Ronni
Już dzisiaj będę mogła wyjść ze szpitala. Nie wiem czemu, ale nieco obawiam się tego dnia. Louis przychodzi do mnie codziennie, z masą katalogów z ciuchami. Jak to on stwierdził:
- Przecież musisz w czymś chodzić, a lekarz powiedział, że musisz dużo odpoczywać w najbliższym czasie. Więc wielkie zakupy odpadają.
- Dobra, ale po co mi aż tyle rzeczy.- zaprotestowałam- Nie mam zamiaru nic już wybierać. Wydasz na mnie fortunę.
- To są moje pieniądze i będę robił z nimi co chcę. Podoba ci się ta bluzka?- zapytał z powrotem jakby nie było tematu.
- Grrry... Jesteś nie możliwie uparty.- popatrzył na mnie swoimi oczami wymuszając odpowiedź. Zawsze tak robił, jak czegoś ode mnie chciał.- Po pierwsze nie noszę różowego, a szczególnie takiego koloru. Po drugie to ma falbanki. Ble
- To dobrze bo mi się nie podoba.- wzięłam poduszkę leżącą obok mnie i po prostu przywaliłam mu nią.- Ej.
- Po co mnie pytałeś jak ci się nie podoba.
- Może tobie by się spodobała.
- Ręce mi opadają. Lou, ja ci wszystko oddam, przecież ja mam pieniądze.
- To dobrze, że masz. Spróbuj tylko oddać mi choć jednego funta, a cię po prostu...
- Co mi zrobisz?- zapytałam
- Jeszcze nie wiem, ale miej pewność, że to będzie coś naprawdę strasznego.
I na tym polegała cała nasza dyskusja. On nie uznaje kompromisów. Jest uparty, szalony i czasem tak cholernie mnie drażni, ale polubiłam go.
- Gotowa?- moje rozmyślania przerwało wtargnięcie Louisa.
- Tak.- odpowiedziałam. Byłam już gotowa. Rude włosy spięłam w koka, ubrałam się w porwane jeansy i białą koszulkę z flagą USA.<klik>
- Mam twój wypis i receptę.- powiedział. Wziął moją torbę i chciał wyjść, a ja dalej stałam jak kołek.- Ronni co jest?
- Boję się.- powiedziałam ledwie słyszalnym szeptem. Louis podszedł do mnie i bez słowa przytulił.
- Czego?- zapytał mnie
- Tego, że znowu upadnę, że nie dam radę sobie z tym wszystkim poradzić, że historia zatoczy koło.
- Nie ma nic złego w tym, że się boisz. Pamiętaj ja jestem tuż obok ciebie gotowy złapać cię w razie upadku. Przyjaciele są po to, żeby pomagać. Dostajesz nową szansę. Szansę na nowe życie bez tych dwóch lat.- lekki uśmiech wpłyną na moje wargi.- Powiedz kiedy będziesz gotowa. Ten pierwszy krok musisz zrobić sama, przy każdym następny ja będę przy tobie.
- Jestem gotowa.- powiedziałam po chwili patrząc w jego oczy - Chcę nowego życia.
Luis wyciągną do mnie rękę i razem wyszliśmy z sali. Szłam korytarzem myśląc tylko o swojej przyszłości. O tym co mogę zrobić. Wyszliśmy na zewnątrz, zimne powietrze owiało moją twarz. Szatyn prowadził mnie w stronę samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera, w ciszy jechaliśmy nieznanymi mi ulicami. Lou zatrzymał się przed jednym z drogich domów. Wysiadłam z samochodu i wpatrywałam się w wieki dom.
- Ty tutaj mieszkasz?- zapytałam zdając sobie sprawę, że to pytanie jest mega głupie, przecież sama mieszkałam w wielkiej willi.
- Tak.- odpowiedział.
- Sam?
- Już nie.- zaśmiał się.
Weszliśmy do środka. Długi biały korytarz, wieszak na kurtki. Poszłam dalej za nim. Wielki salon z wielkimi oknami. Widok z nich na ogród z basenem. Z salonu przechodziło się od razu do kuchni. Jasne meble i nowoczesne sprzęty. Z kuchni można było wejść na piętro. Kolejny korytarz, podeszłam do barierki i miałam widok na cały salon.
- Chodź pokaże ci twoją sypialnię.- powiedział do mnie Louis, który pojawił się z nikąd, a może ciągle był obok tylko ja nie zwróciłam na niego uwagi.
