Louis
Wracam do domu, jest mi jakoś lżej, lepiej. Nie przejmuję się tym, że każda rzecz stojąca w moim domu jest kupiona prze Eleanor. Zapomniałem, zostawiłem przeszłość za sobą. Liczy się tylko dzisiaj i jak pomóc tej biednej dziewczynie. Wymazać ten ból z pięknych zielonych oczu. Jak sprawić by uśmiech zawitał na delikatnych wargach. Rzucam klucze na szafkę i idę prosto do naszej, nie poprawka mojej sypialni. W kartony pakuję jej rzeczy. Jeden, drugi karton. Znoszę wszystko na dół. W drzwiach stoi Harry.
- Lou co ty robisz?- zapytał. W jego głosie słychać zaniepokojenie.
- Znoszę kartony.- odpowiadam.
- Po co? Louis ty znowu nie myślisz o wyjeździe.- miałem chwilę słabości i chciałem wyjechać z Londynu tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie, tam gdzie nikt mnie nie zna i nie będzie krzyczał na mój widok. Teraz wiem, że to głupie. Jest tutaj ktoś kto mnie potrzebuje, komu chcę pomóc.
- Nie, pakuję rzeczy Eleanor.- Loczek skrzywił się na dźwięk jej imienia.- Nie chcę ich w moim domu.
- Pomóc ci?
- Jeśli masz ochotę.
Harry spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, w których było pełno iskierek radości. Rzucił swoją marynarkę na kanapę i poszedł ze mną na górę. Wrzucaliśmy do kartonów wszystkie jej rzeczy. Znosiliśmy na dół. Kiedy wszystkie kartony były zniesione na dół zamknąłem je w komórce. Będą czekały, aż ich właścicielka wróci do Londynu.
Siedzieliśmy na łóżku. Rozglądałem się po pokoju. Był ewidentnie nie w moim guście.
- Muszę zrobić tu remont.
- Myślałem, że ci się podoba.
- Harry, jak się mieszka z dziewczyną i ona urządza ci twój dom to wszystko ci się musi podobać bo inaczej czeka cię spanie na kanapie.- powiedziałem do przyjaciela. Harry był dla mnie jak młodszy brat, z którym zawsze mogłem się powygłupiać, powiedzieć mu wszystko. Tylko czemu nie powiedziałem mu o Roni.- Idziemy na zakupy. Muszę tu coś zmienić bo dostanę świra.
Hazza zaśmiał się, ale wstał z łóżka. Z kanapy na dole zabrał marynarkę i pojechaliśmy do sklepów. Wybrałem meble do domu i zamówiłem ekipę remontową. Harrego odwiozłem do domu i sam pojechałem do siebie. Z lodówki wziąłem kilka marchewek i udałem się do salonu. Ze stolika wziąłem laptopa. W google wpisałem "Weronika Rosati" Wyskoczyło mi od cholery wyników. Wybrałem pierwszy lepszy i zacząłem czytać." Weronika Rosati, córka Marka Rosati jednego z głównych sponsorów X- factora i Katherin Rosati sławnej projektantki mody odziedziczyła talent po matce. Już drugi raz wygrała konkurs plastyczny. Pewnie niedługo zobaczymy ją w jednej z prestiżowych szkół artystycznych w Londynie."
Wiem, że Roni umie rysować, przeglądałem dalej." Tragiczna śmierć Rosatich. 20 maja 2010 roku w wypadku samochodowym zginęli Mark i Katherina Rosati. W ich samochód wjechał pijany kierowca tira. Oboje zginęli na miejscu osieracając przy tym 18- letnią córkę Weronikę." Znalazłem mnóstwo takich artykułów. Biedna Roni, znowu będzie musiała przeżywać ten koszmar. Na nowo sobie przypominać. Udałem się do swojego pokoju, postanowiłem, że wcześniej pójdę spać. Rano mieli przyjść robotnicy. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka.
Z mojego snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem otworzyć.
- Panie Tomilnson, my w sprawie remont.- powiedział jeden z niech. Pewnie mieli niezły ubaw bo otworzyłem im tylko w samych bokserka w marchewki.
- Proszę wejść do środka. Za chwilę się panami zajmę tylko się ubiorę.
