Louis
Siedziałem w salonie, Ronni kręciła się po kuchni. Pojawiła się przede mną i podała mi kartkę papieru. Zacząłem czytać listę.
- Ronni po co nam tyle alkoholu, tobie nie wolno pić, no i mi też.
- Nie dla nas tylko dla bliźniaków.-Spojrzałem na nią zdziwiony.- Kotku wiesz co jest w tę sobotę?-zapytała siadając obok.
- Nie.
- Kiepski z ciebie ojciec. W sobotę Alice i Ben kończą osiemnaście lat.
- Co? Moje bliźniaki już takie duże- powiedziałem ze smutkiem.- Masz zamiar ich upić?
- Nie.Będą chcieli imprezę, więc na to się zgodzimy.
- Masz zamiar być na imprezie.
- Zwariowałeś my z Antkiem pojedziemy gdzieś na weekend. Lou kotku idź do sklepu.
- Ale przecież jak nas nie będzie to oni będą nie wiadomo co robić.
- Louis na twojej osiemnastce też byli rodzice?
- Nie.
- Więc oni pewnie też nie chcą naszej obecności. Chcą zaszaleć. Zapomniałeś jak to było.
- No właśnie nie i dlatego się martwię. Ben to Ben, ale Alice to moja mała córeczka. Tam będzie Andre i alkohol i jak oni... No wiesz.
- Zaufaj swoim dzieciom i nie zachowuj się ja stary dziadek.
Z cierpiącą miną pojechałem do tego sklepu.
Alice
Już dzisiaj sobota,nie wierzę, że dzisiaj kończę osiemnaście lat i że rodzice zgodzili się na imprezę. Wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć. Długi prysznic. Nabalsamowałam się i ubrałam w krótkie spodenki, koszulę z kołnierzem i sweter <klik> Gotowa zeszłam na dół. W kuchni spotkałam tatę.
- Wszystkiego najlepszego malutka- powiedział przytulając mnie i całując w czoło.- Nie wierzę, że tak wyrosłaś. Poczekamy tylko na Bena i z mamą pokażemy nasz prezent.
- To ja idę go obudzić.
Z powrotem pobiegłam na górę i wpadłam do pokoju mojego brata. Leń jeszcze spał.
- Ben wstawaj- krzyknęłam.
- Co się drzesz?
- Rodzice mają dla nas prezent.- Od razu się obudził.
Tylko w samych spodniach zbiegł na dół. Jego fryzura była zabawna, każdy włos w inną stronę.
- Jesteśmy- zameldowałam.
- To chodźcie. Masz zamiar tak wyjść na zewnątrz?- zapytał tata patrząc na Bena.
- Urodziny mam.
Śmiejąc się wyszliśmy na podwórko, za cholerę nie wiem po co. Na podjeździe stały dwa samochody.
- Oboje macie prawko i z mamą doszliśmy do wniosku, że możecie dostać po samochodzie. Wasze kluczyki.
- Ale ja miałem dostać ferrari,a nie Volkswagena- jękną Ben.
- Jak zdasz maturę to ci kupię. Mam dwie zasady. Po alkoholu się nie prowadzi i błagam nie skasujcie ich.
- Jasne tato- oboje zgodziliśmy się na te zasady.
- Idę po dokumenty- powiedziałam zadowolona.
Pobiegłam na górę po torebkę i później na przejażdżkę. Zajechałam po Amy i pojechałyśmy na zakupy.
- Potrzebujemy czegoś super, żeby poderwać facetów.
- Ja mam faceta, ale ciuchy mi się przydadzą.
Amy kupiła sobie, ciemne rurki, złotą bluzkę i buty na koturnie a ja biało- zieloną sukienkę i botki na obcasie.Zadowolone wróciłyśmy do mnie. Rodziców już nie było. Poszłyśmy szykować się na imprezę. Po kilku godzinach byłyśmy gotowe, a do domu zaczęli się schodzić goście.
- Na zdrowie młoda.
