niedziela, 30 grudnia 2012

Dziewięć

Rozdział dedykuję dla Alusiak 1D. 
Piosenka: Sulene Fleming - Feels like Heaven
' Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie. Zarówno twoją teraźniejszość jak i przyszłość'
Ronni
Po zjedzeniu pysznego śniadanka, przygotowanego przez mojego chłopaka, poszłam się szykować. Mojego chłopaka- jak ten zwrot dziwnie brzmi. Ja, dziewczyna, która przez dwa lata nie miała nawet własnego domu, mam chłopaka, wspaniałego chłopaka, dom i dziecko. Sama nie wiem od kiedy to miejsce zaczęłam nazywać swoim domem i moje maleństwo, które teraz grzecznie rozwijało się pod moim sercem, no i Louis. Całe moje szczęście. Z szafy wyjęłam, jasne jeansy, niebieską koszulkę i biały zapinany sweter.Do tego brązowe botki na obcasie <klik>.Wzięłam prysznic i ubrałam się w ciuchy. 
- Ronni jesteś już gotowa.- usłyszałam najpierw pukanie, a później głos Louisa.
- Chwila.- powiedziałam. 
Rozczesałam jeszcze włosy i gotowa wyszłam z łazienki.Louis siedział na łóżku i przyglądał się zdjęciu USG, uśmiech gościł na jego ustach. Podniósł na mnie swoje niebieskie oczy i jeszcze bardziej się uśmiechną. 
- Ślicznie wyglądasz.- powiedział, wstał i złapał mnie za rękę.- Chodź wszystko zaplanowałem.
Tak jak powiedział zaplanował każdy szczegół. Najpierw pojechaliśmy na London Eye, widok z kapsuły był nieziemski. Później zjechaliśmy na obiad. Louis się tylko śmiał z mojego apetytu.
- No co?- zapytałam.
- Nic.- odpowiedział i tyle było całej naszej dyskusji. 
Następnym przystankiem był sklep z rzeczami plastycznymi. Ten wariat kazał mi wybierać. Na nic zdały się moje protesty, po godzinie wyszliśmy ze sklepu z reklamówkami pełnymi pasteli, ołówków, szkicowników, farb, akwareli, pędzli i płócien. Louis niósł jeszcze sztalugę.
- Wariat.- powiedziałam do niego.
- Twój wariat.- powiedział i musną moje wargi.
- Tak mój.- powiedziałam jeszcze szerzej się uśmiechając.
Oparłam się o samochód, a Lou pakował wszystkie zakupy do bagażnika. 
Zostało nam tylko jeszcze kino. Poszliśmy na jakąś komedię. Do domu wróciliśmy w wyśmienitych humorach. Zabrałam się za szykowanie kolacji. Louis uprał się, że mi pomoże. Jego pomoc wiązała się z obejmowaniem mnie w tali i całowaniem po szyji. Odwróciłam się, bo chciała wziąć coś z lodówki, ale zamiast pójść do lodówki nosem trafiłam w tors Louisa. Podniosłam oczy do góry i natrafiłam na jego niebieskie spojrzenie. Pochylił się i delikatnie musną moje wargi. Pocałunek robił się coraz głębszy.
- Sorki że wam przepraszam.- usłyszałam czyjś głos. Odsunęliśmy się od siebie.- Paul kazał ci przekazać zaproszenie na galę.
W salonie stał nieco zakłopotany blondynek. Uroczy był z tym rumieńcem na twarzy. 
-Cześć Niall.- przywitał się Louis.
- Masz zaproszenie i ja już wam nie przeszkadzam.-blondynek chciał już wychodzić.
- Może zostaniesz na kolacji.- zaproponowałam.
- Z chęcią.- uśmiechną się.
- To trzeba zrobić więcej kanapek.- powiedział ze śmiechem Louis, a ja zdziwiona spojrzałam na wielka górę kanapek.- Ronni Niall ma większy apetyt niż ty. Właśni Ronni to jest Niall, mój przyjaciel z zespołu, Niall poznaj Ronni moją dziewczynę.
- Cześć.- powiedział z pełną buzią.
 Dosiadłam się do niego, a Lou dorobił jeszcze jeden talerz kanapek. Niall naprawdę miał większy apetyt niż ja, a ja jadłam za dwoje. Po zjedzeniu kolacji Niall poszedł do domu, a my z Louisem leżeliśmy na kanapie przed telewizorem. Trafiłam na MTV.
- Teraz zapraszamy na Live While We're Young- One Direction. 
To był najśmieszniejszy teledysk świata, nie mogłam się po prostu przestać śmiać, a jak jeszcze Lou zaczął się wygłupiać. Po prostu zwijałam się ze śmiechu na tej kanapie. W końcu udało mi się jakoś uspokoić. Louis usiadł na przeciwko mnie i zrobił poważną minę. Myślałam, że nie wyrobię.
- Ronni poszłabyś ze mną na galę.
- Ja? Louis chyba lepiej nie.
- No chodź, poznasz resztę. Proszę cię Ronni.- spojrzałam w jego niebieskie ślepia.
- Ale ja nie mam w co się ubrać.
- To się da załatwić.- powiedział, po chwili już gdzieś dzwonił.
- Dan mam do ciebie pytanie idziesz z Liamem na galę?... To fajnie, a wybrałabyś się z Ronni na zakupy... Moja dziewczyna... Polubicie się... To bądź u mnie jutro koło dziesiątej... Boska jesteś pozdrów Liama i jeszcze nikomu nic nie mów... Tak niespodzianka... To do jutra Dan... Jest Fajniejsza niż Eleanor....
Takim sposobem zostałam wrobiona w zakupy z jakąś Daniell. Poszłam do siebie spać.
- Gniewasz się na mnie?- zapytał Lou.
- Tak.- odpowiedziałam.- Nawet nie wiem kim jest ta Daniell.
- Dziewczyną Liama. Bardzo fajna.- przysiadł na łóżku.- Przepraszam.- widać było mu przykro. 