- Nie jestem pewna czy dam radę wytrzymać więcej wrażeń.- Lou tylko się zaśmiał. Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągną w stronę jednych z drzwi. Otworzył prze de mną białe drzwi, a moim oczom ukazał się piękny pokój. Jasne ściany, wielkie łóżko i ciemne meble.<klik>.
- Masz dla siebie łazienkę bo ja jestem strasznym bałaganiarzem.- przesuną drzwi w kwiatki i moim oczom ukazała się piękna łazienka. Ciemne ściany i duża wanna. <klik>.
- Wow.- wydukałam.
- Podoba ci się?
- Tak.- odpowiedziałam.- Dziękuje.
- Nie ma za co. To ty się rozpakuj, a ja pójdę przygotować coś na obiad.
Louis wyszedł z pokoju, a ja usiadłam na łóżko. Ze łzami w oczach rozglądałam się po pokoju. Podeszłam do wielkiej szafy i ją otworzyłam. Była pełna ubrań. Oj ten Louis. Wyjęłam z szafy dresy i bokserkę. Poszłam do łazienki się przebrać. Rozpakowałam rzeczy z torby. Czyste wkładałam do szafy, a brudne rzucałam na kupkę. Zeszłam schodami na dół, Lou wygłupiła się w kuchni krojąc warzywa.
- Lou?- chyba go nieco przestraszyłam, bo aż podskoczył. Po chwili usłyszałam jak krzyczy.
- Ałł.- zbiegłam ze schodów i wparowałam do kuchni.
- Co jest?- zapytałam Lou nie odpowiedział tylko pokazał mi palca, z którego leciała krew. Złapałam go za rękę i wsadziłam pod zimną wodę.- Gdzie jest apteczka?
- W łazience na dole.- odpowiedział, a ja na niego spojrzałam pytająco.- Drugie drzwi w korytarzu po prawej.
Pobiegłam do łazienki i po prostu oniemiałam. <klik> Cała łazienka była w stylu orientalnym, wielka wanna, doniczka bambusem. Nie miałam czasu na podziwianie, znalazłam szafkę i z niej wyjęłam apteczkę. Wróciłam do krwawiącego Louisa.
- Pokaż ten palec.- rozkazałam. Z apteczki wyjęłam wodę utlenioną i polałam mu palec. Sykną. Ręcznikiem papierowym otarłam palec i przykleiłam mu na palec plaster w marchewki. Serio wszystkie były w marchewki. - Lou usiądź, a ja skończę ten obiad.
Chłopka posłusznie usiadł przy wysepce i uważnie przyglądał mi się co robię. Skończyłam kroić warzywa, z lodówki wyjęłam pokrojone i przyprawione mięso z kurczaka.
- Masz sos sojowy?- zapytałam.
- W szafce na górze.- odpowiedział. Byłam za niska żeby do niej sięgnąć. Lou widząc moje poczynania wstał z krzesła i sam wyją mi ten sos.
Sos wlałam na patelnię i poczekałam aż się podgrzeje. Rzuciłam kurczaka, chwilę go podsmażyłam i dorzuciłam do tego warzywa. Przykryłam pokrywką i zajęłam się ryże, który już się ugotował. Ryż nałożyłam na talerze, a na to z patelni kurczaka.
- Obiad gotowy.- oznajmiłam stawiając przed Louisem talerz.- Próbuj.
Chłopak wziął niepewnie widelec do ręki i spróbował. Na jego twarzy zagościł wielki banan.
- Pycha, jeszcze nigdy nie jadłem takiego pysznego kurczaka.- powiedział i zabrał się za jedzenie. Usiadłam obok niego i sama zaczęłam jeść.
- Zrobimy tak, od dziś ja będę gotować bo u ciebie kończy się to tragicznie.
- No niech ci będzie. Gotujesz bosko więc mogę ci pozwolić.
Po obiedzie poszłam kończyć się rozpakowywać. Zmęczona położyłam się na łóżku i sama nie wiem kiedy zasnęłam.
________________________________________________
Dzisiaj to na tyle. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Czekam na wsze komentarze.
Już dzisiaj będę mogła wyjść ze szpitala. Nie wiem czemu, ale nieco obawiam się tego dnia. Louis przychodzi do mnie codziennie, z masą katalogów z ciuchami. Jak to on stwierdził:
- Przecież musisz w czymś chodzić, a lekarz powiedział, że musisz dużo odpoczywać w najbliższym czasie. Więc wielkie zakupy odpadają.