Nie żałowałam sobie alkoholu. Byłam już lekko wstawiona, zresztą jak reszta.
- Dajesz Alice śpiewaj- krzyknęłam Amy.
Ben włączył muzykę, a ja zaczęłam się wydurniać na stole.
Siedziałem w salonie, Ronni kręciła się po kuchni. Pojawiła się przede mną i podała mi kartkę papieru. Zacząłem czytać listę.
- Ronni po co nam tyle alkoholu, tobie nie wolno pić, no i mi też.
- Nie dla nas tylko dla bliźniaków.-Spojrzałem na nią zdziwiony.- Kotku wiesz co jest w tę sobotę?-zapytała siadając obok.
- Nie.
- Kiepski z ciebie ojciec. W sobotę Alice i Ben kończą osiemnaście lat.
- Co? Moje bliźniaki już takie duże- powiedziałem ze smutkiem.- Masz zamiar ich upić?
- Nie.Będą chcieli imprezę, więc na to się zgodzimy.
- Masz zamiar być na imprezie.
- Zwariowałeś my z Antkiem pojedziemy gdzieś na weekend. Lou kotku idź do sklepu.
- Ale przecież jak nas nie będzie to oni będą nie wiadomo co robić.
- Louis na twojej osiemnastce też byli rodzice?
- Nie.
- Więc oni pewnie też nie chcą naszej obecności. Chcą zaszaleć. Zapomniałeś jak to było.
- No właśnie nie i dlatego się martwię. Ben to Ben, ale Alice to moja mała córeczka. Tam będzie Andre i alkohol i jak oni... No wiesz.
- Zaufaj swoim dzieciom i nie zachowuj się ja stary dziadek.
Z cierpiącą miną pojechałem do tego sklepu.
Alice
Już dzisiaj sobota,nie wierzę, że dzisiaj kończę osiemnaście lat i że rodzice zgodzili się na imprezę. Wstałam z łóżka i poszłam się ogarnąć. Długi prysznic. Nabalsamowałam się i ubrałam w krótkie spodenki, koszulę z kołnierzem i sweter <klik> Gotowa zeszłam na dół. W kuchni spotkałam tatę.
- Wszystkiego najlepszego malutka- powiedział przytulając mnie i całując w czoło.- Nie wierzę, że tak wyrosłaś. Poczekamy tylko na Bena i z mamą pokażemy nasz prezent.
- To ja idę go obudzić.
Z powrotem pobiegłam na górę i wpadłam do pokoju mojego brata. Leń jeszcze spał.
- Ben wstawaj- krzyknęłam.
- Co się drzesz?
- Rodzice mają dla nas prezent.- Od razu się obudził.
Tylko w samych spodniach zbiegł na dół. Jego fryzura była zabawna, każdy włos w inną stronę.
- Jesteśmy- zameldowałam.
- To chodźcie. Masz zamiar tak wyjść na zewnątrz?- zapytał tata patrząc na Bena.
- Urodziny mam.
Śmiejąc się wyszliśmy na podwórko, za cholerę nie wiem po co. Na podjeździe stały dwa samochody.
- Oboje macie prawko i z mamą doszliśmy do wniosku, że możecie dostać po samochodzie. Wasze kluczyki.
- Ale ja miałem dostać ferrari,a nie Volkswagena- jękną Ben.
- Jak zdasz maturę to ci kupię. Mam dwie zasady. Po alkoholu się nie prowadzi i błagam nie skasujcie ich.
- Jasne tato- oboje zgodziliśmy się na te zasady.
- Idę po dokumenty- powiedziałam zadowolona.
Pobiegłam na górę po torebkę i później na przejażdżkę. Zajechałam po Amy i pojechałyśmy na zakupy.
- Potrzebujemy czegoś super, żeby poderwać facetów.
- Ja mam faceta, ale ciuchy mi się przydadzą.