- Wybaczam.- powiedziałam. Louis z radości mnie przytulił. Chciał już wstawać.- Zostań. 
Louis położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego i zasnęłam. Rano nieco zaspaliśmy. Brałam szybki prysznic, kiedy Lou zawołał mnie z dołu. Myślałam, że coś się stało, więc tylko owinięta w biały ręcznik zbiegłam na dół. 
- Lou co się stało?- zapytałam wchodząc do kuchni. 
- Chciałem ci przedstawić Daniell.- dopiero teraz spostrzegłam brunetkę siedzącą na krześle. 
- Cześć.- przywitałam się. 
- Cześć, jestem Daniell.
- Ronni.- powiedziałam.- Lou ja cię zabiję. Idę się ubrać.
Wróciłam na górę, ubrałam się w jeansy, koszulę w kratę, jasny zapinany seter i botki na koturnie <klik>. Rude włosy zebrałam w kok i zeszłam na dół. Louis już poszedł na próbę. 
- Zjem śniadanie i możemy iść.- powiedziałam wyciągając z lodówki produkty na kanapki.
- Pasiasty zrobił ci śniadanie.- zauważyła.
- Pasiasty? - zdziwiłam się siadając do stołu.
- Widziałaś w czym on chodzi?
- W koszulkach w paski.- odpowiedziałam jej.
- No właśnie.
Zjadłam śniadanie i razem z brunetką poszłyśmy na zakupy. Głupio mi było wydawać pieniądze Louisa, ale postanowiłam, że odwiedzę prawnika rodziców.  Daniell to bardzo miła dziewczyna. Po kilki godzinach chodzenia po sklepach w końcu zmęczone wróciłyśmy do domu.
- Chcesz coś?- zapytałam. 
- Kawy.- odpowiedziała.
Dziewczynie zrobiłam kawę, a sobie herbatę. Usiadłam obok niej na kanapie. Dziewczyna bacznie się jej przyglądała. 
- Który miesiąc?- tym pytaniem zbiła mnie z tropu.- Lou się nieco wygadał. 
- Trzeci.- odpowiedziałam.
- Gratuluję.- powiedziała przytulając.- On wie, że to nie jego dziecko?
- Wie.- odpowiedziałam i takim sposobem opowiedziałam jej całą moją historię.
- Łatwo nie miałaś, ale Lou to dobry chłopak i bardzo zależy mu na tobie. Jeszcze nie widziałam, żeby na kogoś tak patrzył jak patrzy na ciebie. 
Naszą rozmowę przewał Louis, który wrócił z próby. Nico się zdziwił na widok brunetki.
- Dan, a ty nie masz jakiejś randki z Liamem?
- O cholera zapomniałam. Lou odwieziesz mnie, bo w życiu się nie wyrobię.
- Skorzystaj z naszej łazienki.- powiedziałam.
- Właśnie, sukienkę mam. Idę.- powiedziała i pobiegła na górę.- Dużo się tu pozmieniało.
- Jak miną dzień z Daniell?- zapytała mnie Louis.
- Wspaniale.- odpowiedziałam i musnęłam jego usta.
- Zamówiłem pizze na obiad.- dodał.- Niall wpadnie.
- No własnie musisz mi o nich coś powiedzieć.
- Liam, chodzi z Daniell i jest z nas najnormalniejszy. Nialla znasz, blondynek, wiecznie głody i wspaniale gra na gitarze. Harry, mój najlepszy przyjaciel, spoko gość. Jest z naszej piątki najmłodszy, ale za to jaki z niego podrywacz. No i został nasz bad boy, czyli Zayna. Jego jedyna wada to, że dużo śpi, pali i siedzi w łazience dłużej niż nie jedna dziewczyna. 
- Zgadzam się.- powiedziała Dan, która zeszła na dół. Na sobie miała piękną białą sukienkę, beżowe szpilki i beżową marynarkę. <klik>.
- Dobra, taksówka już czeka. Grzeczni macie być.- powiedział Lou, a mu z Daniell zaczęłyśmy się śmiać.
- Tak jest tato.- zgodziła się dziewczyna i wyszła.
Dzień gali.
Stoję na środku pokoju, w samej bieliźnie i próbuję się jakoś ogarnąć. Dobrze, że do gali jeszcze kilka godzin. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Słyszałam, że przyda ci się pomoc.- do pokoju weszła Daniell.
- Od kogo?- zapytałam.
- Od takiego jednego pasiastego.- odpowiedziała ze śmiechem.- Ładna bielizna.- no cóż na sobie miałam tylko koronkową, granatową bieliznę. Na moją twarz wpłyną lekki rumieniec. Założyłam na siebie koszulkę Louisa.
- No cóż ostatnio szykowałam się na jakąś galę dwa lata temu.
- Najpierw cię uczeszemy.- zabrała się do torturowania moich rudych włosów. Efekt końcowy był boski. <klik>. Później Dan kazała mi się ubrać. Założyłam na siebie swoją niebieską sukienkę  do tego marynarka i szpilki <klik>. Dan też już była gotowa, ubrana w piękną fioletową sukienkę, szpilki i czarną marynarkę <klik>. Gotowe zeszłyśmy na dół, a tam oprócz Louisa była jeszcze trójka chłopaków. Dan z uśmiechem podeszła, jak mniemam do Liama.
- Chłopaki to jest Ronni. Jesteśmy razem.- wszyscy zaczęli na gratulować i się przedstawiać. Tak wszyscy się przytulaliśmy kiedy z kuchni wyszedł Niall.
- Jaka to okazja?- zapytał przytulając nas.
- Lou znalazł sobie dziewczynę.
- Wiem, i do tego bosko gotuje.- Niall w ciągu tego tygodnia zdążył już zjeść kilka razy z nami obiad. Był to wspaniały chłopak i do tego akceptował moją przeszłość.
_______________________________________________
I oto następny. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Komentarze mile widziane i do następnego.