W jeszcze szybszym tempie pognałem na górę niż z niej zbiegłem. Szybki prysznic. Ubrałem się w czerwone rurki i białą koszulkę w granatowe paski. Wilgotne włosy przeczesałem tylko ręką zostawiając je w artystycznym nieładzie. Dobrze, że nie jestem jak Zayn, czy Harry i nie muszę układać swoich włosów, ba panowie na dole czekali by do obiadu. Zszedłem na dół.
- Całe mieszkanie jest do remontu. Projekty zostawiłem szefowi. Wicie co macie robić ja jestem pod telefonem.
- A zgoda na zakłócanie ciszy nocnej?- Mieli oni pracować dzień i noc, na zmiany bo Roni wypisują za cztery dni i chcę, aby mieszkanie było już gotowe.
- Proszę.- wręczyłem im świstek papieru. Jak się jest sławnym wszystko można zdobyć. - To ja wracam za cztery dni.
Zabrałem już przyszykowaną torbę i zabrałem się. Przez te cztery dni miałem pomieszkać u Harrego, który i tak wolne wykorzystał po to aby pojechać do rodziny. Torbę rzuciłem na siedzenie pasażera mojego auta. Pojechałem do centrum. Zatrzymałem się przy małym sklepie z rzeczami plastycznymi. Kupiłem dla Roni ołówki i szkicownik. Następnym razem ją zabiorę do tego sklepu, żeby mogła wybrać sobie co jej potrzebne. Zajechałem jeszcze do galerii. Kupiłem jej ubrania. Sprzedawczyni w sklepie dziwnie się na mnie patrzyła. Nie wiedziałem jaki ma rozmiar. Ale w końcu udało mi się coś kupić. Pojechałem do szpitala. Wszedłem do jej sali.
- Mam coś dla ciebie.- powiedziałem na wstępie.- Dowiedziałem się, że rysujesz więc kupiłem ci ołówki i szkicownik.- podałem jej pudełko z ołówkami i niebieski zeszyt z czystymi kartkami.
- Dziękuję.- powiedziała uśmiechając się do mnie. Ten uśmiech nie obejmował jej zielonych oczu, był to tylko grymas na twarzy.
- Kupiłem ci jeszcze parę ciuchów.
- Louis ja nie mogę tego przyjąć.
- Czemu?- zapytałem. Bolało mnie to, że nie chce mojej pomocy.
- Louis ty na prawdę tego nie rozumiesz. Nie znasz mnie, po co chcesz pakować się w jakiś durny układ z narkomanką i to do tego w ciąży nie wiadomo z kim.
- Czy to takie złe, że chcę ci pomóc, zaopiekować się tobą. Nie chcę nic w zamian.
- Powiedz mi dlaczego?- zażądała patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
- Nie wiem. Do jasnej cholery nie wiem. Próbowałem zapomnieć o tobie, ale nie mogłem. Nie wiem co jest w tobie, ale przyciąga mnie to do ciebie. Sam siebie nie rozumie.
- Naprawdę chcesz się w to pakować?- zapytała mnie.
- Podjąłem decyzje dwa tygodnie temu na korytarzu. Chcę ci pomóc. Ja nie widzę w tym nic złego.- Z jej policzków starłem łzy.- Daj sobie pomóc.
- Louis ja nie mogę.- powiedziała spuszczając głowę. Złapałem jej twarz w dłonie i podniosłem, tak że śmiało mogłem patrzeć jej w oczy.
- Czemu nie możesz?
- Po co mam cię pakować w swoje życie. Louis, za jakiś czas znudzi ci się i co, nie chcę się przyzwyczajać.
- Roni chcę ci pomóc i nie znudzi mi się. Niczego też w zamian nie żądam, chcę być tylko twoim przyjacielem.
____________________________________________
I mamy następny. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jak byście mogli zostawić po sobie jakiś ślad, zawsze ta jakiś dowód, że ktoś to czyta. Nawet jedno słowo motywuje. Dla was to minuta czasu, a dla mnie bardzo dużo znaczy.
