nie jest twoim tatą. Czemu nikt nie raczył mnie o tym poinformować? Najlepiej nic nie mówić.
Wściekła wróciłam do siebie do pokoju. Amy spojrzała na mnie zdziwiona.
- Ej mała co jest?
- Morgan nie jest córką mojego taty, nikt mi nigdy tego nie powiedział.
- To jej sprawa. Nie wściekaj się.
- To moje siostra, chyba.
Ktoś zapukał do drzwi, które po chwili się otworzyły. Stała w nich Morgan.
- Co chcesz?- zapytałam.
- Pogadać.
- Zostawię was samych.
Amy wymknęła się z pokoju. Morgan usiadła na łóżku. Czekałam aż zacznie mówić.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Bo uznałam, że to nie ważne. Alice, dla mnie tatą zawsze będzie Louis. Tamten mężczyzna, on jest nie ważny.
- A Kristin?
- Nie mogę jej karać za coś czego nigdy nie zrobiła. Chciała mnie poznać,a mnie po prostu ciekawiło. Alice zawsze będziesz moją małą siostrzyczką.
- Dogadaliście się z tatą.
- Jesteś mała. Nie gniewaj się, tylko Phil wiedział.
- No i to jest niesprawiedliwe. On wiedział a ja nie. To mi uwłacza jako siostrze.
- Następnym razem ci powiem pierwszej. Przytul się do grubej siostry.
Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam.
- Ałł.- jęknęła gwałtownie się ode mnie odsuwając.
- Co jest?
- Chyba się zaczęło.
- Idę po mamę.
Z prędkością światła zbiegłam po schodach.
- Mamo Morgan rodzi.- oznajmiłam.
- Co? O jejciu. Dobra trzeba jechać do szpitala. Ja nie poprowadzę bo mi brzuch przeszkadza. Kristin masz może prawo jazdy?
- Mam.
- Uff.- mama odetchnęła z ulgą.
Louis
Byłem już po którymś piwie kiedy zadzwoniło mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz.
- Ronni co się stało?
- Morgan rodzi.
- Co? Jak to? Już zbieram resztę i jedziemy.
No i następny za nami. Mam nadzieję, że się podobał. Mile widziane komentarze i do następnego.