czwartek, 27 grudnia 2012

Osiem

Piosenka :Secondhand Serenade - Awake

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
I ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą 
I nigdy nie wiadomo mówić o miłości 
Ronni
I wspomnienie
Wstałam z łóżka i poszłam się ubrać. Ciemne jeansy i niebieski sweter <klik>. Dzisiaj, moje urodziny. Zeszłam na dół, w kuchni siedzieli rodzice. Ich miny nie wróżyły nic dobrego. Spostrzegłam walizki. 
- Znowu wyjeżdżacie.- stwierdziłam.
- Ronni to ważna sprawa.
- Zawsze jest coś ważniejszego ode mnie.
- Ronni, ty jesteś dla nas najważniejsza.- powiedział tata
- Nie prawda, powiedzcie jaki jest dzisiaj dzień.- rozkazałam. Rodzice wymienili ze sobą zaniepokojone spojrzenia.- 21 kwietnia, a prościej moje urodziny. Dziękuję za pamięć.- wzięłam kubek z herbatą i chciałam pójść na górę.
- Ronni, przepraszamy.
- Po co, ja was nie obchodzę. Po cholerę mnie adoptowaliście ja wam tylko przeszkadzam.
- Weronika.- upomniała mnie mama.
- Chodź raz posłuchajcie co mam do powiedzenia. Jestem potrzeba wam tylko po to abyście mieli z kim się pokazać na tych wszystkich imprezach. Pochwalić się zdolną córką. Pieprzony obrazek szczęśliwej rodziny.- podeszłam do komody na której stały zdjęcia. Ze złością przewaliłam kilka ramek rozbijając szkło.- Nienawidzę was, nienawidzę. Jedzcie sobie, nawet nie zauważę, że was nie ma. Nienawidzę.- powiedziałam i pobiegłam do siebie.
II wspomnienie
Spojrzałam w lustro, rude włosy zebrane w warkocz, nieco mocniejszy makijaż niż zwykle. Granatowa spódniczka i biała koszulka wpuszczona w środek, do tego koturny i kilka błyskotek <klik>. Z dołu dobiegło mnie wołanie gosposi.
- Weroniko.- zeszłam na dół.
- Tak Nino?
- Panowie przyszli.- spojrzałam na dwóch facetów stojących w progu.
- Zapraszam do środka. - usiedliśmy na kanapie.- Panowie w jakiej sprawie.
- My w sprawie pani rodziców.
- Moi rodzice wyjechali.
- No właśnie, zdarzył się wypadek.- powiedział jeden z nich. W głowie miałam tysiące scenariuszy. Łzy zebrały się w oczach.
- Co z nimi?- zapytałam drżącym głosem.
- Przykro mi zginęli na miejscu.
- Nie to nie możliwe, to jakiś głupi żart.
- Przykro nam.- powiedział drugi.
- Proszę stąd wyjść.- powiedziałam, zrobili co kazałam.
Kubek mamy stojący jeszcze na stoliku w salonie poleciał w ścianę. Huk jaki się przy tym zrobił sprowadził zaniepokojoną Ninę do salonu.
- Weroniko co się stało.- odwróciłam się do niej przodem.
- Oni nie żyją.- wydukałam z siebie.- Nie żyją.- bezsilna opadłam na miękki dywan i zaczęłam płakać. 
Teraźniejszość
- Myślałam, że on mi pomaga, a Josh wciągnął mnie w narkotyki. 
Dziwne uczucie obejrzeć dwa lata swojego życia jak film. Opowiedziałam mu wszystko, każdy moment z tych dwóch lat. Louis nic nie powiedział tylko przyciągną mnie do siebie. Pozwolił mi płakać, ocierał łzy kiedy było ich za dużo. Dawał poczucie bezpieczeństwa. Przytulona do niego zasnęłam. 
Rano obudził mnie zapach naleśników. Zeszłam na dół, a tam Louis sobie gotował. Zobaczył mnie, uśmiechną się i podszedł w moją stronę. Złapał mnie w tali i przyciągną do siebie. Było to u niego takie naturalne. Najpierw lekko pocałował mnie w usta, a po chwili jego usta spoczęły na moim czole. Taki mały gest, a tyle w nim uczucia.
- Louis naleśniki ci się palą.- zaśmiałam się. Chłopak oderwał się do mnie i pobiegł w stronę patelni. 
- Ronni mam nadzieję, że nasze kino nadal aktualne.
- Oczywiście, że tak. O której wracasz z próby.
- Właściwie wziąłem wolne. Chcę cały dzień spędzić z moją dziewczyną.- nieco się speszył mówiąc te słowa.- No wiesz... Bo ja bym chciał...- straszni się jąkał. Podeszłam do chłopaka i bez słowa wpiłam się w jego usta. Nieco zdziwiony oddał pocałunek.
- Louis z miłą chęcią.
__________________________________________________
Dzisiaj taki krótki, ale następny będzie o wiele dłuższy i lepszy. Czekam na wasze komentarze 

wtorek, 25 grudnia 2012

Liebster Award
Zostałam nominowana przez Alusiak 1D
Moje odpowiedzi:
1 Jak masz na imię?
Klaudia
2 Co cię inspiruje do pisania opowiadań?
Wszystko, każda sytuacja, film, książka inne opowiadanie czy piosenka.
3. Który z chłopaków jest twoim ulubieńcem?
Chyba wszystkich lubię tak samo. Każdy z nich ma coś urzekającego w sobie
4. Tolerujesz Haylor?
Tak
5.Ulubiona piosenka
Chris Brown With You
6.Co byś zrobiła kiedy do drzwi zapukałby któryś z chłopaków?
Na pewno by, się z nimi przywitała. :D
7. Lubisz moje opowiadanie?
Tak
8. Twoje marzenie
Wspiąć się na Mont Everest
9. Ulubiony kolor?
Niebieski
10. Książka czy film
Książka
11. Wymarzony dom?
Willa

Z braku blogów do nominowana, zrezygnuję z tego zaszczytu.
Chciałabym was wszystkich zaprosić na zupełnie nowe opowiadanie http://milosc-zmienia-wszystko.blogspot.com
Mam wielką nadzieję, że wam się spodoba

poniedziałek, 24 grudnia 2012

Siedem


Piosenka:Nickelback- Never Gonna Be Alone

Louis

- Wybrałabyś się, ze mną jutro do kina?- w końcu biorę się na odwagę i pytam.
- Z miłą chęcią.- odpowiada z uśmiechem. Ronni wstała od stołu i zaczęła zbierać naczynia. 
- Ja to zrobię.- powiedziałem i zaniosłem naczynia do kuchni. Zacząłem je zmywać.
- Lou co cię gryzie?- zapytała.
- Mnie? Nic po prostu mam dużo pracy, jestem trochę zmęczony. - powiedziałem wstawiając naczynia do zmywarki.
- Oszust.- powiedziała.
- Jak mnie nazwałaś?
- Oszust.
Podszedłem do niej i zacząłem gilgotać, jej śmiech był najcudowniejszym dźwiękiem na ziemi. 
- Lou, przestań proszę?- zlitowałem się nad nią, bo zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Nie myśl, że cię kara nie ominie.- pogroziłem jej i poszedłem otworzyć. W drzwiach stała Eleanor.
- Witaj skarbie.- powiedziała i spróbowała mnie pocałować, ale ja gwałtownie się odsunąłem.- Nadal się na mnie dąsasz.- tym to mnie rozwaliła.
- Dąsam, El my zerwaliśmy.
- Może puścimy to w zapomnienie i spróbujemy od nowa.
- Nie sądzę, żebym mógł o tym zapomnieć i ułożyłem sobie już życie.- powiedziałem i w tej samej chwili z kuchni wyszła Ronni z dziwnym błyskiem w oczach, który już za dobrze znałem.  Widać było, że coś wykombinowała. Ruda podeszła do mnie i przytuliła się do mojego ramienia.
- Kotek, kto przyszedł?- zapytała, a ja z satysfakcją spojrzałem na czerwoną ze złości El.
- Właśnie poznajcie się.- Ruda wyciągnęła dłoń do El.
- Ronni, dziewczyna Louisa.
- Eleanor. Lou, chciałabym zabrać swoje rzeczy.
- Jasne.- otworzyłem drzwi i zacząłem wynosić z niej wszystkie kartony z jej rzeczami. W końcu wszystkie jej rzeczy opuściły mój dom. Ronni siedziała na kanapie. 
- Mam nadzieję, że nie jesteś zły. Chciałam utrzeć nos tej zołzie. 
- Czemu miałbym być zły.- poszedłem do kuchni.- Ronni chcesz herbaty?
- Jasne.
Z dwoma kubkami gorącego płynu usiadłem obok niej. Ten uśmiech coraz częściej gościł na jej ustach.
- Ronni ja ci coś muszę powiedzieć.
- Tak Lou?
- Wiesz, ja...- przewałem, przysunąłem się do niej i spojrzałem jej w oczy. Musnąłem jej usta najdelikatniej jak umiałem, nie odsunęła się więc pogłębiłem. - Potrzebuję cię, zależy mi na tobie z każdym dniem coraz bardziej.- Roni wstała z kanapy, patrzyłem jak porusza się po pomieszczeniu. 
- Ja przepraszam, ale nie mogę. Nie kiedy moje życie jest niekompletne. 
Uciekła na górę.