Amy kupiła sobie, ciemne rurki, złotą bluzkę i buty na koturnie a ja biało- zieloną sukienkę i botki na obcasie.Zadowolone wróciłyśmy do mnie. Rodziców już nie było. Poszłyśmy szykować się na imprezę. Po kilku godzinach byłyśmy gotowe, a do domu zaczęli się schodzić goście.
- Na zdrowie młoda.
Nie żałowałam sobie alkoholu. Byłam już lekko wstawiona, zresztą jak reszta.
- Dajesz Alice śpiewaj- krzyknęłam Amy.
Ben włączył muzykę, a ja zaczęłam się wydurniać na stole.
Budzę się rano, czując się jak P.Diddy
(Hej, co jest dziewczyno?)
Wkładam moje okulary, Jestem za drzwiami
Zwojuję to miasto (Chodźmy)
Zanim wychodzę, myję zęby z butelką Jack'a (whiskey)
Bo kiedy wychodzę na noc, nie wracam
Mówię - pedicure na naszych palcach u stóp, palcach u stóp
Przymierzamy wszystkie nasze ciuchy, ciuchy
Chłopaki wysadzają nasze słuchawki, słuchawki (?)
Składamy dach, puszczamy nasze ulubione płyty
Zatrzymujemy się na imprezach
Próbując się troszeczkę upić.
Refren:
Nie przestawaj, spraw to popularnym
Dj, wysadź głośniki
Dzisiaj, zamierzam walczyć
dopóki zobaczymy światło słoneczne
Tik tak, na zegarze
Ale impreza się nie kończy
Nie martwię się o świat, ale mam mnóstwo piwa
nie mam pieniędzy w kieszeni ale już tu jestem
Teraz, kolesie ustawiają się w kolejce, bo słyszą że zadzieramy nosa
Ale my przepędzamy ich na krawężnik, chyba że wyglądają jak Mick Jagger
Mówię - wszyscy zaczynają crunk'ować
Chłopcy próbują dotknąć mojego grata, grata
Walnę go jeśli za bardzo się upije, upije.
Teraz, teraz - jedziemy, dopóki nas nie wyrzucą
albo policja nas nie zamknie
Policja nas zamknie
Po-po zamknie nas.
Dj, ty podbudowałeś mnie
Załamałeś mnie
Moje serce, ono łomocze
Tak, masz mnie
z rękoma w górze
Masz mnie już
Masz ten dźwięk
Tak, masz mnie.
Dj, ty podbudowałeś mnie
Załamałeś mnie
Moje serce, ono łomocze
Tak, masz mnie
z rękoma w górze
Daj ręce w górę
Trzymaj ręce w górze
Nie, impreza się nie zaczyna dopóki ja nie wchodzę.
Ze stołu ściągnął mnie Andre, on chyba był najbardziej trzeźwy z nas wszystkich.
- Chyba już dość, co mała?
- To, że jesteś starszy i wyższy nie daje ci prawa mówienia do mnie mała.
- Jasne kochanie. Chodź przewietrzymy się.
Andre wyniósł mnie na zimne powietrze, przez dużą ilość alkoholu nie czułam zimna. Staliśmy tak i zaczął padać śnieg, no tak przecież jest luty, niedługo urodziny Morgan. Podeszłam do swojego chłopaka i pocałowałam go w usta. Liczyłam na coś więcej, ale odsunął mnie od siebie.
- Alice nie, jesteś pijana. Później możesz żałować.
- To jest myśl. Kocham cię.
Przytuliłam się do niego.
No i następny mam nadzieję, że się podobał mile widziane komenatzre i do nastepnego.
Kocham, Kocham, Kocham <333
OdpowiedzUsuńBiedny Lou ;P Ale z niego zgredek się robi :D
Czekam na next :*
Pozdrawiam
Czekam na nexta . Kocham <3
OdpowiedzUsuńAch jak ja kocham to opowiadanie :) Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńŚwietny tozdział. Fajna ta impreza... oj Lou, Lou
OdpowiedzUsuńsuper :D czekam na next - patrysia
OdpowiedzUsuń