- Dobra, ale po co mi aż tyle rzeczy.- zaprotestowałam- Nie mam zamiaru nic już wybierać. Wydasz na mnie fortunę.
- To są moje pieniądze i będę robił z nimi co chcę. Podoba ci się ta bluzka?- zapytał z powrotem jakby nie było tematu.
- Grrry... Jesteś nie możliwie uparty.- popatrzył na mnie swoimi oczami wymuszając odpowiedź. Zawsze tak robił, jak czegoś ode mnie chciał.- Po pierwsze nie noszę różowego, a szczególnie takiego koloru. Po drugie to ma falbanki. Ble
- To dobrze bo mi się nie podoba.- wzięłam poduszkę leżącą obok mnie i po prostu przywaliłam mu nią.- Ej.
- Po co mnie pytałeś jak ci się nie podoba.
- Może tobie by się spodobała.
- Ręce mi opadają. Lou, ja ci wszystko oddam, przecież ja mam pieniądze.
- To dobrze, że masz. Spróbuj tylko oddać mi choć jednego funta, a cię po prostu...
- Co mi zrobisz?- zapytałam
- Jeszcze nie wiem, ale miej pewność, że to będzie coś naprawdę strasznego.
I na tym polegała cała nasza dyskusja. On nie uznaje kompromisów. Jest uparty, szalony i czasem tak cholernie mnie drażni, ale polubiłam go.
- Gotowa?- moje rozmyślania przerwało wtargnięcie Louisa.
- Tak.- odpowiedziałam. Byłam już gotowa. Rude włosy spięłam w koka, ubrałam się w porwane jeansy i białą koszulkę z flagą USA.<klik>
- Mam twój wypis i receptę.- powiedział. Wziął moją torbę i chciał wyjść, a ja dalej stałam jak kołek.- Ronni co jest?
- Boję się.- powiedziałam ledwie słyszalnym szeptem. Louis podszedł do mnie i bez słowa przytulił.
- Czego?- zapytał mnie
- Tego, że znowu upadnę, że nie dam radę sobie z tym wszystkim poradzić, że historia zatoczy koło.
- Nie ma nic złego w tym, że się boisz. Pamiętaj ja jestem tuż obok ciebie gotowy złapać cię w razie upadku. Przyjaciele są po to, żeby pomagać. Dostajesz nową szansę. Szansę na nowe życie bez tych dwóch lat.- lekki uśmiech wpłyną na moje wargi.- Powiedz kiedy będziesz gotowa. Ten pierwszy krok musisz zrobić sama, przy każdym następny ja będę przy tobie.
- Jestem gotowa.- powiedziałam po chwili patrząc w jego oczy - Chcę nowego życia.
Luis wyciągną do mnie rękę i razem wyszliśmy z sali. Szłam korytarzem myśląc tylko o swojej przyszłości. O tym co mogę zrobić. Wyszliśmy na zewnątrz, zimne powietrze owiało moją twarz. Szatyn prowadził mnie w stronę samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera, w ciszy jechaliśmy nieznanymi mi ulicami. Lou zatrzymał się przed jednym z drogich domów. Wysiadłam z samochodu i wpatrywałam się w wieki dom.
- Ty tutaj mieszkasz?- zapytałam zdając sobie sprawę, że to pytanie jest mega głupie, przecież sama mieszkałam w wielkiej willi.
- Tak.- odpowiedział.
- Sam?
- Już nie.- zaśmiał się.
Weszliśmy do środka. Długi biały korytarz, wieszak na kurtki. Poszłam dalej za nim. Wielki salon z wielkimi oknami. Widok z nich na ogród z basenem. Z salonu przechodziło się od razu do kuchni. Jasne meble i nowoczesne sprzęty. Z kuchni można było wejść na piętro. Kolejny korytarz, podeszłam do barierki i miałam widok na cały salon.
- Chodź pokaże ci twoją sypialnię.- powiedział do mnie Louis, który pojawił się z nikąd, a może ciągle był obok tylko ja nie zwróciłam na niego uwagi.
- Nie jestem pewna czy dam radę wytrzymać więcej wrażeń.- Lou tylko się zaśmiał. Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągną w stronę jednych z drzwi. Otworzył prze de mną białe drzwi, a moim oczom ukazał się piękny pokój. Jasne ściany, wielkie łóżko i ciemne meble.<klik>.