Ronni

Niby czekałam na to, żeby zrobił pierwszy krok, a teraz uciekam z oczami pełnymi łez. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. W kącie zobaczyłam stojącą gitarę, chwila zapomnienia, jedyna prawdziwa przyjaciółka, która zawsze ukoi moje serce. Wzięłam instrument i usiadłam przy oknie. Delikatna muzyka wydobywająca się z instrumentu uspokoiła. Słyszę pukanie do drzwi pokoju.
- Ronni ja przepraszam.- słyszę jego głos.- Proszę odezwij się, powiedz że żyjesz tyle mi wystarczy. 

Miłość zdoła przetrwać jedynie wtedy jeśli istnieje iskierka nadziei- bodaj najmniejsza- że zdobędziemy z czasem ukochaną osobę.

Czasem szczęście tej drugiej, ukochanej osoby jest ważniejsze od naszego.- tak zawsze powtarzał mój tata. Teraz wiem jaki istnieje w tym sens. Jego smutny głos, wywołuje u mnie większy ból niż moje własne łzy. Wstałam z parapetu i poszłam w stronę drzwi. Zaryzykować, zaufać i być szczęśliwą. Łapię za klamkę i otwieram białe drzwi, widzę jak stoi obok nich i widzę też smutek w niebieskich oczach. 
- Co jeśli znowu upadnę, jak wrócą wspomnienia Louis co wtedy, jak przeszłość do o sobie znać? Co wtedy?
- Będę przy każdym twoim upadku, pomogę ci się podnieść. Twoja przeszłość nigdy nie miała dla mnie najmniejszego znaczenia. 
Zrobiłam krok do przodu, Lou objął mnie i przyciągną do siebie, po chwili pocałował mnie. Delikatny i czuły pocałunek. Klucz do mojej pamięci. Każde wspomnienie z minionych dwóch lat pojawiło się w mojej głowie.
___________________________________________
Proszę to takim mały prezent świąteczny, mam nadzieję że się wam spodoba i w ramach świąt może dostanę kilka komentarzy

czwartek, 20 grudnia 2012

Sześć

 Piosenka: Chris Brown- All About You

Louis

3 tygodnie później

Przyzwyczaiłem się do jej obecności, do jej uśmiechu, który był częstym gościem na jej ustach, do zielonych oczu z uwagą obserwujących mnie. Ciągle myślałem o niej.
- Jak się nazywa ta dziewczyna?- zapytał mnie Harry. Nie wiedział o Ronni.
- Jaka dziewczyna.- udałem głupiego.
- Lou, ja cię przecież znam. Chodzisz z głową w chmurach. Zakochałeś się.
- Harry coś ci się wydaje. Nie ma żadnej dziewczyny.- powiedziałem. Głupio się czułem okłamując przyjaciela, ale sam nie wiedziałem jak określić moje uczucia do Ronni. Harry spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, wiedział że go oszukuję. Poddałem się i dodałem.- Jest ktoś, ale ja sam jeszcze nie wiem. 
- Dobra, powiesz jak będziesz chciał.- wiedziałem, że go boli. Odciąłem się od niego.
- Harry, ja ci kiedyś wszystko powiem, ale nie teraz. 
- Dobra.- uśmiech pojawił się na jego ustach, ukazując te dołeczki, za którymi szaleje miliony nastolatek. 
- Harry ja lecę. 
Pożegnałem się z przyjacielem. Ronni na dziś ma umówioną wizytę u lekarza i obiecałem jej, że ją zawiozę, sam też chciałem z nią pójść. Wsiadłem do samochodu i odjechałem. Wróciłem do domu Ronni siedziała już wyszykowana na kanapie. 
- Jestem.- podszedłem do niej i swoim zwyczajem pocałowałem ją w policzek. Dziewczyna gwałtownie odsunęła się ode mnie.- Ronni?- zadziwiłem się, nigdy tak nie reagowała. Spojrzałem w jej zielone oczy, były czerwone od płaczu.
- Była Eleanor.- powiedziała.- Powiedz mi, czy wy się rozstaliście prze ze mnie?
- Nie. Ja i El, to była przeszłość już dawno. Za nim cię spotkałem rozstałem się z nią. Spiła mojego przyjaciela i mnie z nim zdradziła.
- Przykro mi.
- Zapomniałem już. Ronni chodź bo się spóźnimy do lekarza.- wyciągnąłem do niej rękę. Dziewczyna niepewnie złapała mnie za rękę. 
Pojechaliśmy do prywatnej kliniki. Czekaliśmy na kolej Ronni, zawołali ją. Niepewnie wstała z krzeseł.
- Dasz radę.
- Pójdziesz ze mną?- cicho zapytała.
- Mogę?- nie wiem czemu ucieszyłem się na to, że będę mógł z nią pójść. Wstałem z krzesła i złapałem ją za rękę. Weszliśmy do gabinetu. 
- Dzień dobry.- powiedział lekarz.- Proszę się rozebrać od pasa w dół i zapraszam na fotel. 
Ronni zdjęła jeansy i usiadła na fotelu okrywając się różowym kocem. Lekarz dokładnie ją zbadał. Na monitorze ukazał się czarny obraz. 
- Proszę zobaczyć.- pokazał na mały punkcik.- To państwa maleństwo.- Łzy zebrały mi się w oczach. Złapałem dziewczynę za rękę i wpatrywałem się w ten mały punkcik. Nasze oczy się spotkały.- Dobrze może pani się ubrać. Płód rozwija się prawidłowo, jest to trzeci miesiąc. Wypiszę witaminy i zapraszam za daw miesiące, no chyba, że będzie się coś działo.
Wyszliśmy z gabinetu, wsiedliśmy do samochodu. Ronni wpatrywała się w fotografię. W jednej chwili zrozumiałem wszystko. 
- Kocham ją.- powiedziałem po cichu tak aby Ronni nie usłyszała.
- Co?- zapytała
- Nic, zjemy dzisiaj na mieście?
- Tylko ja już w domu przygotowałam obiad, wystarczy tylko wstawić do pieca. 
- To dobra, wracamy do domu. Co na obiad?
- Pizza.- odpowiedziała uśmiechając się.
Zajechałem pod dom. Wysiedliśmy. Roni weszła od razu do kuchni i wstawiła obiad, a ja usiadłem na kanapie. 
- Pomóc ci?- zapytałem.
- Nie trzeba.- odpowiedziała. 
Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, usiadłem do zapomnianego fortepianu, stojącego w kącie pokoju. Moje palce same tańczyły po klawiszach, grając jedną z moich ulubionych piosenek. Słowa jakoś same zaczęły płynąć.



