Louis
Taksówką podjechaliśmy pod szpital. Adrian był pierwszy, no tak dziecko mu się rodziło. Na korytarzy była moja żona, Alice oraz jakaś blondynka. Podszedłem do żony.
- I co?
- No rodzi, za niedługo będziesz miał wnuka- powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Czy tobie też się wydaje, że strasznie się postarzeliśmy?
- Trochę. Właśnie Louis ja muszę ci powiedzieć. No bo..
- To będą bliźniaki- przerwałem jej.- Niall niechcący się wygadał.
- Ten żarłoczny blondynek. Nie chciałam cię dobijać jeszcze bardziej.
- Damy sobie radę- pocałowałem ją w usta.- Musimy.
- Tak.
- Kotku, wiesz nasz wnuk nie ma jeszcze pokoju. Zmyję się na parę godzin i skończę.
- Dobrze, jakby co to zadzwonię.
Taksówką wróciłem do domu mojej córki. Przy głośniej muzyce i kilku piwach udało mi się wszystko złożyć. Spojrzałem zadowolony na efekt swojej pracy. <klik>Chociaż przez chwilę mogłem nie myśleć. Ledwo zdążyłem usiąść na kanapie kiedy zadzwonił mój telefon.
- A ty chcesz zobaczyć swojego wnuka?- zapytała mnie Ronni.
- Już?
- Ze dwie godziny temu, ale nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Przyjedziesz czy wysłać ci zdjęcie?
- No przecież nie przepuszczę oglądania swojego wnuka. Chyba zwariowałaś kochanie. Już jadę.
Ronni
Morgan trzymała na rękach śpiącego chłopca, zawiniętego w biały kocyk. Był to wzruszający widok. Kilka łez spłynęło po moich policzkach.
- Mamo- powiedziała Morgan, ona też miała łzy w oczach.
- Nie wierzę moja mała córeczka.
- Gdzie tata?
- Zaraz przyjedzie. Boże jaki on słodki. Jak go nazwiecie?
- Pomyśleliśmy żeby miał coś z dwóch wujków- tu spojrzała na Bena i Philipa- i będzie Edward Benjamin Thomson. Co wy na to chłopaki?
- Nigdy nie lubiłem mojego drugiego imienia, ale do niego pasuje. Edd, ładnie.
Do sali wszedł zdyszany Louis. Spojrzał na naszą córkę i na jego twarzy zagościło wzruszenie.
- Mój wnuczek- powiedział.
- Edward Benjamin Thomson.
- Oby nie dał się wam we znaki- zaśmiał się.- Klucze od domu. Pokoik zrobiony.
- Tato.
- No co malutka? Mogę go potrzymać?- zapytał
Louis
Razem z Ronni, Kristin i bliźniakami pojechaliśmy do domu. Moja żona położyła głowę na ramieniu.
- Ale chce mi się spać- powiedziała.
- Jest piąta rano. Ronni a Antek gdzie?
- Z Amy. Nie zmieściliśmy się wszyscy do auta. Właśnie dzięki Kristin.
- Nie ma za co proszę pani.
- Jaka pani. Ronni, wiesz w jakimś stopniu jesteśmy rodziną.
Dojechaliśmy na miejsce. Widać, że Ala i Kristin się dogadały.
- Nie zaciągniecie mnie jutro do szkoły, to znaczy dzisiaj- powiedziała Alice.
- Nie mów, że odpuszczasz sobie szkołę- zakpił Ben.
- Zamknij się.
Oni oboje, każde różne jednak tak bardzo podobne.Śmiejąc się poszli na górę. Ben był jaki był, ale chyba nie wymienił bym go na innego syna. Spojrzałam na Ronni, rozmawiała z Kristin. Moja rodzina.
- Co się ta uśmiechasz tato?- zapytał Philip.
- Cieszę się, że was mam. Skąd się tu wziąłeś?
- O ile wiem to twoja robota.
- Philip nie o to mi chodziło. Nie miałaś wracać do siebie.