Wracam do domu, jest mi jakoś lżej, lepiej. Nie przejmuję się tym, że każda rzecz stojąca w moim domu jest kupiona prze Eleanor. Zapomniałem, zostawiłem przeszłość za sobą. Liczy się tylko dzisiaj i jak pomóc tej biednej dziewczynie. Wymazać ten ból z pięknych zielonych oczu. Jak sprawić by uśmiech zawitał na delikatnych wargach. Rzucam klucze na szafkę i idę prosto do naszej, nie poprawka mojej sypialni. W kartony pakuję jej rzeczy. Jeden, drugi karton. Znoszę wszystko na dół. W drzwiach stoi Harry.
- Lou co ty robisz?- zapytał. W jego głosie słychać zaniepokojenie.
- Znoszę kartony.- odpowiadam.
- Po co? Louis ty znowu nie myślisz o wyjeździe.- miałem chwilę słabości i chciałem wyjechać z Londynu tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie, tam gdzie nikt mnie nie zna i nie będzie krzyczał na mój widok. Teraz wiem, że to głupie. Jest tutaj ktoś kto mnie potrzebuje, komu chcę pomóc.
- Nie, pakuję rzeczy Eleanor.- Loczek skrzywił się na dźwięk jej imienia.- Nie chcę ich w moim domu.
- Pomóc ci?
- Jeśli masz ochotę.
Harry spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, w których było pełno iskierek radości. Rzucił swoją marynarkę na kanapę i poszedł ze mną na górę. Wrzucaliśmy do kartonów wszystkie jej rzeczy. Znosiliśmy na dół. Kiedy wszystkie kartony były zniesione na dół zamknąłem je w komórce. Będą czekały, aż ich właścicielka wróci do Londynu.
Siedzieliśmy na łóżku. Rozglądałem się po pokoju. Był ewidentnie nie w moim guście.
- Muszę zrobić tu remont.
- Myślałem, że ci się podoba.
- Harry, jak się mieszka z dziewczyną i ona urządza ci twój dom to wszystko ci się musi podobać bo inaczej czeka cię spanie na kanapie.- powiedziałem do przyjaciela. Harry był dla mnie jak młodszy brat, z którym zawsze mogłem się powygłupiać, powiedzieć mu wszystko. Tylko czemu nie powiedziałem mu o Roni.- Idziemy na zakupy. Muszę tu coś zmienić bo dostanę świra.
Hazza zaśmiał się, ale wstał z łóżka. Z kanapy na dole zabrał marynarkę i pojechaliśmy do sklepów. Wybrałem meble do domu i zamówiłem ekipę remontową. Harrego odwiozłem do domu i sam pojechałem do siebie. Z lodówki wziąłem kilka marchewek i udałem się do salonu. Ze stolika wziąłem laptopa. W google wpisałem "Weronika Rosati" Wyskoczyło mi od cholery wyników. Wybrałem pierwszy lepszy i zacząłem czytać." Weronika Rosati, córka Marka Rosati jednego z głównych sponsorów X- factora i Katherin Rosati sławnej projektantki mody odziedziczyła talent po matce. Już drugi raz wygrała konkurs plastyczny. Pewnie niedługo zobaczymy ją w jednej z prestiżowych szkół artystycznych w Londynie."
Wiem, że Roni umie rysować, przeglądałem dalej." Tragiczna śmierć Rosatich. 20 maja 2010 roku w wypadku samochodowym zginęli Mark i Katherina Rosati. W ich samochód wjechał pijany kierowca tira. Oboje zginęli na miejscu osieracając przy tym 18- letnią córkę Weronikę." Znalazłem mnóstwo takich artykułów. Biedna Roni, znowu będzie musiała przeżywać ten koszmar. Na nowo sobie przypominać. Udałem się do swojego pokoju, postanowiłem, że wcześniej pójdę spać. Rano mieli przyjść robotnicy. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka.
Z mojego snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem otworzyć.
- Panie Tomilnson, my w sprawie remont.- powiedział jeden z niech. Pewnie mieli niezły ubaw bo otworzyłem im tylko w samych bokserka w marchewki.
- Proszę wejść do środka. Za chwilę się panami zajmę tylko się ubiorę.