Chcę, ale nie mogę zapobiec temu,
Kocha sposób w jaki to czuję
To stawia mnie zawieszonego między wyobraźnią, a tym co prawdziwe
Potrzebuję tego kiedy tego chcę, chcę tego kiedy nie chcę
Mówię sobie, że zatrzymam codzienność, wiem że tego nie zrobię
Mam problem i nie wiem co z nim zrobić
Kiedyś jeśli postępowałem, nie wiedziałem, że mógłbym wyjść, ale wątpiłem w to
Robiłem to poprzez myślenie o tym i wiem jak bardzo to jest prawdziwe 
Kochanie, stałaś się dla mnie uzależnieniem, jestem przywiązany do Ciebie
Ledwo mogę się poruszać, ale to mi się podoba
To wszystko z Twojego powodu
To wszystko przez...
Nigdy nie mam dość
Ona jest najsłodszym narkotykiem
Myślę o tym przez każdą sekundę
Nie mogę nic zrobić
Następnym razem jest tylko zaniepokojenie, zamierzam sprawdzić siebie
wiem, że powinienem trzymać się z dala od Ciebie, ale to nie jest dobra dla mnie
Próbuję i próbuj, ale moja obsesja nie chce mnie zostawić
Mam problem i nie wiem co z nim zrobić
Kiedyś jeśli postępowałem, nie wiedziałem, że mógłbym wyjść, ale wątpiłem w to
Robiłem to przez myślenie o tym i wiem jak bardzo to jest prawdą 
Kochanie, stałaś dla mnie uzależnieniem. jestem przywiązany do Ciebie
Ledwo mogę się poruszać, ale to mi się podoba
To wszystko z Twojego powodu
To wszystko...
Nigdy nie mam dość
Ona jest najsłodszym narkotykiem
Nie mam wątpliwości, jestem zbyt przywiązany
do Ciebie, do Ciebie, do Ciebie
Przez Ciebie
Wszystko z Twojego powodu
Nigdy nie mam dość
Ona jest najsłodszym narkotykiem
Ona jest najsłodszym narkotykiem

- Muszę stwierdzić, że jeszcze dużo rzeczy o tobie nie wiem.- stwierdziła Ronni.- Masz talent, i już wiem skąd kojarzę twój głos.
- Kojarzyłaś mój głos?
- Jesteś jednym z piątki chłopaków, którzy w programie mojego taty zostali połączeni w zespół. 
- Oglądałaś program?- zapytałem
- Od czasu do czasu jak trafiał się ktoś z prawdziwym talentem tak jak wasza piątka to tak. Co się stało z zespołem? Wiesz mam dwa lata wyjęte z życiorysu i słabo pamiętam jak potoczyła się wasza historia.
- Nagrywamy drugi album.
- To gratuluję. Pizza już gotowa.
Wstałem od instrumentu i poszedłem za nią. Cały czas nie mogłem oderwać od niej wzroku.
__________________________________________
Udało mi się coś napisać, mam nadzieję, że się wam spodoba. Czekam na wasze komentarze

środa, 19 grudnia 2012

Pięć

Ronni

Chodziłam po kuchni szukając czegoś na co miałam ochotę. Ostatni praktycznie tylko jem, albo wymiotuję. Niby czegoś mi się chce, ale mój strzaskany umysł nie może tego zidentyfikować. Jedna myśl i wiem o co chodzi, czego potrzebuje mój organizm. Bezsilność ogarnia moje ciało, opadam na kolana i zaczynam płakać. 
- Ronni co się stało?- zapytał mnie zaspany Lou.
- Nic.- wydukałam, znowu zanosząc się płaczem. 
Louis wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę. Wtuliłam się w jego tors i jeszcze bardziej zaczęłam płakać. Gładził mnie ręką po plecach próbując mnie uspokoić. Łzy nie chciały przestać lecieć, moczyły koszulkę Louisa. Z minuty na minutę, uspokajałam się. Jego ramiona dawały ukojenie, poczucie bezpieczeństwa.

- Proszę kakao.- Louis podał mi kubek z gorącą cieczą. 
- Dziękuję.- powiedziałam do niego, lekko się uśmiechając. Lou usiadł obok mnie, oparłam głowę o jego ramię, w ciszy piłam kakao. Odstawiłam już pusty kubek na stolik, sama nie wiem kiedy zasnęłam.

Louis

Obudziło mnie czyjeś chodzenie na dole. Wstałem z łóżka i zeszłe na dół. w kuchni Ronni siedziała na podłodze i płakała. 
- Ronni co się stało?- zapytałem. Przestraszyłem się nie na żarty.
- Nic.- odpowiedziała szlochając.
Podszedłem do niej bliżej i podniosłem ją z podłogi. Zaniosłem na kanapę i przytuliłem. Płakała w moich ramionach. W końcu się uspokoiła. Zostawiłem ja na kanapie i poszedłem zrobić nam kakao. 
- Proszę kakao.- podałem jej kubek.
- Dziękuję.- lekki uśmiech pojawił się na jej ustach.
Oparła się o mnie i w ciszy piliśmy. Pusty kubek odstawiła na stolika. Chwilę później mogłem wsłuchiwać się w jej spokojny oddech. Skończyłem pić i zaniosłem ją do jej sypialni. Sam poszedłem do siebie i próbowałem zasnąć, ale sen nie nadchodził. Ta dziewczyna zaczynała znaczyć  dla mnie coraz więcej. Przez ten tydzień co razem mieszkamy zaczęła się ona stawać dla mnie kimś ważnym.
______________________________________________________
Dzisiaj to tyle, nie podoba mi się pisany na szybkiego, ale mam nadzieję że się wam spodoba. Postaram się dodać, coś  jeszcze przed świętami. Ale jak nie To chciałbym Wam Wszystkim Życzyć Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku i oby ten 2013 by lepszy niż poprzedni. 