- Klucze od mieszkania zostawiłem u Adriana. Przenocuję u was.
- Jasne czemu nie- zgodziłem się
Postanowiłem wrócić wcześniej z wytwórni i zrobić niespodziankę dla Ronni. W domu panowała kompletna cisza. Położyłem zakupy na blacie w kuchni i poszedłem się przebrać z tego nudnego graniaka. Idąc na górę usłyszałem jak ktoś gra na fortepianie.
Napisałam kolejny, trochę długo mi to zajęło. Mile widziane komentare i do następnego.
Taksówką podjechaliśmy pod szpital. Adrian był pierwszy, no tak dziecko mu się rodziło. Na korytarzy była moja żona, Alice oraz jakaś blondynka. Podszedłem do żony.
- I co?
- No rodzi, za niedługo będziesz miał wnuka- powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Czy tobie też się wydaje, że strasznie się postarzeliśmy?
- Trochę. Właśnie Louis ja muszę ci powiedzieć. No bo..
- To będą bliźniaki- przerwałem jej.- Niall niechcący się wygadał.
- Ten żarłoczny blondynek. Nie chciałam cię dobijać jeszcze bardziej.
- Damy sobie radę- pocałowałem ją w usta.- Musimy.
- Tak.
- Kotku, wiesz nasz wnuk nie ma jeszcze pokoju. Zmyję się na parę godzin i skończę.
- Dobrze, jakby co to zadzwonię.
Taksówką wróciłem do domu mojej córki. Przy głośniej muzyce i kilku piwach udało mi się wszystko złożyć. Spojrzałem zadowolony na efekt swojej pracy. <klik>Chociaż przez chwilę mogłem nie myśleć. Ledwo zdążyłem usiąść na kanapie kiedy zadzwonił mój telefon.
- A ty chcesz zobaczyć swojego wnuka?- zapytała mnie Ronni.
- Już?
- Ze dwie godziny temu, ale nie mogłam się do ciebie dodzwonić. Przyjedziesz czy wysłać ci zdjęcie?
- No przecież nie przepuszczę oglądania swojego wnuka. Chyba zwariowałaś kochanie. Już jadę.
Ronni
Morgan trzymała na rękach śpiącego chłopca, zawiniętego w biały kocyk. Był to wzruszający widok. Kilka łez spłynęło po moich policzkach.
- Mamo- powiedziała Morgan, ona też miała łzy w oczach.
- Nie wierzę moja mała córeczka.
- Gdzie tata?
- Zaraz przyjedzie. Boże jaki on słodki. Jak go nazwiecie?
- Pomyśleliśmy żeby miał coś z dwóch wujków- tu spojrzała na Bena i Philipa- i będzie Edward Benjamin Thomson. Co wy na to chłopaki?
- Nigdy nie lubiłem mojego drugiego imienia, ale do niego pasuje. Edd, ładnie.
Do sali wszedł zdyszany Louis. Spojrzał na naszą córkę i na jego twarzy zagościło wzruszenie.
- Mój wnuczek- powiedział.
- Edward Benjamin Thomson.
- Oby nie dał się wam we znaki- zaśmiał się.- Klucze od domu. Pokoik zrobiony.
- Tato.
- No co malutka? Mogę go potrzymać?- zapytał
Louis
Razem z Ronni, Kristin i bliźniakami pojechaliśmy do domu. Moja żona położyła głowę na ramieniu.
- Ale chce mi się spać- powiedziała.
- Jest piąta rano. Ronni a Antek gdzie?
- Z Amy. Nie zmieściliśmy się wszyscy do auta. Właśnie dzięki Kristin.
- Nie ma za co proszę pani.
- Jaka pani. Ronni, wiesz w jakimś stopniu jesteśmy rodziną.
Dojechaliśmy na miejsce. Widać, że Ala i Kristin się dogadały.
- Nie zaciągniecie mnie jutro do szkoły, to znaczy dzisiaj- powiedziała Alice.
- Nie mów, że odpuszczasz sobie szkołę- zakpił Ben.
- Zamknij się.