- Masz dla siebie łazienkę bo ja jestem strasznym bałaganiarzem.- przesuną drzwi w kwiatki i moim oczom ukazała się piękna łazienka. Ciemne ściany i duża wanna. <klik>.
- Wow.- wydukałam.
- Podoba ci się?
- Tak.- odpowiedziałam.- Dziękuje.
- Nie ma za co. To ty się rozpakuj, a ja pójdę przygotować coś na obiad.
Louis wyszedł z pokoju, a ja usiadłam na łóżko. Ze łzami w oczach rozglądałam się po pokoju. Podeszłam do wielkiej szafy i ją otworzyłam. Była pełna ubrań. Oj ten Louis. Wyjęłam z szafy dresy i bokserkę. Poszłam do łazienki się przebrać. Rozpakowałam rzeczy z torby. Czyste wkładałam do szafy, a brudne rzucałam na kupkę. Zeszłam schodami na dół, Lou wygłupiła się w kuchni krojąc warzywa.
- Lou?- chyba go nieco przestraszyłam, bo aż podskoczył. Po chwili usłyszałam jak krzyczy.
- Ałł.- zbiegłam ze schodów i wparowałam do kuchni.
- Co jest?- zapytałam Lou nie odpowiedział tylko pokazał mi palca, z którego leciała krew. Złapałam go za rękę i wsadziłam pod zimną wodę.- Gdzie jest apteczka?
- W łazience na dole.- odpowiedział, a ja na niego spojrzałam pytająco.- Drugie drzwi w korytarzu po prawej.
Pobiegłam do łazienki i po prostu oniemiałam. <klik> Cała łazienka była w stylu orientalnym, wielka wanna, doniczka bambusem. Nie miałam czasu na podziwianie, znalazłam szafkę i z niej wyjęłam apteczkę. Wróciłam do krwawiącego Louisa.
- Pokaż ten palec.- rozkazałam. Z apteczki wyjęłam wodę utlenioną i polałam mu palec. Sykną. Ręcznikiem papierowym otarłam palec i przykleiłam mu na palec plaster w marchewki. Serio wszystkie były w marchewki. - Lou usiądź, a ja skończę ten obiad.
Chłopka posłusznie usiadł przy wysepce i uważnie przyglądał mi się co robię. Skończyłam kroić warzywa, z lodówki wyjęłam pokrojone i przyprawione mięso z kurczaka.
- Masz sos sojowy?- zapytałam.
- W szafce na górze.- odpowiedział. Byłam za niska żeby do niej sięgnąć. Lou widząc moje poczynania wstał z krzesła i sam wyją mi ten sos.
Sos wlałam na patelnię i poczekałam aż się podgrzeje. Rzuciłam kurczaka, chwilę go podsmażyłam i dorzuciłam do tego warzywa. Przykryłam pokrywką i zajęłam się ryże, który już się ugotował. Ryż nałożyłam na talerze, a na to z patelni kurczaka.
- Obiad gotowy.- oznajmiłam stawiając przed Louisem talerz.- Próbuj.
Chłopak wziął niepewnie widelec do ręki i spróbował. Na jego twarzy zagościł wielki banan.
- Pycha, jeszcze nigdy nie jadłem takiego pysznego kurczaka.- powiedział i zabrał się za jedzenie. Usiadłam obok niego i sama zaczęłam jeść.
- Zrobimy tak, od dziś ja będę gotować bo u ciebie kończy się to tragicznie.
- No niech ci będzie. Gotujesz bosko więc mogę ci pozwolić.
Po obiedzie poszłam kończyć się rozpakowywać. Zmęczona położyłam się na łóżku i sama nie wiem kiedy zasnęłam.
________________________________________________
Dzisiaj to na tyle. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Czekam na wsze komentarze.
świetny rozdział ;) Podoba mi się ;p
OdpowiedzUsuńhttp://and-little-things-1d.blogspot.com/
muszę przyznać, że piszesz świetne opowiadania ;)
OdpowiedzUsuń~~lika~~
Super, super, super i co jeszcze chcesz. Miłość? mam nadzieję że tak. Dzięki że do mnie zajrzałaś ;)
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział.! ; )))
OdpowiedzUsuńhttp://xxstereoheartsxx.blogspot.com/
Boże i kolejna osoba która pisze ładniej niż ja ;( http://storywithjustinbieber.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) -patrysia
OdpowiedzUsuńHihi biedny Louis :D
OdpowiedzUsuń