niedziela, 16 grudnia 2012

Cztery

Ronni

Już dzisiaj będę mogła wyjść ze szpitala. Nie wiem czemu, ale nieco obawiam się tego dnia. Louis przychodzi do mnie codziennie, z masą katalogów z ciuchami. Jak to on stwierdził:
- Przecież musisz w czymś chodzić, a lekarz powiedział, że musisz  dużo odpoczywać w najbliższym czasie. Więc wielkie zakupy odpadają. 
- Dobra, ale po co mi aż tyle rzeczy.- zaprotestowałam- Nie mam zamiaru nic już wybierać. Wydasz na mnie fortunę. 
- To są moje pieniądze i będę robił z nimi co chcę. Podoba ci się ta bluzka?- zapytał z powrotem jakby nie było tematu.
- Grrry... Jesteś nie możliwie uparty.- popatrzył na mnie swoimi oczami wymuszając odpowiedź. Zawsze tak robił, jak czegoś ode mnie chciał.- Po pierwsze nie noszę różowego, a szczególnie takiego koloru. Po drugie to ma falbanki. Ble
- To dobrze bo mi się nie podoba.- wzięłam poduszkę leżącą obok mnie i po prostu przywaliłam mu nią.- Ej.
- Po co mnie pytałeś jak ci się nie podoba.
- Może tobie by się spodobała.
- Ręce mi opadają. Lou, ja ci wszystko oddam, przecież ja mam pieniądze.
- To dobrze, że masz. Spróbuj tylko oddać mi choć jednego funta, a cię po prostu...
- Co mi zrobisz?- zapytałam
- Jeszcze nie wiem, ale miej pewność, że to będzie coś naprawdę strasznego.
I na tym polegała cała nasza dyskusja. On nie uznaje kompromisów. Jest uparty, szalony i czasem tak cholernie mnie drażni, ale polubiłam go. 
- Gotowa?- moje rozmyślania przerwało wtargnięcie Louisa.
- Tak.- odpowiedziałam. Byłam już gotowa. Rude włosy spięłam w koka, ubrałam się w porwane jeansy i białą koszulkę z flagą USA.<klik>
- Mam twój wypis i receptę.- powiedział. Wziął moją torbę i chciał wyjść, a ja dalej stałam jak kołek.- Ronni co jest?
- Boję się.- powiedziałam ledwie słyszalnym szeptem. Louis podszedł do mnie i bez słowa przytulił.
- Czego?- zapytał mnie
- Tego, że znowu upadnę, że nie dam radę sobie z tym wszystkim poradzić, że historia zatoczy koło.
- Nie ma nic złego w tym, że się boisz. Pamiętaj ja jestem tuż obok ciebie gotowy złapać cię w razie upadku. Przyjaciele są po to, żeby pomagać. Dostajesz nową szansę. Szansę na nowe życie bez tych dwóch lat.- lekki uśmiech wpłyną na moje wargi.- Powiedz kiedy będziesz gotowa. Ten pierwszy krok musisz zrobić sama, przy każdym następny ja będę przy tobie.
- Jestem gotowa.- powiedziałam po chwili patrząc w jego oczy - Chcę nowego życia.
Luis wyciągną do mnie rękę i razem wyszliśmy z sali. Szłam korytarzem myśląc tylko o swojej przyszłości. O tym co mogę zrobić. Wyszliśmy na zewnątrz, zimne powietrze owiało moją twarz. Szatyn prowadził mnie w stronę samochodu. Usiadłam na miejscu pasażera, w ciszy jechaliśmy nieznanymi mi ulicami. Lou zatrzymał się przed jednym z drogich domów. Wysiadłam z samochodu i wpatrywałam się w wieki dom.
- Ty tutaj mieszkasz?- zapytałam zdając sobie sprawę, że to pytanie jest mega głupie, przecież sama mieszkałam w wielkiej willi.
- Tak.- odpowiedział.
- Sam?
- Już nie.- zaśmiał się.

 Weszliśmy do środka. Długi biały korytarz, wieszak na kurtki. Poszłam dalej za nim. Wielki salon z wielkimi oknami. Widok z nich na ogród z basenem. Z salonu przechodziło się od razu do kuchni. Jasne meble i nowoczesne sprzęty. Z kuchni można było wejść na piętro. Kolejny korytarz, podeszłam do barierki i miałam widok na cały salon. 
- Chodź pokaże ci twoją sypialnię.- powiedział do mnie Louis, który pojawił się z nikąd, a może ciągle był obok tylko ja nie zwróciłam na niego uwagi.
- Nie jestem pewna czy dam radę wytrzymać więcej wrażeń.- Lou tylko się zaśmiał. Złapał mnie za rękę i delikatnie pociągną w stronę jednych z drzwi. Otworzył prze de mną białe drzwi, a moim oczom ukazał się piękny pokój. Jasne ściany, wielkie łóżko i ciemne meble.<klik>.
- Masz dla siebie łazienkę bo ja jestem strasznym bałaganiarzem.- przesuną drzwi w kwiatki i moim oczom ukazała się piękna łazienka. Ciemne ściany i duża wanna. <klik>
- Wow.- wydukałam.
- Podoba ci się?
- Tak.- odpowiedziałam.- Dziękuje.
- Nie ma za co. To ty się rozpakuj, a ja pójdę przygotować coś na obiad.
Louis wyszedł z pokoju, a ja usiadłam na łóżko. Ze łzami w oczach rozglądałam się po pokoju. Podeszłam do wielkiej szafy i ją otworzyłam. Była pełna ubrań. Oj ten Louis. Wyjęłam z szafy dresy i bokserkę. Poszłam do łazienki się przebrać. Rozpakowałam rzeczy z torby. Czyste wkładałam do szafy, a brudne rzucałam na kupkę. Zeszłam schodami na dół, Lou wygłupiła się w kuchni krojąc warzywa.
- Lou?- chyba go nieco przestraszyłam, bo aż podskoczył. Po chwili usłyszałam jak krzyczy.
- Ałł.- zbiegłam ze schodów i wparowałam do kuchni.
- Co jest?- zapytałam Lou nie odpowiedział tylko pokazał mi palca, z którego leciała krew. Złapałam go za rękę i wsadziłam pod zimną wodę.- Gdzie jest apteczka?
- W łazience na dole.- odpowiedział, a ja na niego spojrzałam pytająco.- Drugie drzwi w korytarzu po prawej. 
Pobiegłam do łazienki i po prostu oniemiałam. <klik> Cała łazienka była w stylu orientalnym, wielka wanna, doniczka bambusem. Nie miałam czasu na podziwianie, znalazłam szafkę i z niej wyjęłam apteczkę. Wróciłam do krwawiącego Louisa. 
- Pokaż ten palec.- rozkazałam. Z apteczki wyjęłam wodę utlenioną i polałam mu palec. Sykną. Ręcznikiem papierowym otarłam palec i przykleiłam mu na palec plaster w marchewki. Serio wszystkie były w marchewki. - Lou usiądź, a ja skończę ten obiad. 
Chłopka posłusznie usiadł przy wysepce i uważnie przyglądał mi się co robię. Skończyłam kroić warzywa, z lodówki wyjęłam pokrojone i przyprawione mięso z kurczaka. 
- Masz sos sojowy?- zapytałam.
- W szafce na górze.- odpowiedział. Byłam za niska żeby do niej sięgnąć. Lou widząc moje poczynania wstał z krzesła i sam wyją mi ten sos.
Sos wlałam na patelnię i poczekałam aż się podgrzeje. Rzuciłam kurczaka, chwilę go podsmażyłam i dorzuciłam do tego warzywa. Przykryłam pokrywką i zajęłam się ryże, który już się ugotował. Ryż nałożyłam na talerze, a na to z patelni kurczaka.
- Obiad gotowy.- oznajmiłam stawiając przed Louisem talerz.- Próbuj. 
Chłopak wziął niepewnie widelec do ręki i spróbował. Na jego twarzy zagościł wielki banan.
- Pycha, jeszcze nigdy nie jadłem takiego pysznego kurczaka.- powiedział i zabrał się za jedzenie. Usiadłam obok niego i sama zaczęłam jeść.
- Zrobimy tak, od dziś ja będę gotować bo u ciebie kończy się to tragicznie.
- No niech ci będzie. Gotujesz bosko więc mogę ci pozwolić.
Po obiedzie poszłam kończyć się rozpakowywać. Zmęczona położyłam się na łóżku i sama nie wiem kiedy zasnęłam.
________________________________________________
Dzisiaj to na tyle. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Czekam na wsze komentarze.  