W jeszcze szybszym tempie pognałem na górę niż z niej zbiegłem. Szybki prysznic. Ubrałem się w czerwone rurki i białą koszulkę w granatowe paski. Wilgotne włosy przeczesałem tylko ręką zostawiając je w artystycznym nieładzie. Dobrze, że nie jestem jak Zayn, czy Harry i nie muszę układać swoich włosów, ba panowie na dole czekali by do obiadu. Zszedłem na dół.
- Całe mieszkanie jest do remontu. Projekty zostawiłem szefowi. Wicie co macie robić ja jestem pod telefonem.
- A zgoda na zakłócanie ciszy nocnej?- Mieli oni pracować dzień i noc, na zmiany bo Roni wypisują za cztery dni i chcę, aby mieszkanie było już gotowe.
- Proszę.- wręczyłem im świstek papieru. Jak się jest sławnym wszystko można zdobyć. - To ja wracam za cztery dni.
Zabrałem już przyszykowaną torbę i zabrałem się. Przez te cztery dni miałem pomieszkać u Harrego, który i tak wolne wykorzystał po to aby pojechać do rodziny. Torbę rzuciłem na siedzenie pasażera mojego auta. Pojechałem do centrum. Zatrzymałem się przy małym sklepie z rzeczami plastycznymi. Kupiłem dla Roni ołówki i szkicownik. Następnym razem ją zabiorę do tego sklepu, żeby mogła wybrać sobie co jej potrzebne. Zajechałem jeszcze do galerii. Kupiłem jej ubrania. Sprzedawczyni w sklepie dziwnie się na mnie patrzyła. Nie wiedziałem jaki ma rozmiar. Ale w końcu udało mi się coś kupić. Pojechałem do szpitala. Wszedłem do jej sali.
- Mam coś dla ciebie.- powiedziałem na wstępie.- Dowiedziałem się, że rysujesz więc kupiłem ci ołówki i szkicownik.- podałem jej pudełko z ołówkami i niebieski zeszyt z czystymi kartkami.
- Dziękuję.- powiedziała uśmiechając się do mnie. Ten uśmiech nie obejmował jej zielonych oczu, był to tylko grymas na twarzy.
- Kupiłem ci jeszcze parę ciuchów.
- Louis ja nie mogę tego przyjąć.
- Czemu?- zapytałem. Bolało mnie to, że nie chce mojej pomocy.
- Louis ty na prawdę tego nie rozumiesz. Nie znasz mnie, po co chcesz pakować się w jakiś durny układ z narkomanką i to do tego w ciąży nie wiadomo z kim.
- Czy to takie złe, że chcę ci pomóc, zaopiekować się tobą. Nie chcę nic w zamian.
- Powiedz mi dlaczego?- zażądała patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
- Nie wiem. Do jasnej cholery nie wiem. Próbowałem zapomnieć o tobie, ale nie mogłem. Nie wiem co jest w tobie, ale przyciąga mnie to do ciebie. Sam siebie nie rozumie.
- Naprawdę chcesz się w to pakować?- zapytała mnie.
- Podjąłem decyzje dwa tygodnie temu na korytarzu. Chcę ci pomóc. Ja nie widzę w tym nic złego.- Z jej policzków starłem łzy.- Daj sobie pomóc.
- Louis ja nie mogę.- powiedziała spuszczając głowę. Złapałem jej twarz w dłonie i podniosłem, tak że śmiało mogłem patrzeć jej w oczy.
- Czemu nie możesz?
- Po co mam cię pakować w swoje życie. Louis, za jakiś czas znudzi ci się i co, nie chcę się przyzwyczajać.
- Roni chcę ci pomóc i nie znudzi mi się. Niczego też w zamian nie żądam, chcę być tylko twoim przyjacielem.
____________________________________________
I mamy następny. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jak byście mogli zostawić po sobie jakiś ślad, zawsze ta jakiś dowód, że ktoś to czyta. Nawet jedno słowo motywuje. Dla was to minuta czasu, a dla mnie bardzo dużo znaczy.
podoba mi się! czekam na następny
OdpowiedzUsuńŚwietny ;)
OdpowiedzUsuńSuper, czekam na nn i od teraz czytam regularnie. Zapraszam do mnie http://believeloveatfirstsight.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńsuper :D - patrysia
OdpowiedzUsuńNormalnie Louis mnie zadziwia:)
OdpowiedzUsuń