Oni oboje, każde różne jednak tak bardzo podobne.Śmiejąc się poszli na górę. Ben był jaki był, ale chyba nie wymienił bym go na innego syna. Spojrzałam na Ronni, rozmawiała z Kristin. Moja rodzina.
- Co się ta uśmiechasz tato?- zapytał Philip.
- Cieszę się, że was mam. Skąd się tu wziąłeś?
- O ile wiem to twoja robota.
- Philip nie o to mi chodziło. Nie miałaś wracać do siebie.
- Klucze od mieszkania zostawiłem u Adriana. Przenocuję u was.
- Jasne czemu nie- zgodziłem się
Postanowiłem wrócić wcześniej z wytwórni i zrobić niespodziankę dla Ronni. W domu panowała kompletna cisza. Położyłem zakupy na blacie w kuchni i poszedłem się przebrać z tego nudnego graniaka. Idąc na górę usłyszałem jak ktoś gra na fortepianie.
Myślałam, że spotkałam kogoś, kto odmieni moje życie
Był taki ciepły
i pełen spokoju
Pokazał mi, co to płacz
Pokonałem szybko schody i poszedłem na do pokoju nie piętrze. Moja córeczka siedziała przy fortepianie. Częściej można ja było zobaczyć nad kartkami papieru. Słuchałem jak gra.
Myślałam, że spotkałam kogoś, kto odmieni moje życie
Był taki ciepły
i pełen spokoju
Pokazał mi, co to płacz,
Więc, nie byłeś tym, którego uwielbiałam,
Zdaje się, że nawet nie wiesz,
po co masz serce,
Ale on już zniknął z mojego życia,
Nic już nie zostało z jego kłamstw,
Jest tylko moje milczenie
Właśnie o to chodzi.
Nic nie jest dobrze,
jestem rozdarta ...
W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Zimno mi i wstydzę się,
Leżąc nago na podłodze,
Iluzja nigdy nie zmieniła się
W coś realnego,
Obudziłam się i teraz widzę
nasz rozdarty, idealny świat,
Spóźniłeś się nieco,
ja też jestem już rozdarta,
Przypuszczam, że jasnowidz miał rację,
Szkoda, że nie umiałam spojrzeć realnie,
widziałam tylko jasną stronę
Lecz dałam ci się zwieść i teraz,
Mam to gdzieś, zabrakło szczęścia,
już prawie nie tęsknię
Jest tylko wciąż tak wiele rzeczy,
Których nie mogę dotknąć,
jestem rozdarta.
W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Zimno mi i wstydzę się,
Leżąc nago na podłodze,
Iluzja nigdy nie zmieniła się
W coś realnego,
Obudziłam się i teraz widzę
nasz rozdarty, idealny świat,
Spóźniłeś się nieco,
ja też jestem już rozdarta,
Rozdarta,
Ohh, ooh...
Nic już nie zostało z jego kłamstw,
Nie mam już natchnienia,
Właśnie o to chodzi.
Nic nie jest dobrze, jestem rozdarta ...
W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Jest mi zimno i wstydzę się,
Leżąc nago na podłodze,
Iluzja nigdy nie zmieniła się
W coś realnego,
Obudziłam się i teraz widzę
nasz rozdarty, idealny świat,
W nic już nie wierzę,
Tak właśnie się czuję,
Zimno mi i wstydzę się
Związana i załamana na podłodze,
Spóźniłeś się nieco,
jestem już rozdarta,
Rozdarta.
- Tato?- zdziwiła się Alice patrząc na mnie.
- Wróciłem wcześniej. Torn? Nie a stare dla ciebie.
- Do szkoły. Ty też śpiewałeś.
- Ale 20 lat temu.
Napisałam kolejny, trochę długo mi to zajęło. Mile widziane komentare i do następnego.
Super. Czekam na next!!!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się! Louis jak zawsze kochany no i mają wnuka:) Super;*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Louis jest słodki a mały śliczny
OdpowiedzUsuńfajny :)) czekam na nn :) -patrysia
OdpowiedzUsuń