piątek, 14 grudnia 2012

Trzy

Louis

Wracam do domu, jest mi jakoś lżej, lepiej. Nie przejmuję się tym, że każda rzecz stojąca w moim domu jest kupiona prze Eleanor. Zapomniałem, zostawiłem przeszłość za sobą. Liczy się tylko dzisiaj i jak pomóc tej biednej dziewczynie. Wymazać ten ból z pięknych zielonych oczu. Jak sprawić by uśmiech zawitał na delikatnych wargach. Rzucam klucze na szafkę i idę prosto do naszej, nie poprawka mojej sypialni. W kartony pakuję jej rzeczy. Jeden, drugi karton. Znoszę wszystko na dół. W drzwiach stoi Harry.
- Lou co ty robisz?- zapytał. W jego głosie słychać zaniepokojenie.
- Znoszę kartony.- odpowiadam.
- Po co? Louis ty znowu nie myślisz o wyjeździe.- miałem chwilę słabości i chciałem wyjechać z Londynu tam, gdzie nikt mnie nie znajdzie, tam gdzie nikt mnie nie zna i nie będzie krzyczał na mój widok. Teraz wiem, że to głupie. Jest tutaj ktoś kto mnie potrzebuje, komu chcę pomóc.
- Nie, pakuję rzeczy Eleanor.- Loczek skrzywił się na dźwięk jej imienia.- Nie chcę ich w moim domu.
- Pomóc ci?
- Jeśli masz ochotę.
Harry spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami, w których było pełno iskierek radości. Rzucił swoją marynarkę na kanapę i poszedł ze mną na górę. Wrzucaliśmy do kartonów wszystkie jej rzeczy. Znosiliśmy na dół. Kiedy wszystkie kartony były zniesione na dół zamknąłem je w komórce. Będą czekały, aż ich właścicielka wróci do Londynu.
 Siedzieliśmy na łóżku. Rozglądałem się po pokoju. Był ewidentnie nie w moim guście. 
- Muszę zrobić tu remont.
- Myślałem, że ci się podoba.
- Harry, jak się mieszka z dziewczyną i ona urządza ci twój dom to wszystko ci się musi podobać bo inaczej czeka cię spanie na kanapie.- powiedziałem do przyjaciela. Harry był dla mnie jak młodszy brat, z którym zawsze mogłem się powygłupiać, powiedzieć mu wszystko. Tylko czemu nie powiedziałem mu o Roni.- Idziemy na zakupy. Muszę tu coś zmienić bo dostanę świra.
Hazza zaśmiał się, ale wstał z łóżka. Z kanapy na dole zabrał marynarkę i pojechaliśmy do sklepów. Wybrałem meble do domu i zamówiłem ekipę remontową. Harrego odwiozłem do domu i sam pojechałem do siebie. Z lodówki wziąłem kilka marchewek i udałem się do salonu. Ze stolika wziąłem laptopa. W google wpisałem "Weronika Rosati" Wyskoczyło mi od cholery wyników. Wybrałem pierwszy lepszy i zacząłem czytać." Weronika Rosati, córka Marka Rosati jednego z głównych sponsorów X- factora i Katherin Rosati sławnej projektantki mody odziedziczyła talent po matce. Już drugi raz wygrała konkurs plastyczny. Pewnie niedługo zobaczymy ją w jednej z prestiżowych szkół artystycznych w Londynie."
Wiem, że Roni umie rysować, przeglądałem dalej." Tragiczna śmierć Rosatich. 20 maja 2010 roku w wypadku samochodowym zginęli Mark i  Katherina Rosati. W ich samochód wjechał pijany kierowca tira. Oboje zginęli na miejscu osieracając przy tym 18- letnią córkę Weronikę." Znalazłem mnóstwo takich artykułów. Biedna Roni, znowu będzie musiała przeżywać ten koszmar. Na nowo sobie przypominać. Udałem się do swojego pokoju, postanowiłem, że wcześniej pójdę spać. Rano mieli przyjść robotnicy. Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka.
Z mojego snu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zerwałem się z łóżka i pobiegłem otworzyć. 
- Panie Tomilnson, my w sprawie remont.- powiedział jeden z niech. Pewnie mieli niezły ubaw bo otworzyłem im tylko w samych bokserka w marchewki.
- Proszę wejść do środka. Za chwilę się panami zajmę tylko się ubiorę. 
W jeszcze szybszym tempie pognałem na górę niż z niej zbiegłem. Szybki prysznic. Ubrałem się w czerwone rurki i białą koszulkę w granatowe paski. Wilgotne włosy przeczesałem tylko ręką zostawiając je w artystycznym nieładzie. Dobrze, że nie jestem jak Zayn, czy Harry i nie muszę układać swoich włosów, ba panowie na dole czekali by do obiadu. Zszedłem na dół.
- Całe mieszkanie jest do remontu. Projekty zostawiłem szefowi. Wicie co macie robić ja jestem pod telefonem.
- A zgoda na zakłócanie ciszy nocnej?- Mieli oni pracować dzień i noc, na zmiany bo Roni wypisują za cztery dni i chcę, aby mieszkanie było już gotowe.
- Proszę.- wręczyłem im świstek papieru. Jak się jest sławnym wszystko można zdobyć. - To ja wracam za cztery dni. 
Zabrałem już przyszykowaną torbę i zabrałem się. Przez te cztery dni miałem pomieszkać u Harrego, który i tak wolne wykorzystał po to aby pojechać do rodziny. Torbę rzuciłem na siedzenie pasażera mojego auta. Pojechałem do centrum. Zatrzymałem się przy małym sklepie z rzeczami plastycznymi. Kupiłem dla Roni ołówki i szkicownik. Następnym razem ją zabiorę do tego sklepu, żeby mogła wybrać sobie co jej potrzebne. Zajechałem jeszcze do galerii. Kupiłem jej ubrania. Sprzedawczyni w sklepie dziwnie się na mnie patrzyła. Nie wiedziałem jaki ma rozmiar. Ale w końcu udało mi się coś kupić. Pojechałem do szpitala. Wszedłem do jej sali.
- Mam coś dla ciebie.- powiedziałem na wstępie.- Dowiedziałem się, że rysujesz więc kupiłem ci ołówki i szkicownik.- podałem jej pudełko z ołówkami i niebieski zeszyt z czystymi kartkami. 
- Dziękuję.- powiedziała uśmiechając się do mnie. Ten uśmiech nie obejmował jej zielonych oczu, był to tylko grymas na twarzy.
- Kupiłem ci jeszcze parę ciuchów. 
- Louis ja nie mogę tego przyjąć. 
- Czemu?- zapytałem. Bolało mnie to, że nie chce mojej pomocy.
- Louis ty na prawdę tego nie rozumiesz. Nie znasz mnie, po co chcesz pakować się w jakiś durny układ z narkomanką i to do tego w ciąży nie wiadomo z kim.
- Czy to takie złe, że chcę ci pomóc, zaopiekować się tobą. Nie chcę nic w zamian.
- Powiedz mi dlaczego?- zażądała patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
- Nie wiem. Do jasnej cholery nie wiem. Próbowałem zapomnieć o tobie, ale nie mogłem. Nie wiem co jest w tobie, ale przyciąga mnie to do ciebie. Sam siebie nie rozumie.
- Naprawdę chcesz się w to pakować?- zapytała mnie.
- Podjąłem decyzje dwa tygodnie temu na korytarzu. Chcę ci pomóc.  Ja nie widzę w tym nic złego.- Z jej policzków starłem łzy.- Daj sobie pomóc.
- Louis ja nie mogę.- powiedziała spuszczając głowę. Złapałem jej twarz w dłonie i podniosłem, tak że śmiało mogłem patrzeć jej w oczy.
- Czemu nie możesz?
- Po co mam cię pakować w swoje życie. Louis, za jakiś czas znudzi ci się i co, nie chcę się przyzwyczajać.
- Roni chcę ci pomóc i nie znudzi mi się. Niczego też w zamian nie żądam, chcę być tylko twoim przyjacielem.
____________________________________________
I mamy następny. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Jak byście mogli zostawić po sobie jakiś ślad, zawsze ta jakiś dowód, że ktoś to czyta. Nawet jedno słowo motywuje. Dla was to minuta czasu, a dla mnie bardzo dużo znaczy.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Dwa


Z pamięci opada liść więdnący 
jak z lipy, 
tak samo go byle wiew potrąca, 
popycha. 
I oto stoi - anioł odarty 
ze wspomnienia, 
jak drzewo, które słota szarpie 
w jesieni.

Louis 

Co jest w tej dziewczynie, że nie mogę przestać o niej myśleć. Przychodzę do niej codziennie od dwóch tygodni. Zapadła w śpiączkę. Leży jak śpiąca królewna czekająca na swojego księcia z bajki, na pocałunek, który obudzi ją ze snu.
- Co z nią?- zapytałem jak każdego dnia lekarza.
- Bez zmian. 
- A ciąża?- okazało się, że Ronni jest w ciąży.
- Rozwija się prawidłowo.
Poszedłem w stronę jej sali, otworzyłem drzwi i zobaczyłam jak niepewnie stawia kroki. O mało co się nie wywaliła. Złapałem ją w ostatniej chwili.

Ronni

Obudziłam się w nieznanym mi miejscu. Białe ściany, białe fartuchy, może tafiłam do psychiatryka. 
Nie to nie psychiatryk, brak krat w oknach i nadal są klamki w drzwiach. Z zaciekawieniem rozglądałam się po pomieszczeniu. Dwie pary drzwi, daw okna jedno duże na korytarz po którym ciągle chodziły jakieś pielęgniarki i drugie na ulicę. Trzeba wstać i iść do łazienki. Spuszczam nogi i chowam je w niebieskich, puchatych kapciach. Jeden krok, drugi krok i o mało co nie leżę na ziemi. Gdyby nie czyjeś silne ramiona. Delikatny uścisk na mojej tali, zapach perfum. Zapach, który  znałam. Poszukuję w pamięci odpowiedniego wspomnienia : ' Ktoś okrywa mnie marynarką, niesie do samochodu' Kto? Ciemna mgła spowija mój umysł, blokuje dostęp do wspomnień. Spoglądam na mojego wybawiciela. Niebieskie oczy, cudowny uśmiech i koszulka w paski. Niby kojarzę, ale jednak nie mogę rozwiązać zagadki.
- Gdzie się panienka wybiera?- pyta. Dźwięk jego głosu jest jak klucz do mej pamięci, ciemna mgła powoli znika i odkrywa pożądane wspomnienie. Ktoś- czyli Louis.
- Do łazienki.- odpowiadam jeszcze zachrypniętym głosem.
- Dobrze.- zgodził się, nadal obejmując mnie prowadzi w stronę łazienki. - Dasz sobie radę?- zapytał, a ja twierdząco pokiwałam głową.- Jakby co to krzycz.
Chwiejnym krokiem skierowałam się do środka. Zrobiłam to co musiałam, opłukałam twarz zimną wodą i spojrzałam na swoje odbicie. Blada skóra, jak u trupa, sińce pod oczami i rude włosy w nieładzie.
- Roni co ty ze sobą zrobiłaś.- powiedziałam do swojego odbicia. 
Odetchnęłam chwilę i już pewniej trzymając się na własnych nogach wyszłam z łazienki. W sali oprócz Louisa był  jeszcze lekarz.
- Widzę, że nasza śpiąca królewna się obudziła.
- Długo spałam?- zapytałam
- Dwa tygodnie.- odpowiedzieli jednocześnie.
- Wiesz jak się nazywasz?- zapytał mnie lekarz. Cóż za niedorzeczne pytanie.
- Weronika Rosati.- Odpowiedziałam siadając na łóżku 
- A gdzie jesteś?- co to dzień zadawania głupich pytań.
- Najprawdopodobniej w szpitalu w Manchesterze.- widziałam jak Lou i głupawy lekarz wymienili zaniepokojone spojrzenia między sobą.
-A który jest rok?
- 2010.- odpowiadam.
- Tak jak myślałem nie pamięta dwóch ostatnich lat. Wyparła się tych wspomnień.
- Co zrobiłam?- ten lekarz coraz bardziej mnie wkurzał.
- Roni jest 2012 rok i jesteś w Londynie.- odezwał się jak dotąd milczący Louis
- Weroniko wiesz kto to jest?- zapytał mnie lekarz wskazując na Louisa
- Louis mój...- nie mogłam określić kim był dla mnie Louis. Mój umysł przypominał labirynt bez wyjścia.- To nie możliwe.- zaczęłam histeryzować.- Kim dla mnie jesteś?- zapytałam chłopaka w paskach.
- Nikim.- odpowiada.
- To czemu tutaj jesteś? Czemu mną się opiekujesz?
- Na to nie mogę udzielić ci odpowiedzi.
- Dlaczego?- byłam już bliska płaczu.
- Bo sam jej nie znam.- powiedział. Czułam jak łzy płyną mi po policzkach.
- Znasz mnie, wiesz co robiłam przez te ostatnie dwa lata.
- Znalazłem cię pod klubem. Roni czy ty masz jakąś rodzinę.
- Rodziców.- odpowiedziałam i zaczęłam zagłębiać się we własne wspomnienia.- Wypadek.- powiedziałam po cichu.
- Roni, jaki wypadek. Powiedz co sobie przypomniałaś. - czułam jak Louis obejmuje mnie ramieniem.
- Powiedziałam, że ich nienawidzę, że po co mnie adoptowali jeżeli mnie nie chcieli. Rozbiłam ulubiony kubek mamy i kilka zdjęć. Pojechali. Zadzwonił telefon powiedzieli, że nie żyją. Pijany kierowca.- rozpłakałam się na dobre wtulając w Louisa.
Jestem sama jedna na tym świcie. Dziwny jest ten świat. Jak żyć bez kocham cię powtarzanych każdego ranka przy śniadaniu. Bez czwartkowych obiadów gotowanych przez mamę i kończących się pizzą. Sobotnich spacerów.

_______________________________________________________________
Dzisiaj to na tyle. Mam nadzieję, że się wam spodoba


Clary G internetowy spis